poniedziałek, 27 maja 2019

Z Tomaszem Pauszkiem o analogach, emocjach i dwóch ostatnich płytach







Tomasz Pauszek jest kompozytorem, wykonawcą i producentem muzyki elektronicznej. Na początku marca w Miejskim Centrum Kultury w Bydgoszczy świętował dwudziestą rocznicę swej działalności artystycznej. Koncert, który okazał się początkiem ogólnopolskiej trasy uświetniło kilka znamienitych gwiazd, był też chór, kwartet smyczkowy, lasery i wizualizacje. Wrażenia na długo pozostały w pamięci. Już wówczas postanowiłem porozmawiać z artystą i plon tego spotkania zamieścić na blogu. Ów pomysł udało się zrealizować dopiero niedawno. Oto wywiad, który przeprowadziłem 23 maja.


Jesteś absolwentem dyrygentury. Na ile ta umiejętność i konsekwencja w realizowaniu własnych wizji pomaga Ci w pracy kompozytorskiej? Czy przystępując do pracy masz w podświadomości efekt końcowy?

Tak. Studia dyrygenckie dają pewne przygotowanie, uczą prowadzenia zespołu i reżyserowania, czy wręcz narzucania swej wizji. Ja też tak mam, chociaż bywa różnie. Przystępując do komponowania wiem co chcę osiągnąć, choć zdarza się, że przychodzi to z czasem. Jest jakiś szkic, który mi się podoba, ale nie mam jeszcze pełnego pomysłu. Całość nabiera kształtu dopiero w trakcie pracy. Podobnie, gdy współpracuję z ludźmi przy koncertach. Jeżeli to jest mój koncert, to ja narzucam pewną wizję i kieruję jej realizacją.



środa, 15 maja 2019

Tangerine Dream – kilka płyt z rogu obfitości







Na początku było… trójkowe Studio Nagrań i red. Jerzy Kordowicz. Był jakby stworzony do tej audycji. Prezentował w niej ciekawostki ze świata muzyki elektronicznej i odkrywał kulisy jej tworzenia. Jego niesamowity głos urzekł nie tylko mnie, lecz także muzyków Tangerine Dream do tego stopnia, że wykorzystali jego zapowiedź do swoich polskich koncertów w 1983 roku, odtwarzając ją z taśmy przed występem (red. Kordowicz był w tym czasie nieobecny). Nic więc dziwnego, że jego słowa trafiły także na jeden z najciekawszych koncertowych albumów Tangerine Dream: Poland – The Warsaw Concert (1984). Fani z wielu krajów świata po dziś dzień zastanawiają się w jaki sposób przetworzono ów głos, by uzyskać tak niesamowite brzmienie, nie podejrzewając nawet, że to zasługa samej natury…




Myślę, że rock elektroniczny w jakimś stopniu zawdzięcza swą pozycję w Polsce właśnie dzięki programom radiowym Jerzego Kordowicza. To właśnie w trójkowym Studiu Nagrań po raz pierwszy usłyszałem o Isao Tomicie – genialnym Japończyku, który na syntezatorach analogowych dokonywał elektronicznych transkrypcji barwnych dzieł orkiestrowych mistrzów z okresu impresjonizmu i późnego romantyzmu. To panu Jerzemu zawdzięczam do dziś trwającą słabość do tych z pietyzmem realizowanych wizji Debussy’ego, Ravela, Musorgskiego, Holsta i wielu innych. Dzięki redaktorowi Kordowiczowi usłyszałem również płytę Waltera (Wendy) Carlosa Switched-On Bach (1968) oraz poznałem kulisy powstania studyjnej części albumu Ummagumma Pink Floyd (1969). Jednak największym odkryciem, które mu zawdzięczam, okazał się zespół Tangerine Dream, utworzony w Berlinie Zachodnim przez Edgara Froese. Początkowo jego członkiem był także Klaus Schulze, o którym wcześniej nieco pisałem, jednak najbardziej znaczące płyty zespołu Edgar Froese nagrał przy współudziale Christophera Franke i Petera Baumanna. Myślę, że nie umniejszając dzieła wybitnych wizjonerów muzycznych takich jak choćby Schonberg, Xenakis, Boulez i Stockhausen – to także dzięki nim przesunęły się granice muzycznej awangardy w drugiej połowie XX wieku. Pamiętam również swoją fascynację albumami Phaedra (1974), Rubycon (1975) oraz koncertowym Ricochet (z tego samego roku, jakkolwiek z albumami live TD różnie bywa, gdyż często zawierały muzykę zagraną wprawdzie na żywo, w dodatku nie pochodzącą z regularnych płyt i nierzadko później edytowaną w warunkach studyjnych). Z pewnością także nie zapomnę chwil, gdy wertując książki do matury wsłuchiwałem się w niemal każdy dźwięk z płyty Stratosfear (1976), zapisany na taśmie poczciwego ZK120T. 
Co ciekawe – to właśnie w ojczyźnie Bacha ta bądź co bądź eksperymentalna muzyka trafiła na podatny grunt i właśnie stamtąd wywodzą się tacy twórcy jak choćby Ash Ra Tempel, Amon Duul II, Can, Kraftwerk czy wspomniany Tangerine Dream, a owa nieprzypadkowa nazwa zachęcała do poszukiwań innych, abstrakcyjnych, niekonwencjonalnych i bardziej fantastycznych wymiarów percepcji sztuki.


wtorek, 14 maja 2019

Tenebris i Legendarna







Powiedzieć, że Tenebris to grupa muzyków z Łodzi, zafascynowanych progresywnym metalem to… właściwie nic nie powiedzieć. Metal progresywny to też w zasadzie dość umowna szufladka, która niezbyt precyzyjnie definiuje obszar ich zainteresowań. Zespół działa z przerwami od 1991 roku, a płyta Legendarna ukazała się w 2018 roku po pięcioletniej przerwie. Wcześniej grupa wielokrotnie zmieniała skład, szlifując również wizję własnej twórczości. Po przygodach z wydawcami i niezamierzonych przerwach zarejestrowali cztery pełnowymiarowe albumy, mają też w dyskografii nagrania demo, singla, EP oraz wydany w 2010 roku box, podsumowujący cały ich ówczesny dorobek. Przy pierwszym kontakcie ich muzyka sprawia wrażenie mrocznej, dość hermetycznej i strawnej jedynie dla koneserów tego typu brzmień. To jednak pozory. Warto zadać sobie nieco trudu by się w niej rozsmakować.



poniedziałek, 6 maja 2019

Architecture – Mission Jupiter








Prawdziwy miłośnik dobrej muzyki najczęściej nie ogranicza się jedynie do kilku ulubionych wykonawców. Zwykle stara się poszerzać swoje horyzonty, poszukując nowych inspiracji. Z tej przyczyny czasem wyrywa się poza obowiązujący kanon i zwiedza również mniej oczywiste kierunki, bowiem i tam pojawiają się godne uwagi dokonania. Rozwój technologii sprawił, że dziś jest to znacznie łatwiejsze, a fascynacje mogą podążać wielokierunkowo. W latach siedemdziesiątych odkrycie np. rumuńskiej grupy Phoenix było niczym odnalezienie skarbu na pustyni. Dziś świat skurczył się, a dobra muzyka bez większych przeszkód pokonuje granice, inspirując wielu wykonawców z krajów uznawanych niegdyś przez wyznawców rocka za egzotyczne. Tu wspomnę choćby kapitalny Fromuz z Taszkientu (Uzbekistan) – jeden z ciekawszych zespołów łączących rock progresywny i fusion, pochodzący z Azji Środkowej. Czasem nie trzeba szukać tak daleko. Za naszą wschodnią granicą również dzieje się sporo ciekawego. W maju tego roku na kilka koncertów do Polski przybyły dwie moskiewskie kapele Put' Solntsa oraz Amalgama, co z pewnością powinno zaintrygować miłośników nieco cięższych brzmień. Również w maju planowane są koncerty grupy Next Door To Heaven (Sankt Petersburg), reprezentującej progresywny metal uzupełniony żeńskim wokalem.

Miłośnikom alternatywnych brzmień powinien przypaść do gustu białoruski Mission Jupiter. To naprawdę interesujący kwintet wywodzący się z Mińska. Próbując opisać ich twórczość należałoby odwołać się do takich wzorów jak Massive Attack, The Gathering, Within Temptation i… być może Ella Fitzgerald. Są mistrzami budowania nastroju. W ich muzyce słychać też wpływy Him, Dream Theater i Muse. Zespół tworzy czterech panów: Artyom Gulyakevich (bass), Vladimir Shvakel (guitar), Dmitri Soldatenko (saxophone), Eugenue Zuev (druns) oraz niezwykle urodziwa wokalistka – Nastya Shevtsova. Grupa istnieje od 2015 roku. W zasadzie powstała jako eksperyment muzyczny, eksplorujący ciekawe brzmienia, inspirowane kosmosem i uzupełnione melodyjnym saksofonem, jednak dość szybko przerodziła się w pełnoprawny projekt, ważny dla każdego z członków.