"Purpurowa" zawartość mojej półeczki |
Za niespełna trzy miesiące ponownie wystąpi w naszym kraju Deep Purple, niekwestionowana legenda
rocka. Planowane są dwa koncerty: 23 maja w łódzkiej Atlas Arenie i dzień
później w katowickim Spodku. Nie byłoby w tym nic sensacyjnego, wszak „Głęboka
Purpura” gościła już w Polsce kilka razy, gdyby nie fakt, że ma być to trasa
pożegnalna, nazwana The Long Goodbye Tour, promująca ostatni (ponoć) album
zespołu, zatytułowany inFinite. Cóż,
łza mi się w oku zakręciła, nie pomógł nawet fakt, że muzycy chcą żegnać się z
fanami prawie dwa lata…
No, zobaczymy. Bruce
Payne – menadżer zespołu z uśmiechem mówi „nigdy nie mów nigdy”, a Don Airey,
grający z Purplami na klawiszach od 2002 roku wspomina w wywiadzie dla Vintagerock,
że Ozzy czuje się wyjątkowo źle na muzycznej emeryturze i nie wie, co ze sobą
zrobić… Czas pokaże, wszak wyjątkowo przewrotna historia rocka nie takie wolty
już widziała, a o rozpadzie i końcu Deep Purple słyszę już od 1976 roku…
Wnętrze sześciopłytowego boxu LISTEN, LEARN, READ ON |
A tak na marginesie,
przecieki z zapowiadanego na początek kwietnia albumu inFinite brzmią wyjątkowo atrakcyjnie. Jego producentem, podobnie
jak w przypadku poprzedniej płyty jest Bob Ezrin. Ten sam, który pracował dla Pink Floyd, Roda Stewarta, Petera
Gabriela, Jane’s Addiction i Kiss. Ostatnia, jak dotąd dziewiętnasta studyjna
płyta kwintetu,
zatytułowana Now What?! (z
2013 roku) była naprawdę bardzo dobra, a najnowsza ma być ponoć jeszcze
mocniejsza, rzekomo bardziej progresywna. Nawet studio w Nashville wynajęto to
samo, co poprzednio…
Dwie, ostatnie jak dotąd płyty studyjne |
Wspomniana wcześniej
łza nie była przypadkowa. Deep Purple był przed laty jednym z moich ulubionych
zespołów, z zapałem kolekcjonowałem ich nagrania na poczciwej zetce. Zresztą
lubię ich do dziś, choć nie bezkrytycznie. Na mojej półeczce kapela jest
dość licznie reprezentowana (naliczyłem blisko czterdzieści tytułów). Oczywiście
stoi tam cała klasyka oraz co ważniejsze koncerty. Bywają dni, kiedy do nich
wracam i chętnie oddaję się wspomnieniom sprzed wielu lat. Jak przez mgłę widzę
wówczas album Burn z głowami muzyków płonącymi
jako świece, stojący na wystawie komisu za jedyne niebotyczne 700 zł, a w
uszach pobrzmiewa mi Made in Japan,
słuchany z kumplem ze stilonowskiej kasety na jego MK125. Gdybyśmy wówczas
mogli obejrzeć owe archiwalne koncerty, dziś już bez trudu dostępne na DVD…
Wybrane wydawnictwa koncertowe w wersji DVD |
Dynamiczna i pełna
zaskakujących zwrotów kariera Deep Purple mogłaby stać się tematem ciekawej
powieści obyczajowej, z wieloma wątkami sensacyjnymi. Zespół wystartował
debiutancką płytą w maju 1968 roku. Nie minęły dwa lata, a mógł poszczycić się
już pięcioma (sic!) albumami, w tym jednym nagranym na żywo, z Royal
Philharmonic Orchestra prowadzoną przez maestro Malcolma Arnolda. Warto
wspomnieć o tej płycie, gdyż okazała się ciekawą, choć incydentalną wycieczką
zespołu w krainę art rocka. Kompozycja Jona Lorda, klawiszowca grupy,
zatytułowana Concerto for Group and
Orchestra była wyrazem jego zainteresowań muzyką klasyczną. Trzyczęściowy
utwór ocierał się nieco o Rachmaninowa, Sibeliusa i Mahlera, choć takie
porównanie to oczywiście duże stylistyczne uproszczenie. Pierwsza część kompozycji
zdominowana była przez tradycyjnie brzmiącą orkiestrę, w drugiej pierwsze
skrzypce grał zespół (zaśpiewał nawet Ian Gillan, który właśnie zastąpił przy
mikrofonie Roda Evansa), natomiast trzecia była pomyślana jako swoisty
dialog orkiestry i zespołu. Nie mnie sądzić, czy była to próba udana (w tym
samym okresie z orkiestrą eksperymentował także Pink Floyd). Mimo to czasem
wracam do tej płyty. Mam do niej sentyment. Szczególnie ciekawa jest wersja
wideo. Warto przyjrzeć się publiczności, która przybyła wówczas do nobliwej Royal
Albert Hall…
Dorobek zespołu z lat 1968-1970 |
Zespół ewidentnie
poszukiwał własnej drogi. Trzy pierwsze płyty są tego dowodem. Znalazł się na
nich stylistyczny miszmasz, począwszy od kompozycji The Beatles i Jimiego
Hendrixa po flirt Jona Lorda z klasyką. Po owym pamiętnym koncercie w Royal Albert Hall muzyczny ster zespołu przejął Ritchie Blackmore, zaś Lord swe fascynacje zaczął
realizować na własne konto (Gemini Suite,
Sarabande, Windows itp.) Nawiasem mówiąc, inspiracje Blackmore'a były równie
rozległe. Potrafił zagrać szybko i agresywnie, choć nie krył sympatii dla
klimatów renesansowych, dworskich menuetów i folk rocka (co zresztą zostało mu
do dziś). Muzyka Deep Purple stała się zdecydowanie cięższa, a potężnie
brzmiący głos Gillana, który mógł wówczas zaśpiewać wszystko (dość wspomnieć
tytułową rolę w Jesus Christ Superstar)
zyskał naprawdę godną oprawę. Wydany w 1970 roku Deep Purple In Rock okazał się początkiem najbardziej udanego
okresu w karierze zespołu, zarówno twórczo jak i komercyjnie. Wyraziste i
agresywne organy Lorda, ciężkie riffy Blackmore'a,
solidny podkład basowy Rogera Glovera oraz mocna i precyzyjna perkusja Iana
Paice'a stworzyła nową muzyczną jakość. To na tej płycie znalazł się pozornie
łagodny Child in Time, z kolejnymi taktami nabierający
niezwykłości, mocy i dramatyzmu, wyróżniający się zapadającą w pamięć wokalizą Iana Gillana.
Jubileuszowe wydania kanonu |
Kolejne wydawnictwa
potwierdziły słuszność obranego kierunku. 15 września 1971 ukazał się album
Fireball, a już niespełna pół roku później Machine
Head, ówczesne opus magnum zespołu. To tam umieszczono nieśmiertelny Smoke on the Water, zainspirowany pożarem kasyna
w szwajcarskim Montreux. Pochodzące z tego samego krążka Highway Star i Space Truckin'
niewiele mu ustępują. Płyta była niesamowita, choć nagrania powstały w
zamkniętym na zimę szwajcarskim Grand Hotelu. Muzycy pracowali w hotelowym holu,
wśród plątaniny kabli, walcząc ze sprzętem i przejmującym zimnem. Mimo to
atmosfera była dobra, co przełożyło się na muzykę. Był to niezwykle
pracowity okres w karierze zespołu. Muzycy koncertowali zarówno w USA, jak i w
Japonii, a płyta Made in Japan, która
powstała przy tej okazji do dziś uznawana jest za niedościgniony wzór koncertu
rockowego.
Wybrane wydawnictwa koncertowe oraz jubileuszowe |
Mordercze tempo stało
się nieuniknionym zarzewiem konfliktów. W ciągu kolejnych dwóch lat zespół
przeżył zmiany personalne, a po wydaniu czterech płyt zamilkł na blisko
dziesięć lat. Powrócił w 1984 roku, w wielkim stylu i w najlepszym składzie.
Ale to już opowieść na inną okazję. Z pewnością do tematu będę wracał, bo
naprawdę warto. Póki co – czekam na zapowiadaną płytę. Szkoda, że ponoć
ostatnią.
słuchacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz