tag:blogger.com,1999:blog-71479984857233629732024-03-13T03:16:09.435+01:00półeczka z płytamiblog muzyczny, subiektywnie o płytach z moich zbiorówsłuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.comBlogger222125tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-23988026904872390212021-06-14T22:48:00.002+02:002021-06-16T09:43:26.845+02:00Z Przemysławem Rudziem o muzyce, kosmosie i filozofii<span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i><br><br><br>Po blisko półrocznej przerwie chciałbym reaktywować Półeczkę z płytami. Tę nieobecność w sieci spowodował splot różnych okoliczności, a przede wszystkim znany wszystkim wirus, który rozpanoszył się w moim organizmie wyjątkowo złośliwie, co skończyło się wielodniową hospitalizacją. Tutaj słowa szczególnej wdzięczności chcę skierować na ręce Pani <b>dr Iwony Urbanowicz </b>oraz całego zespołu, który w styczniu tego roku tworzył I Oddział Covidowy w bydgoskim Szpitalu Uniwersyteckim im dr. A. Jurasza. Tylko dzięki ich poświęceniu i zaangażowaniu udało mi się opuścić ów oddział o własnych siłach. Dziękuję też wszystkim prawdziwym przyjaciołom oraz bliższym i dalszym znajomym za wiele słów </i><i>autentycznego </i><i>wsparcia, które trafiały do mnie w tym bardzo trudnym czasie. Choć nigdy nie lekceważyłem zagrożenia ze strony koronawirusa, to dziś wiem jak wygląda walka z nim, i wiem co się czuje, gdy leżąc na intensywnej terapii żegnasz sąsiadów wywożonych w czarnych workach. O spustoszeniu w organizmie nie chcę pisać, zwłaszcza że nadal wymagam rehabilitacji. Te wspomnienia, jak również dźwięki aparatury podtrzymującej oddychanie towarzyszące mi bez przerwy przez wiele dni i nocy zostaną ze mną na zawsze. Tyle tytułem usprawiedliwienia nieobecności, wróćmy do muzyki.</i></span><div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i><br></i></span><p></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Kilka dni temu udało mi się porozmawiać z Przemysławem Rudziem, aktywnym muzykiem z kręgu krajowej sceny elektronicznej. Była to nasza druga dłuższa rozmowa. Pierwszą, jako pokłosie XIV Festiwalu Muzyki Elektronicznej w Cekcynie zamieściłem na blogu blisko dwa lata temu, więc darując sobie przydługie wstępy przejdźmy do rzeczy.</span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9BBIIqlC677ESQe3kfiuLflknEKZYQWGaV8hll8SheaDiVwqoCpr3aXa8K5v45NpGj9I9ZYeGs9hIHSUljf33byBLfFjSeg9kOA8mWwUfQ3gjVYWqjjBu6o_Xl6Qt8Mfl91Yq92J1ZLE/s1440/61820141_2393941547329266_3664778950954975232_n.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1072" data-original-width="1440" height="297" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9BBIIqlC677ESQe3kfiuLflknEKZYQWGaV8hll8SheaDiVwqoCpr3aXa8K5v45NpGj9I9ZYeGs9hIHSUljf33byBLfFjSeg9kOA8mWwUfQ3gjVYWqjjBu6o_Xl6Qt8Mfl91Yq92J1ZLE/w400-h297/61820141_2393941547329266_3664778950954975232_n.jpg" width="400"></a></div><br><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><p></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b>W mitologii starosłowiańskiej istniała bogini Rudź. Odpowiadała według ówczesnych wierzeń za wylęg nowości, za nowe pomysły, ich jakość i liczbę. Była patronką Nowego, Władczynią Porodów i Opiekunką Pomysłów. Ty, jak do tej pory masz w swym dorobku dwadzieścia cztery płyty podpisane własnym nazwiskiem i dokładnie tyle samo wydanych książek.</b></span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Zaskoczyłeś mnie, nie wiedziałem o jej istnieniu, ale coś chyba w tym jest… Odwołałbym się chyba do starej łacińskiej maksymy <i>Nemo iudex in causa sua</i> (Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie). Trudno jednak oszukać matematykę i wszystko wskazuje na to, że nie jest to moje ostatnie słowo. Ostatnim moim dziełem, jeśli chodzi o słowo pisane, jest album poświęcony misjom NASA. Jest to retrospekcyjne spojrzenie na amerykański program kosmiczny, siłą rzeczy mocno okrojone do zaledwie trzydziestu rozkładówek. Niełatwo zamknąć całość w takiej lapidarnej formie, ale album spełnia raczej rolę popularyzatorską, będąc niejako wstępem do samodzielnych poszukiwań. A jeśli chodzi o muzykę, to faktycznie w ostatnim czasie nieco jej przybyło. W tym roku pojawił się Copernicus, płyta którą nagrałem w kooperacji z moim kolegą Robertem Szajem, dyrektorem nowopowstałego kanału TVP Nauka. Dzięki jego umiejętnościom logistycznym i przejechaniu setek kilometrów z instytucji do instytucji udało się załatwić wejście na wzgórze katedralne we Fromborku, aby zarejestrować krótką impresję na wspaniałych organach tamtejszej archikatedry. Są one oddalone zaledwie o około dwadzieścia metrów od grobu Kopernika, więc jest to miejsce pełne szczególnej metafizyki, która pozwala odczuć obecność czegoś ponadzmysłowego.</span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Poza tym w fazie produkcji jest moja płyta marsjańska <i>The Martian Anthology</i> (PR: dostałem ją 12 czerwca), zainspirowana również słowem pisanym. Mój kolega Wojtek Sedeńko ma wydawnictwo książkowe, a przy tym od bardzo wielu lat jest animatorem gatunku <i>science fiction</i> i <i>fantasy</i>. Zna niemal wszystkich autorów krajowych tego nurtu oraz większość czynnie piszących z zagranicy. Szybko okazało się, że nadajemy na tych samych falach. Inspiracją do nagrania płyty była niedawno wydana przez niego <i>Antologia marsjańska</i>, będąca cyklem siedemnastu opowiadań różnych autorów poświęconych tej planecie. Wcześniej zapoznałem się z nimi i na tej podstawie spróbowałem wyobrazić sobie jak ów beletrystyczny Mars wygląda. Postanowiłem opisać go muzycznie. I tak powstał album, który będzie w limitowanej serii rozprowadzany wspólnie ze wspomnianą książką, ale także będzie funkcjonował jako moja regularna płyta solowa. Było to dla mnie spore wyzwanie. Nagrałem siedemnaście kompozycji, co siłą rzeczy wymusiło skrócenie ich do kilkuminutowych elektronicznych impresji o charakterze ambientowo-sekwencyjnym. W zasadzie wolę formy dłuższe, jednak tu postanowiłem dostosować się do formuły książki. Gdyby była to powieść jednego autora – wówczas pewnie powstałaby jakaś suita, ale że autorów było siedemnastu to ostatecznie mamy siedemnaście obrazków dźwiękowych. Starałem się by były zróżnicowane pod względem stylistyki, barwy i dynamiki. Mam nadzieję, że ów materiał pokaże nieco inną stronę mojej twórczości. Przyznam też, że taka krótsza forma bardzo mnie zainteresowała. Daje dużo znacznie szybszej satysfakcji, w przeciwieństwie do suity, gdzie na efekt końcowy trzeba czekać znacznie dłużej. Praca nad suitą trwa czasem kilka tygodni bądź miesięcy i zdarza się, że efekt końcowy ostatecznie ląduje w koszu. Krótsze formy mogą powstać nawet w kilka godzin, przybierając akceptowalną formę i szybciej dają zadowolenie. Są dużo bardziej skondensowane, gdyż w krótszym czasie trzeba zawrzeć więcej treści. Było to dla mnie także dydaktyczne doświadczenie, sporo mnie nauczyło.<span></span></span></p></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2021/06/z-przemysawem-rudziem-o-muzyce-kosmosie.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-88401643911035715412021-01-08T23:27:00.002+01:002021-11-24T12:37:13.874+01:00Nick Mason’s Saucerful of Secrets<p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPdZKvp2K1q8oE-4sCroIjup1VU6xqfV9eoxlc7d4nN0kTy4fubKe83SDcXuEPrL-yqOwyu53kgP4RXXsbB0BpIwxWwzzxSYH8vSlEMTVIWBXWsseh1Cjrm3qY-CJ_4hlUtTVv7wDa5TU/s1089/mason_8.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><img border="0" data-original-height="1061" data-original-width="1089" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPdZKvp2K1q8oE-4sCroIjup1VU6xqfV9eoxlc7d4nN0kTy4fubKe83SDcXuEPrL-yqOwyu53kgP4RXXsbB0BpIwxWwzzxSYH8vSlEMTVIWBXWsseh1Cjrm3qY-CJ_4hlUtTVv7wDa5TU/s320/mason_8.jpg" width="320"></span></a></div><div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Nick Mason mimo, że pozostawał członkiem wszystkich wcieleń Pink Floyd, nigdy nie stawał na pierwszym miejscu w blasku jupiterów. W momencie eskalacji konfliktu między Rogerem Watersem i Davidem Gilmourem opowiedział się po stronie tego drugiego. Przypadkowe spotkanie z Rogerem w 2002 roku na karaibskiej wyspie Mustique zaowocowało odnowieniem przyjaźni, co w konsekwencji pomogło Bobowi Geldofowi zorganizować wspólny front i przekonać Gilmoura do występu Pink Floyd w legendarnym składzie na Live 8 w 2005 roku. Późniejsze nadzieje fanów na wspólną trasę koncertową mimo okazjonalnych gościnnych występów jednak pierzchły. W 2014 roku Gilmour stwierdził w jednym z wywiadów dla Rolling Stone, że miał trzydzieści lat, kiedy Roger opuścił grupę. Od tamtego czasu minęły blisko cztery dekady, czyli ponad połowa jego życia i naprawdę obaj nie mają już ze sobą wiele wspólnego. Mason zaś uważa, że ich ciągłe różnice zdań są frustrujące. W 2018 również dla Rolling Stone’a stwierdził, że czuje się rozczarowany ciągłymi kłótniami tych starszych panów. Uważa, że Roger nadal nie chce docenić wkładu Davida. Wie, że popełnił błąd opuszczając zespół i zakładając, że bez niego wszystko runie. Twierdzi, że najważniejsze jest pisanie utworów, zaś gra na gitarze i śpiew to coś, co może zrobić każdy. Brak chęci współpracy Davida Gilmoura i Rogera Watersa jest aż nadto widoczny. Na pytanie dziennikarza jak udaje mu się pozostać neutralnym Mason odpowiedział z właściwym sobie humorem, że po prostu trzyma głowę za parapetem.</span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p><p><span><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"></span></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2021/01/nick-masons-saucerful-of-secrets.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-65177322316970505552020-12-31T17:01:00.009+01:002021-01-01T14:36:20.182+01:00Subiektywne muzyczne podsumowanie 2020<p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></p><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDaERk5_xl-JA801uH_kxKn9RwQa6X7_MKesDcXZ915VC_6uUwhEGH5EEu4yDhdCoPD2gtaegi1p2rOwuwG1d9Cyiq9wL4HzXgf8WXvopMKwP8n-yz7i5Joty44W5HxHGxw_WMumvItRY/s2048/DSC04364.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1363" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDaERk5_xl-JA801uH_kxKn9RwQa6X7_MKesDcXZ915VC_6uUwhEGH5EEu4yDhdCoPD2gtaegi1p2rOwuwG1d9Cyiq9wL4HzXgf8WXvopMKwP8n-yz7i5Joty44W5HxHGxw_WMumvItRY/s320/DSC04364.JPG" width="320" /></a></div><br /><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br /></span><p></p><p><span><b><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Sylwester </span></b></span><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b>sprzyja muzycznym podsumowaniom. Stąd i ja postanowiłem podsumować mijający rok, choć mam świadomość, że pomysł nie jest odkrywczy. Nałożyłem jednak sobie pewne ograniczenia. Zgodnie z przyjętą u zarania działalności tego bloga „deklaracją programową” nie piszę o płytach, których nie posiadam, dlatego wiem, że moja lista będzie mocno okrojona. Mimo to mam nadzieję, że kogoś takie zestawienie zainteresuje.</b></span></p><p>
</p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><span><b>Aby jednak nie było zbyt subiektywne poprosiłem </b></span><b>jednego z moich przyjaciół </b><b>o przygotowanie podobnego, licząc, że ów dwugłos w znaczący sposób poszerzy pespektywę. Tak
więc dzisiejszy sylwestrowy i ostatni w tym roku tekst będzie miał dwóch autorów. Szanując prawa gościnności swoją wypowiedź zostawiam na koniec.</b></span></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b><br /></b></span></p>
<p class="MsoNormal"><i><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Napisać o roku 2020 w muzyce, że był dziwny i przygnębiający
to nic nie napisać. Odwoływane koncerty i festiwale, zapaść branży – tysiące
oświetleniowców, dźwiękowców i technicznych bez pracy, zawiedzeni widzowie (sam
mam w szufladzie ze cztery komplety biletów na koncerty które „się przełożyły
na święte nigdy”) oraz przede wszystkim Artyści dla których kontakt z
publicznością jest tlenem, narkotykiem i sensem tego co robią. Na szczęście
inwencja twórców wraz z przełączeniem kontaktów międzyludzkich na on-line
pozwoliła choć w części utrzymać tę więź. Dawką żywej, nieokiełznanej energii
był występ Post Malone „Tribute to Nirvana”. Bardzo ceniłem sobie też
Metallica’s Mondays gdzie przez szereg tygodni co poniedziałek otrzymywaliśmy
zapis AV pełnego występu grupy z przekroju całej kariery. Jednak muzycznym
obrazem (i dźwiękiem) czasu pandemii będzie dla mnie „Living in a Ghost
Town”</span><span style="font-family: verdana; font-size: large;"> </span><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">The Rolling Stones, opublikowany w
sieci 23 kwietnia a więc w chwili gdy lockdown skutecznie spustoszył już nasze
miasta, co jakże sugestywnie przedstawiono w teledysku. Swoją drogą – jak ci
faceci to robią nagrywając ciągle tak znakomite piosenki?</span></i></p><p class="MsoNormal"></p><p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i>I tym sposobem płynnie przechodzimy do bardziej już
muzycznych wrażeń mijającego roku. Zaczniemy od samego końca, pozostając w
gronie rówieśników Mike’a i Keitha: oto 18 grudnia ukazała się nowa płyta sir
Paula McCartneya zatytułowana „III”. Efekt pandemii? Z pewnością – Macca gra tu
na wszystkich instrumentach, jest kompozytorem i producentem całości, słowem
„Made in the Rockdown”. A muzycznie? No cóż – od początku intrygująco – chyba
nikt by się nie spodziewał się po 78-letnim artyście takiego riffu, pulsującego
funku i przybrudzonych gitar jak w pierwszym utworze … Dalej jest już nieco
bardziej „tradycyjnie” i choć w głosie Paula słychać momentami upływ czasu, to całości
słucha się z prawdziwą przyjemnością.</i></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i></i></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhAf4fxmaWGCLckvT-ZhrFDtWGdLrN2j3mvGAcXmhwvFtc4el0qQqDaxKGFIeDkO6AwIkO01jR1aozUeuhshmoJjBytOtMpPeLX-ytCKNNmSvU_Ap3PS8x2Wa5RFToNTZyFYDiPlwSzSiI/s1782/02.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="1782" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhAf4fxmaWGCLckvT-ZhrFDtWGdLrN2j3mvGAcXmhwvFtc4el0qQqDaxKGFIeDkO6AwIkO01jR1aozUeuhshmoJjBytOtMpPeLX-ytCKNNmSvU_Ap3PS8x2Wa5RFToNTZyFYDiPlwSzSiI/s320/02.jpg" width="320" /></a></i></span></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i><br />Niezwykle wysoko cenię sobie tegoroczne wcielenie rodziny
Waglewskich. Płyta „Duchy ludzi i zwierząt” jest wielowymiarowa, wysmakowana
muzycznie, z tekstami, które poruszają.<span style="mso-spacerun: yes;">
</span>Jeśli chodzi o wątek polskich artystów w mijającym roku to zwracają
uwagę dwie „okołojazzowe” płyty – urokliwy, miejscami ambientowy „Przypływ”
zespołu Jazzpospolita, oraz „piano forte brutto netto” - wcielenie Wojtka
Mazolewskiego w zespole Pink Freud. Jazz czyli rock, jak trafnie spuentował tę
płytę w swojej recenzji p. M. Pęczak w „Polityce”. Nic dodać nic ująć.</i></span><p></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i>Rok 2020 to także umocnienie trendu z kilku poprzednich lat
– wyraziste gitarowe brzmienia są w odwrocie, elektronika góruje. Przykłady? Ot
choćby<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>tegoroczna płyta Nothing But
Thieves „Moral panic” – próżno na niej szukać soczystych riffów. A to, co
dochodzi do nas z opublikowanych do tej pory nowych nagrań Stevena Wilsona z
przełożonej na rok przyszły nowej płyty – to już prawdziwe trzęsienie ziemi.
Oczywiście niektórym artystom takie poszerzenie środków wyrazu wychodzi na
dobre, weźmy chociażby tegoroczną płytę Edyty Bartosiewicz „Ten moment”,
przestrzenną, ukazującą artystkę w zupełnie innym muzycznym miejscu, choć z tą
samą wrażliwością jaką znamy od początku jej kariery. Nie ukrywam, że sporo
oczekiwałem po nowej płycie Pearl Jam po usłyszeniu promującego ją utworu
„Dance Of the Clairvoyants” z wyraźnie odświeżonym brzmieniem, dyskretnie
wzbogaconym elektroniką ale energetycznie pulsującym. Niestety, „Gigaton” jako
całość mnie rozczarował. Gdzieś w okolicach połowy drugiej strony tracę wątek,
to wszystko się jakoś rozłazi i zaczyna ślimaczyć...</i></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i></i></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4nuhYWewwqBkK0Lhb1d5nJNmHV_id45SFo5rQdru3gn1QxhxvxUhICcKzoD3aLFUXHjFnpY0tABCiYIOQYhSK1DNbG01BNa9fD9nUVwjPO2ZwjX92BXDEDhiGP5HosQ0_w9bPT1Vw7-Y/s2016/01.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1263" data-original-width="2016" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4nuhYWewwqBkK0Lhb1d5nJNmHV_id45SFo5rQdru3gn1QxhxvxUhICcKzoD3aLFUXHjFnpY0tABCiYIOQYhSK1DNbG01BNa9fD9nUVwjPO2ZwjX92BXDEDhiGP5HosQ0_w9bPT1Vw7-Y/s320/01.jpg" width="320" /></a></i></span></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i><br />Młodsi artyści w rocku 2020? Ha, wbrew pozorom kilka płyt
zwraca uwagę swoją pierwotną energią: Blues Pills „Holy Moly!” pomysłami i
brzmieniem, All Them Witches „Nothing As The Ideal” – moim zdaniem najlepsza
tegoroczna „indie” płytka, czy choćby Tyler Bryant & The Shakedown
„Pressure” z rzetelnym rzemiosłem i soczystymi gitarowymi riffami. Wszystkie
trzy zmieściły się w pierwszej piątce moich ulubionych płyt tego roku. </i></span><p></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i>Jak zwykle rok zaszczycił swoją obecnością Joe Bonamassa, aż
w dwóch wcieleniach –<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>„The Sleep Eazys”
oraz na angielskiej królewskiej herbatce „Royal Tea”. Nie sposób także nie
wspomnieć o bardzo dobrej płycie Ozziego „Ordinary Men” i o coraz bardziej
nostalgicznym Brusie Springsteenie („Letter To You”).</i></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i>Na koniec chciałbym jeszcze choć trochę miejsca poświęcić
trzem artystom, którzy także wydali swoje płyty w roku 2020. Pierwszym jest
Fish, z długo oczekiwanym, podwójnym albumem „Weltschmerz”. Wg oświadczeń
artysty to jego ostatnie dzieło, po nim w planie jest pożegnalna trasa
koncertowa i już… Płyta godna pożegnania. Jest więcej klawiszy, mniej gitar,
utwory raczej nastrojowe ale wciągające, no i skoro to ostatni raz to czemu nie
zaszaleć z długością…</i></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i></i></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjG5lxOxHC8Pws5IAko6O5Yrk-Zz1Yb9dgTDR4wvAXH_96mTnUhqW3mWSA1Y49v3jb0N6ilylyPT_v1UrfqL-BNNqMhsnUbf85hjcPgHhopMQWIArwyVULJO1txuMJlI5elXIpJjO-UnNQ/s1701/03.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1512" data-original-width="1701" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjG5lxOxHC8Pws5IAko6O5Yrk-Zz1Yb9dgTDR4wvAXH_96mTnUhqW3mWSA1Y49v3jb0N6ilylyPT_v1UrfqL-BNNqMhsnUbf85hjcPgHhopMQWIArwyVULJO1txuMJlI5elXIpJjO-UnNQ/s320/03.jpg" width="320" /></a></i></span></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i><br />Drugim jest Nick Cave. W odpowiedzi na skasowane trasy
koncertowe z powodu pandemii Nick nagrał w czerwcu występ solo<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>w Alexandra Palace's West Hall w Londynie.
Tylko On, fortepian i echo pustej sali koncertowej. Całość można było obejrzeć
w streamingu 23 lipca, a od 20 listopada możemy cieszyć się podwójnym albumem "Idiot Prayer: Nick Cave Alone at Alexandra Palace". Zachęcam do posłuchania
w oderwaniu od innych zajęć, najlepiej późnym wieczorem. Utwory, które tak
dobrze znamy bronią się świetnie moim zdaniem w tych surowych aranżacjach. </i></span><p></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i>W końcu trzeci artysta i moja prywatna płyta mijającego
roku. Wydaje się ponadczasowy, jednocześnie jak sam przyznaje w jednym z
utworów pełen różno(rodno)ści. Ilu jest Bobów Dylanów? Ile jego twarzy
zdążyliśmy poznać przez 60 lat kariery? A on wciąż potrafi zaskoczyć – jak
choćby 17 minutową analizą morderstwa JFK i rozwodnienia jego skutków ze smutną
konstatacją „Synu, w dniu kiedy go zabili epoka antychrysta dopiero się zaczęła…”.
„Rough and Rowdy Ways” to wbrew tytułowi płyta niespieszna, analogowo ciepła,
zakorzeniona w bluesie, gęsta w znaczenia. Zapewne jej dogłębna analiza to
zadanie na artykuł sam w sobie, do czego autora niniejszego bloga gorąco
zachęcam.</i></span></p>
<p align="right" class="MsoNormal" style="text-align: right;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i>I.K.</i></span></p>
<p class="MsoNormal"><o:p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Czas na mnie. Przy pomocy Excela sprawdziłem, że na moją
półeczkę trafiło w minionym roku trzydzieści dziewięć płyt sygnowanych rokiem
2020. Z tej listy postawiłem na premiery, stąd też niestety za burtą znalazły
się wznowienia czy tak wartościowe kompilacje jak np. pięciopłytowy box Jana
Ptaszyna Wróblewskiego – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Studio Jazzowe
Polskiego Radia 1969-78</i>. Spory problem miałem także z nową płytą Iona
Andersona <i style="mso-bidi-font-style: normal;">1000 Hands</i>, bo choć nosi
ona datę 2020, to de facto jej premiera miała miejsce rok wcześniej. Jon wydał ją
własnym nakładem i była dostępna jedynie na jego stronie internetowej oraz
podczas koncertów. Trochę szkoda, wszak powstawała przez blisko trzy dekady, a
spośród owego tytułowego tysiąca współpracowników wielu nie doczekało premiery.
Postanowiłem także nie wartościować wymienionych krążków, nie dzielić ich na
krajowe i zagraniczne, a także skupiając się na tych naprawdę ważnych dla mnie przyjąć
porządek alfabetyczny. W efekcie wybrałem pozycje, o których niżej słów kilka.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">BEYOND THE EVENT HORIZON – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Leaving The 3<sup>rd</sup> Dimension </i>– nowy album <span style="color: black; line-height: 115%; mso-bidi-font-family: "Times New Roman"; mso-bidi-font-size: 12.0pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;">czwórki
poznańskich muzyków. Mieszanina progresywnego rocka, nie stroniącego od
mocniejszych riffów, z klimatami postrockowymi, czy wręcz ambientowymi z
pogranicza muzyki elektronicznej. Ciekawa rzecz, nie znałem tego zespołu
wcześniej, jednak ów album na tyle wzbudził moją ciekawość, że postanowiłem
dotrzeć do ich wcześniejszych dokonań. Zespół ze zmiennym składem istnieje
dziesięć lat, proponując niebanalną, przestrzenną i wielowątkową muzykę, pełną
barw i emocji.<o:p></o:p></span></span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">BONAMASSA JOE – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Royal
Tea</i> – kolejna pozycja amerykańskiego gitarzysty, tym razem zamknięta w
stylizowanej puszcze angielskiej herbaty. Do puszki trafiły utwory będące
hołdem dla brytyjskich pionierów białego bluesa, takich jak Jeff Beck, Eric
Clapton, John Mayall czy Alexis Korner, a wszystko z poszanowaniem tradycji i klimatu
Abbey Road Studios. Mimo to Bonamassa pozostaje sobą i proponuje własne
kompozycje, jedynie nawiązujące do wymienionych wyżej pionierów. Dziesięć
naprawdę dobrych i urozmaiconych bluesowo-rockowych kompozycji.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMrpDQkqdxdOCIfoQFzCWKdQyCR4mhcRD0BKskPKkBvb8YCyaew3ckoL2vNTr9h6Aa0gO-r2kQTw7lAuXvC1zbGUzPuBsXDlOW6UicT6gW7hx12FSOynVIgmaA9m9Y3m9SnyP3cdLV2z8/s1633/04.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1137" data-original-width="1633" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMrpDQkqdxdOCIfoQFzCWKdQyCR4mhcRD0BKskPKkBvb8YCyaew3ckoL2vNTr9h6Aa0gO-r2kQTw7lAuXvC1zbGUzPuBsXDlOW6UicT6gW7hx12FSOynVIgmaA9m9Y3m9SnyP3cdLV2z8/s320/04.jpg" width="320" /></a></span></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br />CIURAJ WOJCIECH<span style="mso-tab-count: 1;"> </span>– <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Dwa żywioły </i>– drugi element śląskiego
tryptyku poświęconego powstaniom śląskim. Szerzej o samej płycie opowiada jej
autor w wywiadzie, który kilka tygodni temu zamieściłem na blogu. Pięć
kompozycji i wciągająca dwudziestominutowa <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Suita
Czterech Rzek.</i> Kawał dobrego polskiego art-rocka i niezła gitara lidera. Rzecz
godna uwagi.</span><p></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">DEEP PURPLE – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Whoosh!</i>
– nowy materiał starych klasyków rocka. To już jednak nie te emocje. Album nie
rozczarowuje, choć na kolana nie rzuca. Warto posłuchać i należy odnotować.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">DYLAN BOB – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Rough And
Rowdy Ways</i> – trzydziesty dziewiąty studyjny album, a zarazem pierwszy po
uhonorowaniu legendarnego twórcy nagrodą Nobla. Aktualny i korzeniami tkwiący w
historii. Dość tu posłuchać siedemnastominutowego <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Murder Most Foul</i>, w którym Dylan opowiada o zabójstwie Johna
Fitzgeralda Kennedy'ego. Album ze swymi wszystkimi odniesieniami
jest przerażająco aktualny.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">LUNATIC SOUL – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Through
Shaded Woods</i> – leader Riverside w siódmej odsłonie swojego solowego projektu.
Kolejne piękne i klimatyczne dzieło Mariusza Dudy. W trakcie dwunastu lat jego
solowy projekt zahaczał o różne strony, powodując wielorakie emocje. Teraz wraca
do korzeni. I niezmiennie – choć nie zaskakuje, to jednak wciąga coraz mocniej.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">MACIEJ GOŁYŹNIAK TRIO – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">The
Orchid (Polish Jazz 85)</i> – jedna z ciekawszych propozycji mijającego roku, w
dodatku pod szyldem znanej i cenionej serii jazzowej. Ten szyld może jednak
mylić. Płyta przynosi wyjątkową porcję nastrojów i fascynacji, niekoniecznie
jazzowych, próbujących oddać nieco nostalgiczny nastrój i klimat chwili. Dla
mnie jedna z mocniejszych pozycji tego zestawienia.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">MASON NICK – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Nick
Mason’s Saucerfuf Of Secrets Live At The</i> <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Roundhouse</i> – choć trudno ów koncertowy album nazwać ściśle
premierowym, to jednak obecne spojrzenie dawnego perkusisty Pink Floyd i
towarzyszących mu muzyków na wczesny repertuar macierzystego zespołu nosi
zdecydowany powiew świeżości. Długo oczekiwana, świetna płyta.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">RUDŹ<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>PAUSZEK
NIEDZICKI – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Panta Rhei II </i>– druga
część tryptyku, rozwijająca myśl antycznego filozofa. Intrygująca wyprawa pełna
przemyśleń z pogranicza filozofii i natury otaczającego nas świata. Wyjątkowy
album koncepcyjny i mocna pozycja w moim rocznym podsumowaniu.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvVrWIqTu2y5q4j3u8E9KJbcSu8EpgR0KBA8xB6DgWP8FIHk-CbgzSza12M-Yc_hwah_lirWK1-I28eoOgxk1hyZQADPlvN4AsapcOmHaoDXlhzB4yFDEHj1Z9Knz3hc7cN5HCdsc3xbo/s1249/05.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1017" data-original-width="1249" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvVrWIqTu2y5q4j3u8E9KJbcSu8EpgR0KBA8xB6DgWP8FIHk-CbgzSza12M-Yc_hwah_lirWK1-I28eoOgxk1hyZQADPlvN4AsapcOmHaoDXlhzB4yFDEHj1Z9Knz3hc7cN5HCdsc3xbo/s320/05.jpg" width="320" /></a></span></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br />SPRINGSTEEN BRUCE – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Letter
To You</i> – dwudziesty studyjny album w dorobku Bossa. Dwanaście utworów,
poświęconych problemowi przemijania, szczególnie ważnych w kontekście ostatnich
globalnych doświadczeń. Dobra i ważna płyta.</span><p></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">VOLLENWEIDER ANDREAS – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Quiet
Places</i> – nowa po dłuższej przerwie płyta Andreasa Vollenweidera, nagrana z
udziałem fortepianu, instrumentów dętych, klawiszowych, perkusji i intrygującej
wiolonczeli. Należy odnotować, słucham z przyjemnością, choć entuzjazm
umiarkowany.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">VOO VOO – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Anawa 2020</i>
– autorska interpretacja jednej z najważniejszych polskich płyt, nagrana z
udziałem Katarzyny Nosowskiej, Krzysztofa Zalewskiego i Huberta „Spiętego”
Dobaczewskiego. Każdy z nich wniósł do projektu własną wrażliwość i styl, dzięki
czemu zyskała unikalny koloryt. Nadal są to utwory Grechuty, choć w nieco
innej, ciekawej odsłonie. Mocny punkt.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">WAGLEWSKI FISZ EMADE – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Duchy
ludzi i zwierząt</i> – kolejna niebanalna pozycja skłaniająca do myślenia, z
równie ważną warstwą literacką. Muzyka z elementami rocka, soulu, jazzu i
jakiegoś nieuchwytnego pierwiastka duchowego… Szczery ukłon.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">WAKEMAN RICK – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">The Red
Planet</i> – bardzo oczekiwany (zwłaszcza przeze mnie) powrót Ricka Wakemana do
stylistyki, w której lubiłem go najbardziej. To nareszcie prawdziwie art-rockowy
album, zawierający osiem utworów instrumentalnych, inspirowanych krajobrazami Marsa. Nagrany z udziałem perkusji, basu, gitar, klawiszy – słowem The English
Rock Ensemble w całej okazałości. Bardzo mocny punkt, wart rekomendacji.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">To tyle. Myślę, że mijający rok mimo swych ograniczeń muzycznie
nie był zły. Zawsze jednak mógłby być lepszy. I takiego życzę wszystkim
czytelnikom mojego bloga. </span></p>
<p align="right" class="MsoNormal" style="text-align: right;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">słuchacz<o:p></o:p></span></i></p>
<p class="MsoNormal"><o:p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></o:p></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">PS.</span></p>
<p class="MsoNormal"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">W odpowiedzi na sugestię z pierwszej części – w istocie „Rough
and Rowdy Ways” wart jest głębszej analizy. Pomyślę. </span></p><br /><p></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijPqW2MJdgPthupLz2qgFsuAtNgSpnGCyvRSIavXe-2m3b-2WkkHXIeHF7bmhEMchzrEv6gTBWB6L8qN7YOqrdkOU2qsmb0MpeI3VKi0lwq1KFugb1oeIKEzEggsLGiUUEhXDuYE6JYiA/s2048/DSC09208.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1149" data-original-width="2048" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijPqW2MJdgPthupLz2qgFsuAtNgSpnGCyvRSIavXe-2m3b-2WkkHXIeHF7bmhEMchzrEv6gTBWB6L8qN7YOqrdkOU2qsmb0MpeI3VKi0lwq1KFugb1oeIKEzEggsLGiUUEhXDuYE6JYiA/s320/DSC09208.JPG" width="320" /></a></div><br /><div><br /></div><div><br /></div><div><br /></div><div><br /></div><div><br /></div>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-21213930238851733322020-12-18T20:25:00.005+01:002020-12-18T21:18:46.275+01:00Rudź / Pauszek – Panta Rhei, część I i II<p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinaBEWHdzXZXK87noLf5RoE9r-WIZF7sswJLz_V4_R3b_Cr1k7JR24z2WFsvHKSXbKqM-ECxaqsFmiCvgW80JFuFVg3e8sdeNYCNLZ-7J_gFl_-i_6nI3rXcdRfqhEuXmm-4haLbuxrjc/s1067/Panta2_12.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><img border="0" data-original-height="1067" data-original-width="961" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEinaBEWHdzXZXK87noLf5RoE9r-WIZF7sswJLz_V4_R3b_Cr1k7JR24z2WFsvHKSXbKqM-ECxaqsFmiCvgW80JFuFVg3e8sdeNYCNLZ-7J_gFl_-i_6nI3rXcdRfqhEuXmm-4haLbuxrjc/s320/Panta2_12.jpg"></span></a></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br><br></span><p></p>
<span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Od dawna jestem miłośnikiem muzyki elektronicznej. Nie jest to może najważniejszy kierunek moich zainteresowań lecz bardzo istotny. Zaczęło się wiele lat temu od Isao Tomity i Tangerine Dream. Przez lata sporo się zmieniło, pojawiły się nowe fascynacje, jednak kierunek w jakim podążali wspomniani twórcy w latach siedemdziesiątych w jakiś sposób zdefiniował moją percepcję tego gatunku. Do dziś bardzo go cenię, choć nie wszystkie dokonania jednakowo mnie fascynują. Cieszę się, że od dłuższego czasu Polska na tym polu nie jest białą plamą. Twórców jest wielu i choć poziom bywa różny, to z pewnością mamy w czym wybierać. Świadczą o tym choćby doroczne spotkania kompozytorów i miłośników tej muzyki organizowane od kilkunastu lat w Cekcynie. Nie chcę przywoływać konkretnych nazwisk w obawie by kogoś nie pominąć. W jakimś sensie kwestię tę rozstrzygnął Tomasz Pauszek zapraszając do swych wcześniejszych projektów <i>LO-FI LO-VE</i> oraz <i>20 Years Live</i> bodaj najważniejszych krajowych aktorów tej sceny. Korzystając z faktu, że mieszka w moim rodzinnym mieście rozmawiałem z nim kilkakrotnie, a plon tych spotkań znalazł się na tymże blogu. Równie znaczącą rolę w polskiej muzyce elektronicznej odgrywa (w przenośni i dosłownie) Przemysław Rudź – pochodzący z Elbląga, choć na stałe związany z Gdańskiem. Ma w swym dorobku ponad dwadzieścia albumów muzycznych, z których część jest także efektem współpracy z wybitnymi muzykami tej sceny. Obszerny wywiad przybliżający jego postać również można odnaleźć na moim blogu. Nie bez powodu przywołałem obie te postaci, gdyż w efekcie ich wspólnej pracy powstało jedno z najbardziej ekscytujących przedsięwzięć polskiej sceny elektronicznej. Jest nią wydany w 2018 roku album <i>Panta Rhei</i>, opatrzony inspirującą okładką, zaprojektowaną przez Damiana Bydlińskiego (z grupy Lizard). Płyta trafiła na rynek zarówno w formie CD, jak i podwójnego winyla. Została życzliwie przyjęta, tak przez fanów jak i krytyków, co zachęciło obu twórców nie tylko do przygotowania drugiej części, ale także rozwinięcia całego projektu do formy tryptyku. <i>Panta Rhei II</i> miała swą premierę tydzień temu. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że skoro pomysł chwycił to wzorem hollywoodzkich twórców trzeba zrobić sequel, a potem kolejny. Nic z tych rzeczy. Obie części naprawdę trzymają wysoki poziom, a są tacy, którzy twierdzą, że wprawdzie druga część nawiązuje do pierwszej, ale jest jeszcze ciekawsza bo penetruje niezbadane wcześniej obszary. Trudno nie zgodzić się z tym twierdzeniem, zwłaszcza, że doszedł jeszcze jeden dość istotny element, mający bardzo istotny wpływ na odbiór całości. Ale o nim za chwilę.</span><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><span></span></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/12/rudz-pauszek-panta-rhei-czesc-i-i-ii.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-20791706042756777832020-12-11T20:53:00.003+01:002020-12-13T18:45:13.835+01:00The Most Beautiful Dream – EXODUS<p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJ_0ogwtOMq2bJ9tgwtn46NCZn04usOx9O83kcWHijvyIuq_6-iMsx7Pz9dYpb1sAI_qAQ4g12P2JUlGS6hAPu1Ppei_iJlM-cqE_1NKV1SAkkbIOrn4pP3uCv0px1hX6xqjPtNrxpPn4/s1089/EX_14.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><img border="0" data-original-height="1089" data-original-width="1088" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJ_0ogwtOMq2bJ9tgwtn46NCZn04usOx9O83kcWHijvyIuq_6-iMsx7Pz9dYpb1sAI_qAQ4g12P2JUlGS6hAPu1Ppei_iJlM-cqE_1NKV1SAkkbIOrn4pP3uCv0px1hX6xqjPtNrxpPn4/s320/EX_14.jpg"></span></a></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Bynajmniej, nie będzie to opowieść o
biblijnej Księdze Wyjścia, ani o muzyce spod znaku amerykańskiego metalu, ani nawet
o jednej z płyt Boba Marleya. Pozostajemy nadal w kręgu początków polskiej
muzyki progresywnej. Exodus (jak zapewne pamiętają nieco starsi miłośnicy
gatunku) to polski zespół spod znaku art rocka, czy też rocka symfonicznego –
tak w każdym razie był postrzegany na początku swej działalności. Zaistniał w
1976 roku przy warszawskim klubie Riviera-Remont, początkowo jako formacja
Źródło, w której prym wiedli bracia Andrzej (g) i Wojciech (bg) Puczyńscy. Z
czasem do składu dołączył Władysław Komendarek (k) oraz Jerzy Machnikowski (dr).
Ten ostatni po jakimś czasie odszedł do grupy Krzak, a jego miejsce zajął Zbigniew
Fyk. Skład okrzepł gdy pojawił się gitarzysta Paweł Birula, obdarzony
charakterystycznym wysokim głosem. Exodus w krótkim czasie stał się jedną z
najbardziej interesujących grup w naszym kraju. Do dziś pamiętam wrażenie jakie
wywołała na mnie ich pierwsza długogrająca płyta <i style="mso-bidi-font-style: normal;">The Most Beautiful Day</i> (1980) oraz koncert, który miałem okazję
zobaczyć w toruńskiej auli UMK. Krytycy zaliczali zespół do nurtu określanego mianem
muzyka młodej generacji. Był to dość umowny termin wymyślony przez Jacka
Sylwina, Marcina Jacobsona, Waltera Chełstowskiego i Wojciecha Korzeniewskiego,
łączący tak różne stylistycznie zespoły jak choćby Krzak, Kombi, Mech czy Kasa
Chorych. Zespoły tego nurtu (w tym Exodus) zaprezentowały się publiczności na
scenie sopockiej Opery Leśnej, podczas Międzynarodowych Konfrontacji Muzycznych
Pop Session w 1978 roku. Warto wspomnieć, że rok później w tym samym miejscu
zadebiutowała Res Publica (protoplasta Republiki). W 1980 przegląd został
przeniesiony do Jarocina. Niestety, w parze za występami estradowymi nie szły
nagrania. Kasa Chorych na swoją pierwszą płytę czekała trzy lata, a gdański
Cytrus… siedemnaście.</span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><span></span></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/12/the-most-beautiful-dream-exodus.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-57503672374266489912020-12-04T12:42:00.002+01:002020-12-04T12:46:38.592+01:00COLLAGE<p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji0Fg1_5EhiOpXPtzJIZIJdbo_msNRvrV7mE9uBoft5mMLYw-a386L0fd7NJJ-kgJQh3Ha617uljQKiEaB3x-D9eevun9va4RzGpYUBM_p4fFyAAuYZ8a4JRyjw4ZadW9RCKu7dR4NJ44/s2020/COL_9.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><img border="0" data-original-height="958" data-original-width="2020" height="304" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji0Fg1_5EhiOpXPtzJIZIJdbo_msNRvrV7mE9uBoft5mMLYw-a386L0fd7NJJ-kgJQh3Ha617uljQKiEaB3x-D9eevun9va4RzGpYUBM_p4fFyAAuYZ8a4JRyjw4ZadW9RCKu7dR4NJ44/w640-h304/COL_9.jpg" width="640"></span></a></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Niedawno przekopując Internet
natknąłem się na dywagacje, które można byłoby podsumować pytaniem:<span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Czy stare wino jest lepsze? Nie jestem znawcą
tematu, ale w owym wywodzie dostrzegłem pewne stwierdzenia, które jako żywo
mogłyby tłumaczyć szczególny status (i ceny) płyt polskich grup z pogranicza
art-rocka i nurtu progresywnego z przełomu XX i XXI wieku. Mam na myśli choćby dokonania
tych zespołów, którym w ostatnim czasie poświęciłem nieco miejsca. Tu przypomnę,
że zgodnie z założeniem przyjętym przed laty u progu istnienia tego bloga –
piszę jedynie o krążkach z własnych zbiorów (patrz zdjęcia), tak więc kupując
je przed laty miałem chyba trochę szczęścia. Wróćmy jednak na moment do wina.
Jak twierdzą znawcy – stare dobre wino, to wino dojrzałe, zrównoważone i
piękne, o wykształconym bukiecie i smaku. Cóż za wysmakowany opis, pasujący
także do muzyki. Idźmy jednak dalej. Podobno w większości przypadków to nie
upływające lata sprawiają, że wino jest lepsze. W piwnicznym cieniu zyskują
tylko te gatunki, które już na wstępie, jeszcze nie w pełni ukształtowane
nosiły znamiona wielkości. I tu dochodzimy do sedna. Przenosząc te spostrzeżenia
na grunt muzyki możemy jedynie rozważać czego zabrakło, by wspomniane grupy
zajaśniały pełnym blaskiem na dłużej, nie tylko w naszym kraju. To już jednak
rozważania z pogranicza socjologii, ekonomii, filozofii i tych nauk, które
próbują dociec komu i dlaczego sprzyja fortuna. Często właśnie brak szczęścia (nie
tylko u nas) sprawiał, że zespoły z niezłym potencjałem grzęzły w historii.</span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">W 1990 początkowo na kasecie, a rok
później na czarnym i srebrnym krążku ukazał się debiutancki album formacji
Collage, zatytułowany <i>Baśnie</i>. Mimo
sprzyjających wiatrów, czyli ponownego wydania najpierw przez włoską firmę Subteranea
Records i Vinyl Magic oraz dwukrotnego wznowienia kilka lat później przez Metal
Mind album w mojej ocenie nie zajął należnego mu miejsca, choć dziś sądząc z
cen aukcyjnych zyskał ów wspomniany wcześniej wykształcony bukiet i smak. Spróbujmy
jeszcze na moment pozostać w kręgu winiarskich metafor. Cóż się stanie jeśli
wydobędziemy ów trunek z piwnicznego mroku? Co uda się odnaleźć we wnętrzu
omszałej i pokrytej kurzem butelki? Ktoś kiedyś trafnie zauważył, że życie jest
zbyt krótkie, żeby otwierać niedobre wino i pić je z nudnymi ludźmi. Jak widać
tajemnica tkwi nie tylko w smaku, ale i w towarzystwie. Na smak i intensywność
aromatu wina ma niewątpliwie wpływ aura w jakiej dojrzewały owoce i sam proces
produkcji. Wszystkie te stwierdzenia wyjątkowo pasują do mojej dzisiejszej
opowieści.</span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"></span></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/12/collage.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-26362444293159730952020-11-28T21:55:00.004+01:002020-12-08T21:03:21.631+01:00Pink Floyd – Delicate Sound of Thunder (2020)<p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCLfF2ys_KlQVQ_0PSXAOy_1cLGcxJhcJbNRz7LEvBk3pqCJ2zY6Vex9QtmlnLIhQKXu4K17k9mlw25FZoLcCqHso_j2PhfCo_5FHNM_DAqz01JwYBn-6sEfTp1IsUx0uB77tJmOhzzpQ/s1157/DSOT_08.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><img border="0" data-original-height="1072" data-original-width="1157" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCLfF2ys_KlQVQ_0PSXAOy_1cLGcxJhcJbNRz7LEvBk3pqCJ2zY6Vex9QtmlnLIhQKXu4K17k9mlw25FZoLcCqHso_j2PhfCo_5FHNM_DAqz01JwYBn-6sEfTp1IsUx0uB77tJmOhzzpQ/s320/DSOT_08.jpg" width="320"></span></a></div><div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></div><div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></div><span style="font-size: medium;"><span style="font-family: verdana;">„Całkiem sprytne fałszerstwo” – tak
brzmiała opinia Rogera Watersa komentująca </span><span style="font-family: verdana;"><i style="mso-bidi-font-style: normal;">A
Momentary Lapse Of Reason</i> z 1987 r., pierwszy album Pink Floyd nagrany bez
jego udziału. I choć trudno uznać ją za w pełni obiektywną, to płyta w istocie
przedstawiała zespół, który próbuje podnieść się po rewolucji. Nie ułatwiała mu
tego armia prawników, reprezentujących byłego kolegę, który uważał, że jedynie
jemu przysługuje prawo do nazwy. Ostateczny wyrok w tej sprawie zapadł dopiero
kilka miesięcy po premierze albumu. Odrodzona grupa, tworzona początkowo tylko przez Davida Gilmoura i Nicka Masona oraz wspomagana przez sidemanów postanowiła
udowodnić, że legendarny Pink Floyd nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Rick
Wright wyrzucony przez Watersa po <i style="mso-bidi-font-style: normal;">The
Wall </i>grał najpierw jako muzyk wspomagający. Zespół w istocie potrzebował
odrodzenia. O ile <i style="mso-bidi-font-style: normal;">The Wall</i> można
uznać za ostateczne rozliczenie się Rogera Watersa z przeszłością, to jednak minimalistyczny
<i style="mso-bidi-font-style: normal;">The Final Cut</i> miał już znamiona
obsesji. Jeśli krytycy twierdzą, że <i style="mso-bidi-font-style: normal;">A
Momentary Lapse Of Reason</i> powinno być solową płytą Gilmoura, to równie
dobrze <i style="mso-bidi-font-style: normal;">The Final Cut</i> powinno stać się
solową płytą Watersa. Zostawmy jednak te dywagacje. Topory wojenne zostały
zakopane dopiero po dwudziestu czterech latach, po wspólnym występie kwartetu
podczas Live 8 w 2005 roku, choć jakiś cień z pewnością pozostał, a powracające
dywagacje fanów o reaktywacji definitywnie przerwała dopiero śmierć Ricka Wrighta.</span></span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Wróćmy jednak do roku 1987.
Odrodzony zespół pożeglował (niemal dosłownie, gdyż materiał na <i style="mso-bidi-font-style: normal;">A Momentary Lapse Of Reason</i> zarejestrowano
na barce Astoria, należącej do Davida i zacumowanej na Tamizie niedaleko
Hampton Court) w stronę klasycznego brzmienia. Niewątpliwe zabrakło
śpiewającego Rogera, który wcześniej z Davidem dzielił partie wokalne. W
tekstach trudno było doszukać się jakiejś myśli przewodniej i charakterystycznego,
nieco sarkastycznego spojrzenia na rzeczywistość. Może dlatego sporo tu partii
instrumentalnych (skądinąd świetnych), jednak w pamięć zapadają głównie dwa
utwory – <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Learning To Fly</i> oraz <i style="mso-bidi-font-style: normal;">On The Turning Away</i>. Po <i style="mso-bidi-font-style: normal;">The Wall </i>i <i style="mso-bidi-font-style: normal;">The Final Cut</i> fani zespołu wyczekiwali na album, nawiązujący do
dzieł z pierwszej połowy lat siedemdziesiątych. Od późnych lat sześćdziesiątych
do osiemdziesiątych zespół przeszedł dość długą drogę, pracując początkowo jako
zgrany kolektyw. Ostatnie lata przyniosły supremację Rogera Watersa, który przekonany
o swej wyjątkowej roli uważał, że po jego odejściu grupa przestanie istnieć. David
Gilmour miał jednak inny pomysł. Po wygraniu zaciekłej batalii prawnej o prawo
do nazwy Pink Floyd pod dowództwem Gilmoura zmienił nieco swoje oblicze. Wracając
do pracy zespołowej wyprowadził grupę ze ślepej uliczki.<i style="mso-bidi-font-style: normal;"> </i>Album pod znamiennym tytułem <i style="mso-bidi-font-style: normal;">A
Momentary Lapse Of Reason</i> potwierdził ten kierunek i okazał się dobrym
wprowadzeniem do <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Division Bell</i>.
Pozwolił też na odbycie wyczekiwanej przez fanów trasy koncertowej. Tu dochodzimy
do genezy <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Delicate Sound of Thunder.</i>
Trasa 1987/1988 objęła niemal cały świat i w późnych latach osiemdziesiątych okazała
się jedną z najbardziej dochodowych w branży. Nie było na niej wprawdzie
latających świń i rozbijających się samolotów, ale wreszcie pełnym głosem zabrzmiała
gitara Davida, spychana w kąt na ostatnich albumach z Rogerem. Nowe kompozycje również
się broniły – dość posłuchać <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Sorrow</i>, <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Dogs of War,</i> <i style="mso-bidi-font-style: normal;">On the Turning Away</i><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>i <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Round and Around.</i> Trasę udokumentowano
na płycie – i co ciekawe, był to w zasadzie pierwszy album koncertowy Pink
Floyd (jeśli nie liczyć drugiego krążka z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Ummagumma</i>,
wydanego dwadzieścia lat wcześniej oraz kilku utworów zagranych bez
publiczności w amfiteatrze w Pompejach).</span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><span></span></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/11/pink-floyd-delicate-sound-of-thunder.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-59425660596111390632020-11-20T22:05:00.000+01:002020-11-20T22:05:27.017+01:00QUIDAM<p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDLpwWzeNjIwcM3hLeUoRL04aSUC1SIKvEpfoZHiKZ8FINDxKDevQ96DZiAxuaLnVLomhLANe2LccIf8HQNafwRycITqBlUki0liFJy7gMHHGmALYjyNrPOZbdrvXTBPiAPAQAWMZmhyphenhyphenc/s996/quidam_19.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><img border="0" data-original-height="996" data-original-width="820" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDLpwWzeNjIwcM3hLeUoRL04aSUC1SIKvEpfoZHiKZ8FINDxKDevQ96DZiAxuaLnVLomhLANe2LccIf8HQNafwRycITqBlUki0liFJy7gMHHGmALYjyNrPOZbdrvXTBPiAPAQAWMZmhyphenhyphenc/s320/quidam_19.jpg"></span></a></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br><span><br></span></span><p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><span>Dziś znów nieco wspomnień z
polskiej sceny progresywnej. Z perspektywy lat widać, że połowa lat
dziewięćdziesiątych była dla muzyki art-rockowej w Polsce dobrym czasem. Wówczas
działał Abraxas, Lizard, Collage. Częścią tej sceny był także inowrocławski
Quidam, który powstał na początku 1991 r. Jego założycielami byli: Maciek
Meller, Radek Scholl i Rafał Jermakow, do których dołączył Zbyszek Florek.
Początkowo działali jako Deep River, grając muzykę z pogranicza hard rocka i
bluesa. Pod koniec 1995 roku przyjęli nazwę Quidam, nawiązującą do
norwidowskiego bohatera, który </span><span>poszukując dobra i prawdy </span><span>pragnie odnaleźć swoje miejsce w życiu. Swój pierwszy koncert (nb. walentynkowy) zagrali 14 lutego 1991
w Zespole Szkół Ekonomicznych w Inowrocławiu. Przez jakiś czas miejsce przy
mikrofonie zajmował Waldemar Ciechanowski, jednak prawdziwie nowe otwarcie
nastąpiło gdy w składzie pojawiły się dwie panie – wokalistka Emila Derkowska i
flecistka Ewa Smarzyńska. Wówczas muzyka zespołu zaczęła wyraźniej zmierzać w stronę bogatszego aranżacyjnie rocka progresywnego. Mimo czytelnych
nawiązań do Camel, Genesis, Pink Floyd i Renaissance zespół
wyróżniał się indywidualnym obliczem, które przyciągało nie tylko spore grono
odbiorców, ale i zyskało uznanie branży. Pojawiły się
pierwsze wyróżnienia oraz nagrody, m.in. Grand Prix na festiwalu Gitariada (w
latach 1993 i 1994 – m.in. za artyzm i indywidualność), a także indywidualna nagroda
dla Emili Derkowskiej. Jednym z pierwszych ważniejszych utworów zespołu było </span><i>Sanktuarium</i><span>, zainspirowane kompozycją formacji
Rivendell, zasłyszaną na Gitariadzie w 1992 roku. Dokładnie pięć lat po pierwszym
koncercie grupa zaprezentowała swój pierwszy album, zatytułowany po prostu </span><i>Quidam</i><span>, który dziś ma status kultowego. Nawet
z perspektywy ćwierćwiecza można stwierdzić, że była to dla polskiego art-rocka ważna
płyta i choć dziś standardy nagrywania są już inne, to nadal słucha się jej z
przyjemnością i… sentymentem. W pracach przy niej inowrocławski zespół wspomógł
Wojtek Szadkowski, Mirek Gil i Krzysiek Palczewski – trzej zaprzyjaźnieni
muzycy z grupy Collage. Album zyskał dobre recenzje w branżowych pismach
krajowych i zagranicznych, głównie brytyjskich, zaś zespół szybko podbił serca
wielu fanów, także zagranicą. </span></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><span></span></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/11/quidam.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-30046963475237474312020-11-13T13:58:00.001+01:002020-11-13T14:00:30.334+01:00ABRAXAS<p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgA92HUsHtiPIf5JGiGqWO6V-8OB-m4nakxSuYPTeuk2vqAHlQt9bosWihDZODa-jkkB6L6OnYdr48pbIyWPsZm7dn2PyXhnVNpNs6Ayz7gKnJ-a80zMxP1rt71Ir_n4MqDH8aDIWB4LCU/s1033/abraxas.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><img border="0" data-original-height="1033" data-original-width="693" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgA92HUsHtiPIf5JGiGqWO6V-8OB-m4nakxSuYPTeuk2vqAHlQt9bosWihDZODa-jkkB6L6OnYdr48pbIyWPsZm7dn2PyXhnVNpNs6Ayz7gKnJ-a80zMxP1rt71Ir_n4MqDH8aDIWB4LCU/w269-h400/abraxas.jpg" width="269"></span></a></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><p></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">W latach 1987 – 2000 w moim
rodzinnym mieście działał niezapomniany zespół, który w tamtym okresie
bezapelacyjnie należał do czołówki polskiego rocka progresywnego, czy jak kto
woli art-rocka. Mało tego – był bodaj ambasadorem tego gatunku w kraju… i nie
tylko. O tym jednak później. Jego muzykę charakteryzowały zmienne nastroje, nieoczekiwane
zmiany rytmu, czasem kontrowersyjne i niełatwe teksty, a przede wszystkim
niebanalne aranżacje i harmonia. Nazwę członkowie grupy zaczerpnęli z powieści
Hermanna Hessego pt. Demian, gdzie Abraxas był bóstwem przenikających się
wzajemnie sił dobra i zła. Można interpretować ją także jako ideę walki dobra
ze złem, miłości z nienawiścią, bądź stagnacji z szaleństwem. Zespół nie trafił w swój
czas, gdyż w latach dziewięćdziesiątych na muzycznych scenach królował punk i
nowa fala, zaś muzykę progresywną traktowano z rezerwą, jako relikt minionej
epoki. Mimo to, grupie udało się zagrać kilka znaczących koncertów, podczas których
wykorzystano teatralne kostiumy, rekwizyty i slajdy, a także drewnianego konia
na biegunach. Ojcowie założyciele, czyli Adam Łassa i Łukasz Święch, podążając wzorem wczesnego Genesis w stronę
teatru rockowego byli przekonani o słuszności wybranego kierunku. Grupę wówczas uzupełniał Mikołaj Matyska na perkusji, Krzysztof
Pacholski (p), basista Rafał Ratajczak (bg) i Radek Kamiński – gitara klasyczna.
Na scenie chętnie wykorzystywali liczne rekwizyty i maski, czarowali też publiczność barwną
grą świateł i wizualizacjami. Podjęli współpracę z bydgoskim Radiem PiK. Zespół
zyskał grupę wiernych fanów, jednak nie omijały go nawarstwiające się problemy. W
1993 roku w wypadku samochodowym zginął gitarzysta Radek Kamiński. Regularnie
pojawiały się kryzysy i przerwy w działalności. Łukasz Święch równolegle powołał do życia
projekt Anyway, który zaowocował kilka lat później albumem <i>Chambers</i>.</span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/11/abraxas.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-47938739046163621872020-11-06T14:10:00.004+01:002020-11-13T14:01:16.712+01:00The Moody Blues – pocztątki symfonicznego rocka w satynowej osłonie<p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"> </span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAsY2bFVLzev_QSbSYwItEbgQPQ3WdtVv8w8XO5yO1sIhqwM28mU5KwZtfy6JQ2e9jf6lKPAUA2svs8uq8CxDH8d9W2d6BLFdRdXl06GEcYU59LZ5EgSCDQz4Sk-bH2jWb3bPNpi_3h14/s1175/MB_1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><img border="0" data-original-height="1025" data-original-width="1175" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjAsY2bFVLzev_QSbSYwItEbgQPQ3WdtVv8w8XO5yO1sIhqwM28mU5KwZtfy6JQ2e9jf6lKPAUA2svs8uq8CxDH8d9W2d6BLFdRdXl06GEcYU59LZ5EgSCDQz4Sk-bH2jWb3bPNpi_3h14/s320/MB_1.jpg" width="320"></span></a></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><span>Ponownie pozwalam sobie sięgnąć do wspomnień z lat
siedemdziesiątych. Któregoś wczesnego popołudnia po przyjściu ze szkoły
usłyszałem w Trójce, że tego samego dnia w późnych godzinach wieczornych w
programie pojawi się cała płyta grupy The Moody Blues z 1967 roku, zatytułowana
</span><i style="mso-bidi-font-style: normal;">Days Of Future Passed</i><span>. Takie anonse
radiowe nie zdarzały się zbyt często, a jako że o zespole nie wiedziałem
wówczas zbyt wiele i wspomnianej płyty nie znałem, to z tym większym
zainteresowaniem czekałem do wyznaczonej godziny. Wreszcie taśma w moim ZK 120T
ruszyła, jednak początek okazał się nieco zaskakujący. Przez chwilę
podejrzewałem nawet jakąś pomyłkę, bo z głośnika zaczęły dobiegać dźwięki nie
przypominające rocka, a raczej muzykę klasyczną. Klasyki słuchałem wówczas
także, więc z wyłączeniem zapisu nie spieszyłem się. Wkrótce okazało się, że ów
orkiestrowy wstęp zwiastuje jednak coś zupełnie innego. Pojawiły się recytowane
strofy. Nie rozumiałem treści, jednak sposób interpretacji sprawiał, że nie
było to istotne. Później znowu chwila bardzo nastrojowej, ilustracyjnej muzyki
i wreszcie początek pierwszej piosenki. Całość przesiąknięta była niespotykanym
klimatem, nie przypominającym niczego, co wówczas miałem na swych taśmach. Nie
wiedziałem, że właśnie słucham jednego z prekursorskich mariaży rocka i muzyki
symfonicznej oraz jednego z pierwszych albumów koncepcyjnych.</span></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-family: verdana;"><br></span><span style="font-family: verdana;"><span></span></span></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/11/the-moody-blues-pocztatki-symfonicznego.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-60047379659674329322020-10-25T13:25:00.004+01:002020-10-26T11:22:52.721+01:00Bijelo Dugme – krótka opowieść o Białym Guziku<p></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtWUPFIdX0flmC5L3rqOjxMNEsItzPMpLECxVEZnAyFRHRO9L8F4AXFYXAyYCQ_iuHuC7Gsz21njV51Sw7HUeKHS5er1Ok8y_pM8TWGVANgR4lAl9xJ3OnwXTl-pODsr9_Y6utSUxuRfE/s1186/bd_11.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1186" data-original-width="1089" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtWUPFIdX0flmC5L3rqOjxMNEsItzPMpLECxVEZnAyFRHRO9L8F4AXFYXAyYCQ_iuHuC7Gsz21njV51Sw7HUeKHS5er1Ok8y_pM8TWGVANgR4lAl9xJ3OnwXTl-pODsr9_Y6utSUxuRfE/s320/bd_11.jpg"></a></div><br><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><p></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Przypuszczam, że był to któryś z
wtorków w połowie lat siedemdziesiątych. Wówczas, w tym dniu tygodnia gospodarzem Muzycznej
Poczty UKF był Dariusz Michalski. We środy Pocztą władał Piotr
Kaczkowski, a w czwartki Korneliusz Pacuda. Każdy z nich prezentował określony
rodzaj muzyki. We wtorki słuchaliśmy rocka z „krajów demokracji ludowej”. I tak
w któryś wtorek po raz pierwszy usłyszałem jugosłowiański zespół Bijelo Dugme
(Biały Guzik). Redaktor Michalski zaprezentował wówczas ich debiutancki album z
1974 roku: <i>Kad bi' bio bijelo dugme</i> <i>(Gdybym był białym guzikiem)</i>, wydany przez
Jugoton. Pamiętam, że płyta zrobiła na mnie spore wrażenie, zresztą podoba mi
się do dziś. Tu kilka słów wyjaśnienia. W tamtym czasie dostęp przeciętnego
nastolatka do muzycznych nowości zza „żelaznej kurtyny” był dość ograniczony.
Płyty były bardzo drogie, a nie każdy miał rodzinę na zachodzie skłonną je
przysyłać – pozostawało więc radio. Kupowałem wówczas tygodnik RTV z dokładnym
programem radiowym, kółeczkiem zaznaczałem wszystkie interesujące mnie audycje
i… czuwałem z magnetofonem gotowym do zapisu. Jeśli coś przegapiłem – pozostawali koledzy, którzy
mieli więcej szczęścia. Podczas towarzyskich spotkań można było pogadać (pograć w szachy), a jednocześnie skopiować w czasie rzeczywistym trochę muzyki spinając
kablem dwa szpulowce (kaseciaki nastały nieco później). Miało to tę
dobrą stronę, że tych utworów autentycznie słuchaliśmy. Jeśli coś nie pasowało, to zawsze można było cofnąć taśmę i nagrać coś innego. Taśmy też były cenne, bo
z ich dostępnością bywało różnie. Czasy, gdy całą dyskografię ulubionej grupy
w wersji stereo można zgrać w ułamku sekundy na „gwizdek” i włożyć do kieszeni
przyszły znacznie później. Gdy to wspominam zawsze zadaję sobie pytanie – do
ilu z tych empetrójek potem rzeczywiście wracamy, a ile po prostu zalega w
czeluściach komputera.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Wróćmy jednak do Bijelo Dugme.
Zespół zwrócił mą uwagę, gdyż było to coś kompletnie różnego od pozostałych
produkcji sąsiadów z naszego ówczesnego bloku. Owszem było nieco zespołów,
których się także słuchało. Węgrzy mieli swój Locomotiv GT, Omegę i Skorpio,
Czesi Blue Effect, był też niemiecki Die Puhdys, jednak jugosłowiański Bijelo
Dugme na tym tle wypadał wyjątkowo. Śpiewali we własnym języku – jednak ich
muzyka, czerpiąca też nieco z rodzimej tradycji brzmiała na wskroś rockowo.</span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: 150%;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br><span></span></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/10/bijelo-dugme-krotka-opowiesc-o-biaym.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-74478406783119700032020-10-16T19:54:00.008+02:002020-10-16T20:42:07.406+02:00Tomasz Pauszek o Les Chants Virtuels i najbliższych planach...<p><br></p><p><br></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8BTJtiJiVQftqyqGz9RnmiEVBXintGeIXZXgkV2S-GpeJ9fz-8C3rVhtyMq0svHHK0i9Vwxt4Qh6fm9HcDlAYnIl5kKjfCdyTRz0NdFYi0UZ7DS2gjSlQbOrgVsAIPcJbZcSszPgzfhE/s1200/b_sides.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1200" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8BTJtiJiVQftqyqGz9RnmiEVBXintGeIXZXgkV2S-GpeJ9fz-8C3rVhtyMq0svHHK0i9Vwxt4Qh6fm9HcDlAYnIl5kKjfCdyTRz0NdFYi0UZ7DS2gjSlQbOrgVsAIPcJbZcSszPgzfhE/s320/b_sides.jpg"></a></span></div><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><p></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b><br></b></span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b>W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy to moje trzecie spotkanie z bydgoskim twórcą muzyki elektronicznej. Tomasz Pauszek niedawno świętował dwudziestolecie swej pracy artystycznej. Ma już spory dorobek artystyczny, a mimo to czas pandemii postanowił wykorzystać aktywnie. Oto zapis rozmowy, jaką niedawno przeprowadziliśmy.</b></span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b>Chciałbym nawiązać do Twojego jubileuszu. Jego pokłosiem, oprócz płyty koncertowej <i>20 YEARS LIVE</i>, był zrealizowany internetowo projekt <i>B-Sides</i>. Składał się z dwudziestu wirtualnych płyt. Znalazły się tam rzeczy wybrane z całego Twojego dorobku, a także efekty współpracy z innymi twórcami. Wspólnym elementem, który łączy ten projekt z Twoim najnowszym dziełem, jest okładka. Czy jest to wspólny klucz dla obu pomysłów?</b></span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Tak. Na jubileusz dwudziestolecia złożyła się trasa koncertowa, której najważniejsze momenty ukazały się na płycie <i>20 Years Live</i>, a jednocześnie, niejako równolegle powstało dwadzieścia płyt na dwudziestolecie, czyli projekt <i>B-Sides</i>. Wszystkie płyty tego projektu mają wspólną okładkę stworzoną na podstawie zdjęcia autorstwa Artura Koconia, wykonanego podczas bydgoskiej odsłony jubileuszowej trasy. Twórcą okładki i całej oprawy graficznej <i>B-Sides</i> jest Damian Bydliński, znany już z <i>Panta Rhei</i>, <i>LO-FI LO-VE</i> i <i>20 Years Live</i>. Pomyślałem sobie, że ów najnowszy projekt, powstały w czasach pandemii, z racji swego wirtualnego charakteru mógłby stanowić kolejną, dwudziestą pierwszą część tamtej całości, nosząc podtytuł <i>Les Chants Virtuels</i>. Myślę, że do końca roku powinny pojawić się dodatkowo jeszcze trzy płyty. Docelowo na cały zestaw złoży się dwadzieścia pięć albumów.</span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b>Ale <i>Les Chants Virtuels</i> składa się z czterech krążków…</b></span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><i>Les Chants Virtuels</i> jest przede wszystkim albumem wirtualnym i traktowany jest jako jedna płyta, całość. Materiału jest tam dużo, bo aż cztery i pół godziny. Zdecydowaliśmy z wydawcą, że chcemy uhonorować ten projekt i dlatego też będzie miał on również wyjątkową, limitowaną, ręcznie numerowaną edycję w nakładzie dwustu sztuk wydanych na nośniku fizycznym (4CD). Mimo to pozostaje on w dalszym ciągu częścią wirtualnego projektu <i>B-Sides</i>.</span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b>Nazbierało się tych projektów przez dwadzieścia lat.</b></span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Tak, aż sam się dziwię. Ten okres minął bardzo szybko. Wydawało mi się, że w dorobku mam kilka płyt, były też jakieś przerwy, a tu nagle okazuje się, że materiału na dysku zalegało bardzo dużo. Zebrało się nieco różnych alternatywnych wersji, innych miksów i wersji koncertowych. Pomyślałem, że warto, aby słuchacze się z tym zapoznali, dlatego zdecydowałem się to wydać.</span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b>Czy pojawili się tacy entuzjaści, którzy namawiali Cię do wydania całości na nośnikach fizycznych?</b></span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;">Tak, i to naprawdę wielu. W dodatku nie tylko na CD, padały też propozycje by wydać to również na winylach. W pewnym momencie miałem nawet pomysł, żeby zrobić z tego boks w formie dwudziestu kopert z dwudziestoma płytami, ale koszt byłby horrendalny, więc temat porzuciłem.</span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><span></span></span></p><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/10/tomasz-puszek-o-les-chants-virtuels-i.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-46269359408522490422020-10-11T22:12:00.008+02:002020-11-12T22:21:47.696+01:00Dwa Żywioły - druga część tryptyku śląskiego Wojciecha Ciuraja<p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b><br></b></span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><b><br></b></span></p><p><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX4k260nLn6fBdHGqaJv9LTqUrW6_PBATgsRF0_v1qS-0Yjfzd-e1Q64JFpms_v9i78OljWK60C4GS8G1fXpGqXnfW5eUZGg4ejYPQtzhOZO7a1MO-g8ZQXQe4WoCr3pXrdlM7EmzHgho/s1259/w_curaj_9.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1079" data-original-width="1259" height="343" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhX4k260nLn6fBdHGqaJv9LTqUrW6_PBATgsRF0_v1qS-0Yjfzd-e1Q64JFpms_v9i78OljWK60C4GS8G1fXpGqXnfW5eUZGg4ejYPQtzhOZO7a1MO-g8ZQXQe4WoCr3pXrdlM7EmzHgho/w400-h343/w_curaj_9.jpg" width="400"></a></span></div><span style="font-size: medium;"><span style="font-family: verdana;"><br></span><span style="font-family: verdana;"><br><br><span><b>19 sierpnia, dokładnie w setną rocznicę wybuchu II </b></span></span><span style="font-family: verdana;"><b><span>Powstania Śląskiego ukazała się druga część muzycznej trylogii Wojciecha Ciuraja, poświęcona śląskim zrywom niepodległościowym. Album został zatytułowany <i>Dwa Żywioły</i> i jest kontynuacją pierwszej części, która nosiła tytuł <i>Iskry w popiele</i> i miała swą premierę rok temu w setną rocznicę I Powstania. Pisałem o niej we wrześniu ubiegłego roku. Z okazji premiery drugiej części tryptyku postanowiłem porozmawiać z jego twórcą, nie tylko o tym projekcie.</span><br><br><br><span>Urodziłeś się w Wodzisławiu Śląskim?</span></b><br><br><span>Tak, 20 kwietnia 1994 roku.</span><br><br><span><b>Czyli jesteś Ślązakiem?</b></span><br><br><span>I z urodzenia, i z przekonania ;) </span><br><br><span><b>Jakie wspomnienia wiążesz z miejscem urodzenia?</b></span><br><br><div><span>Mam mnóstwo dobrych, a przede wszystkim bardzo kolorowych wspomnień związanych z moją małą ojczyzną. Wydaje mi się, że pamiętam ślady powodzi tysiąclecia w Olzie, pierwsze wizyty w nieistniejącym już kinie „Czar” w Wodzisławiu Śląskim, gdzie podczas seansów zdarzyła się przerwa bo druga część filmu musiała dojechać z sąsiedniego Rybnika ;) Pamiętam bardzo dobrze hałdę przebijającą się na linii krajobrazu z osiedla Piasta w Wodzisławiu Śląskim, a z takich bardziej nowożytnych czasów to przede wszystkim wesołe i bardzo rockandrollowe czasy liceum.</span></div><div><br></div><span><b>Pytam o Twoje korzenie i przywiązanie do małej ojczyzny, ponieważ jestem ciekawy jak narodził się pomysł muzycznej opowieści o powstaniach śląskich.</b></span><br><br><span>Pomysł narodził się w czasie, gdy pierwszy raz na dłużej wyjechałem ze Śląska i rozpocząłem studia w Krakowie oraz w czasie debiutu zespołu Walfad i płyty <i>Ab Ovo</i>, gdzie próbowałem trochę do tej tematyki nawiązać, choć z różnym skutkiem. Potem zdałem sobie sprawę, że w 2019 roku będziemy mieli setną rocznicę pierwszego powstania, a później drugiego i trzeciego. Wówczas schowałem ten pomysł do szuflady, wiedząc, że nie jestem jeszcze gotowy by się z nim zmierzyć. Poszukiwałem więc różnych inspiracji i nagrywałem kolejne płyty, licząc że po jakimś czasie będę gotowy by muzycznie go opowiedzieć. A dlaczego powstania? Po pierwsze jest ku temu wspaniała okazja, a po drugie mam wrażenie, że jest to temat mówiąc kolokwialnie ciągle „słabo sprzedany” w naszym kraju.</span><br><br><span><b>Historia powstań nie jest dość żywa na Śląsku? Uważasz, że trzeba o niej przypominać?</b></span><br><br><span>Nawet na Śląsku trzeba o niej przypominać, ponieważ mam wrażenie, że funkcjonuje ona bardziej w pamięci rodzinnej, regionalnej. Brakuje szerszej wiedzy. Niestety, nie każdy mieszkaniec Śląska, nawet wywodzący się z tego regionu, potrafi opowiedzieć o co w powstaniach chodziło. Trudno mi powiedzieć z czego to wynika. Pamiętam, że gdy chodziłem do Liceum im. 14 Pułku Powstańców Śląskich, to tematowi powstań poświęciliśmy zaledwie jeden akapit w kontekście zmiany granic w XX wieku. To trochę mało, a jest to opowieść bardzo ciekawa i pełna niuansów. Warto ją przypominać.</span></span></span><div><span style="font-size: medium;"><span style="font-family: verdana;"><br></span><span style="font-family: verdana;"><span><span></span></span></span></span></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/10/dwa-zywioy-druga-czesc-tryptyku.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-14315534353946432582020-07-26T22:27:00.001+02:002020-11-12T22:22:56.886+01:00Escape From Reality – Marek Depa (2020)<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><br></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9plznYAGhgexlM9OJP_rOBUr_4RTgJobWXK6iKrpQ3HYnaVk2E2OhmkIQBkwjqBf2LoHoB5ZT_dywONydTag9hHsyEMEEHVHGfy0X7VfIDqdHzBwytL3zceMBy-soKSCvwJtqBCyRfFU/s1600/depa_3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><img border="0" data-original-height="1174" data-original-width="1272" height="368" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh9plznYAGhgexlM9OJP_rOBUr_4RTgJobWXK6iKrpQ3HYnaVk2E2OhmkIQBkwjqBf2LoHoB5ZT_dywONydTag9hHsyEMEEHVHGfy0X7VfIDqdHzBwytL3zceMBy-soKSCvwJtqBCyRfFU/s400/depa_3.jpg" width="400"></span></a></div>
<span style="font-family: verdana; font-size: medium;"><span face=""verdana" , sans-serif"><br><br><i>Escape From Reality</i> to tytuł autorskiego projektu Marka Depy. Marek Depa to muzyk, a ściślej ujmując kompozytor i gitarzysta z Kwidzyna. Był związany z wieloma lokalnymi zespołami, m.in. Sitelight, Kampufka, The Weeders, Lemon, Overload. Już pierwszy z wymienionych, obracający się w stylistyce prog-rockowej określa jego muzyczne fascynacje. Muzycy tej formacji przyznawali się do inspiracji twórczością TOTO, Dream Theater, Pink Floyd, Genesis, Frost bądź YES. To oczywiście jedynie hasła, mogące jednak nieco bliżej ukierunkować zainteresowania muzyczne także samego Marka. On sam fascynuje się muzyką od dzieciństwa. Mając trzynaście lat zaczął uczyć się grać na saksofonie altowym, jednak rok później zwyciężyła miłość do gitary. Do saksofonu już nie wrócił. Wspominając swoich muzycznych idoli wymienia głównie gitarzystów, co nie powinno raczej dziwić. Lista jest obszerna, jest na niej Brian May, Joe Satriani, Jimmi Page, Dave Murray, John Petrucci, Steve Vai oraz… Frank Zappa. W 2014 roku dołączył do zespołu Miss Fire, co zaowocowało także małżeństwem z wokalistką grupy Viką Stefańską. Od tego czasu prowadzi również muzyczną Szkołę Rocka. Z założenia ma ona inspirować młodych ludzi i stwarzać im idealne warunki do rozwijania swoich muzycznych pasji. Daje przy tym jej twórcy swobodę i niezależność finansową, która pozwala zająć się jedynie muzyką. <br></span><br>
</span></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/07/escape-from-reality-marek-depa-2020.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-36362003011848670232020-07-24T12:43:00.002+02:002020-07-24T18:27:53.610+02:00Czesław Kazimierek – Time (2018)<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1UFRq-rF3kNAf6HDTLTnNK1zbIFHU-aXlEVknDKZIIkNrQRw-oBjO5FxbD8gTytG21FMeoIevTdeFHbJBIRFEuA9hmH-aYUwU4iGkO8MDxfCMlkGYLLSEIFcm8mjAlCyKKLTRRJPBAEE/s1600/kaz_3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1269" data-original-width="1439" height="352" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1UFRq-rF3kNAf6HDTLTnNK1zbIFHU-aXlEVknDKZIIkNrQRw-oBjO5FxbD8gTytG21FMeoIevTdeFHbJBIRFEuA9hmH-aYUwU4iGkO8MDxfCMlkGYLLSEIFcm8mjAlCyKKLTRRJPBAEE/s400/kaz_3.jpg" width="400"></a></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: large;"><br><br>Niedawno trafiła do mnie pełna uroku płyta nieznanego mi wcześniej Czesława Kazimierka. To kolejny dowód na to, że warto poszukiwać poza utartymi kanałami dystrybucji i sięgać po płyty nieznanych wcześniej wykonawców. Czesław Kazimierek to muzyk pochodzący ze śląskiego Radzionkowa, obecnie związany z angielskim Peterborough. Ma za sobą spore doświadczenie estradowe. Obecnie prowadzi własną formację – Czesław Kazimierek Project. Przyznaje się do fascynacji twórczością z pogranicza fusion-rocka, z elementami jazzu, bluesa i soulu. <i>Time</i> to już druga studyjna płyta w jego solowym dorobku. Czesław Kazimierek ponownie sprawdza się </span><span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: large;">doskonale </span><span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: large;">jako gitarzysta i kompozytor. Wcześniejszy album <i>Moje życie</i>, wydany w 2013 roku i utrzymany w podobnej konwencji zebrał sporo pozytywnych opinii. Trudno się dziwić – dobrze zagrana muzyka gitarowa łatwo znajduje wiernych odbiorców. Najnowszy krążek <i>Time </i>(a ponoć pracuje już nad następnym) przynosi nastrój relaksu. Myślę, że sprawdziłby się dobrze w roli podkładu filmowego, choć to może nie najlepszy pomysł, gdyż widzowie pochłonięci obrazem mogliby nie zwrócić uwagi na rzadką i ulotną urodę tej muzyki. Mimo pozornej lekkości naprawdę warto wsłuchać się w szczegóły, w subtelny aranż, melodyjność tematów oraz swobodę interpretacji. To jedna z tych pozycji, których urodę docenia się przy głębszym poznaniu. <br><br></span></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/07/czesaw-kazimierek-time-2018.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-37182160858232403752020-07-23T14:54:00.000+02:002020-07-23T19:41:31.891+02:00Jarmila Xymena Górna – Aspaklaria (2018) <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhloK34ymBr3W5a1Q2Ds3tSQ6a-aZI9ZcG7mccrBTtocGF5_h-0nfUoHinHdEYmoqzhro7vJqRpg_Wnz7yUayYozR5OQQRGeq1r74-U3zX0f0E9Dm9VWC7WpeO-_c_VZBjPf0LhxHTyV6M/s1600/aspa_04.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1145" data-original-width="1269" height="288" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhloK34ymBr3W5a1Q2Ds3tSQ6a-aZI9ZcG7mccrBTtocGF5_h-0nfUoHinHdEYmoqzhro7vJqRpg_Wnz7yUayYozR5OQQRGeq1r74-U3zX0f0E9Dm9VWC7WpeO-_c_VZBjPf0LhxHTyV6M/s320/aspa_04.jpg" width="320"></a></div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br><br>Miesiąc temu, pisząc o intrygującym albumie <i>Hashgachah</i> Jarmili Górnej wspomniałem, że wkrótce opowiem o jej kolejnym dziele, opatrzonym nieco zagadkowym tytułem <i>Aspaklaria</i>. <br>Oba albumy dzieli czternaście lat, a mimo to mają wiele punktów wspólnych. <i>Aspaklaria</i> to kolejna wyprawa w fascynujący świat dźwięków. Album nie jest może już tak eksperymentalny jak wcześniejszy, co jednak nie oznacza, że Jarmila obniżyła poprzeczkę, stawiając na prostotę przekazu. Powiedziałbym raczej, że w ciągu czternastu lat jej styl dojrzał i nieco bardziej się skrystalizował. Tym razem zamiast rozbudowanych i wielopiętrowych wokaliz (choć i te miejscami się pojawiają) zaoferowała słuchaczom utwory opatrzone tekstami dalekimi od popowego banału, a prowokującymi raczej do ciekawych refleksji. Warto zwrócić uwagę już na pierwsze słowa otwierającego płytę tytułowego utworu. Jarmila śpiewa: „<i>Hi, my name is Dreamer…</i>” Nawet wyrwane z kontekstu już stanowią pewien klucz do zrozumienia całej płyty. Dalej precyzuje jeszcze bardziej: „<i>Let the light shine through me / All rays – undistorted / Low pass, hi pass – a dance of minus plus / Always reflect! (…) Aspaklaria be my name!...</i>” </span><br>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span>
<br>
</div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/07/jarmila-xymena-gorna-aspaklaria-2018.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-66509353636933535952020-07-20T23:06:00.001+02:002020-07-20T23:15:09.088+02:00Back To The Ocean - Mother Of The World<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4dEyzM05zC7iRQC0iTVdaxEgCj6VxiBZgOp-Ps0yHs8AzHBwlVFqCm5wqAjaaNXZd9sZHnhPCz5gY3i_qEKpw9Lcr06IPQGhAzZAEB33iiQKXq6rYdgyagK8o2vrv-aTwmJHc9bwEeDQ/s1600/btto+1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1120" data-original-width="1237" height="289" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4dEyzM05zC7iRQC0iTVdaxEgCj6VxiBZgOp-Ps0yHs8AzHBwlVFqCm5wqAjaaNXZd9sZHnhPCz5gY3i_qEKpw9Lcr06IPQGhAzZAEB33iiQKXq6rYdgyagK8o2vrv-aTwmJHc9bwEeDQ/s320/btto+1.jpg" width="320"></a></div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span>
<br>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;">To kolejny przykład płyty, którą łatwo przeoczyć, a która z pewnością na to nie zasługuje. Jeśli słuchasz Nory Jones, Sade, Tracy Chapman lub późnej Beth Hart, to poświęć jej chwilę. Agnieszka Olszewska-Kaczmarek przez kilka lat przewodziła warszawskiej kapeli Humbert Humbert. Razem z nią koncertowała w m.in. w klubach Riviera Remont i Proxima, pojawiała się w telewizji (Rower Błażeja, Strefa P.), a także poprzedzała występy zespołów Perfect, O.N.A. czy Bohema. Kolejnym krokiem było stworzenie efemerycznej formacji pod nazwą <b>Back To The Ocean</b>, która na przestrzeni kilku lat opublikowała niebanalne i dobrze przyjęte nagrania na tzw. EP-kach. Trudno właściwie nazywać tę formację zespołem. Sama artystka mówi w jednym z wywiadów, że Back To The Ocean to w zasadzie jej artystyczny pseudonim. Powstał gdy postanowiła nagrywać własne piosenki, a współpracujący z nią muzycy dość często się zmieniali. Bezpośrednią inspiracją do powstania tej nazwy była sesja medytacyjna, podczas której poczuła, że to właśnie ocean mógłby być jej domem, dając poczucie jedności z całym światem i każdą formą życia. A tworzenie i wykonywanie muzyki, która daje radość jest dla niej jak powrót do domu, czyli powrót do oceanu.</span><br>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span>
</div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/07/back-to-ocean-mother-of-world.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-21045849044855133082020-07-03T14:48:00.000+02:002020-07-03T14:48:22.763+02:00Anvision – Love & Hate (2020)<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz55DEvJMtznK0G6Klk7JNurdALbBQDzUGKVEHWvK4GEaJcH5OQImvXzVGrFgbA0qAJmdBzeuapoMAXkKTGUIclJF_3XnJ442bnJ02Iv1Nh0czJChpF8ZyD4tRzSCU7yCT4IwzjRJl74Q/s1600/anvision_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1085" data-original-width="1223" height="283" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz55DEvJMtznK0G6Klk7JNurdALbBQDzUGKVEHWvK4GEaJcH5OQImvXzVGrFgbA0qAJmdBzeuapoMAXkKTGUIclJF_3XnJ442bnJ02Iv1Nh0czJChpF8ZyD4tRzSCU7yCT4IwzjRJl74Q/s320/anvision_1.jpg" width="320"></a></div>
<br>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: large;"><br><br>Muszę uczciwie przyznać, że w ostatnim czasie aktywność <i>Półeczki z płytami</i> nieco kulała. W dużej mierze determinowały ten stan czynniki, na które nie mam wpływu. Na szczęście pojawiło się światełko w tunelu i wszystko wskazuje na to, że kolejne posty będę zamieszczać częściej. Bądź co bądź, kilka lat działalności zobowiązuje mnie do większej systematyczności, tym bardziej, że rynek mimo pewnej zapaści nie śpi. Przypomina mi o tym zaprzyjaźniony Pronet Music, oferując naprawdę ciekawe wydawnictwa, do których sam eksplorując przetarte dotąd ścieżki pewnie bym nie dotarł. Tą drogą trafiła do mnie ostatnio intrygująca Jarmila Górna, działająca od wielu lat w Londynie (o której pisałem poprzednio). Także dzięki Andrzejowi mogłem zwrócić uwagę na nieznany mi wcześniej Anvision, naprawdę świetną kapelę wywodzącą się z Tarnowa, łączącą w profesjonalny sposób metal z prog rockiem. Album <i>Love & Hate</i>, który miał swą premierę zaledwie kilka tygodni temu regularnie pojawia się w moim odtwarzaczu na początku dnia, dając sporą dawkę adrenaliny. Muzycy nie przecierają nowych szlaków, nie silą się na zawiłe eksperymenty brzmieniowe, a jednak zapewniają trzy kwadranse obcowania z tym, co pokolenia wychowane na najlepszych wzorach spod znaku Deep Purple, Whitesnake i Metalliki lubią najbardziej. To muzyka brzmiąca bardzo nowocześnie, choć odwołująca się do tradycji. </span><div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: large;"><br></span></div></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/07/anvision-love-hate-2020.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-1252360045098308482020-06-26T15:48:00.000+02:002020-07-23T15:31:55.746+02:00Jarmila Xymena Górna – Hashgachah (2004)<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwBD0UykcLIAK45fyhQBq1o0cFl8Ev0ILBI3KG7BveAJ8GxlbhyGkLIsOKx2XAlpAXWqumFl9lNHOncVYnjDHsV21pGljlQ0TcOSWD2Z-i2tGDvRh5wGKtUvdh7y4iXtGulQlKjLGwnr4/s1600/jarmila_3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1059" data-original-width="1203" height="281" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgwBD0UykcLIAK45fyhQBq1o0cFl8Ev0ILBI3KG7BveAJ8GxlbhyGkLIsOKx2XAlpAXWqumFl9lNHOncVYnjDHsV21pGljlQ0TcOSWD2Z-i2tGDvRh5wGKtUvdh7y4iXtGulQlKjLGwnr4/s320/jarmila_3.jpg" width="320"></a></div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br><br>Jeśli szukasz w muzyce niebanalnych dźwięków i powiewu świeżości, to Jarmila jest dla ciebie. Tomasz Tłuczkiewicz, pisząc wiele lat temu recenzję genialnej płyty polskiej supergrupy jazzowej The Quartet użył takich słów: „Są tacy, co się nie znają na stylach, ale się znają na rzeczy. Nie wiedzą ani co do czego podobne, ani co kto wcześniej napisał. Ale (…) wiedzą co jest dla nich…” Te może nieco wyrwane z kontekstu słowa przypomniałem sobie słuchając pierwszych dźwięków tej niecodziennej płyty, zatytułowanej <i>Hashgachah</i>. Pasują tu wyjątkowo. Pomyślałem również, że ta muzyka wpasowałaby się do profilu zacnej wytwórni ECM, z czasów jej świetności. Portret Jarmili namalowany na tym niezwykłym krążku przypomina dzieło wybitnego impresjonisty. Jest tu wiele kształtów, barw i odcieni. Rozpoznajemy coś nieuchwytnego, co sprawia, że podążamy za artystą, urzeczeni jego sposobem widzenia świata. Nie jest to jednak twórczość dla tych, którzy poszukują łatwych wzruszeń. Album <i>Hashgachah</i> to fascynujący śpiew bez słów, z towarzyszeniem fortepianu i wielu akustycznych instrumentów, wywodzących się często z odległych kultur. Artystka odważyła się na śmiały eksperyment – otworzyła przed słuchaczami duszę niemal do samego dna. Trudno opisać tę muzykę. Może należałoby użyć pewnych słów-kluczy, które samodzielnie wprawdzie nie oddadzą jej klimatu, ale w połączeniu mogą okazać się pomocne. Mamy tu filmowy klimat Ennio Moricone, ale i Petera Gabriela z <i>Ostatniego kuszenia Chrystusa</i>, są wschodnio brzmiące zaśpiewy, są Bałkany ale jest też klimat pustyni nomadów, jest swojsko brzmiący Chopin, złamany tradycją żydowską, jest Keith Jarrett, Chick Corea, a nad wszystkim góruje niepowtarzalny, wielobarwny głos Jarmili o niezwykle szerokiej skali. Było pomocne? Chyba nie do końca. Taka właśnie jest ta muzyka. Trzeba ją przeżyć indywidualnie, tak właśnie jak wyprawę w głąb duszy. </span><br>
<div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"></span><br>
</div></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/06/jarmila-xymena-gorna-hashgachah-2004.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-78197886884194090262020-06-21T21:27:00.000+02:002020-06-21T21:27:25.511+02:00Shamall – Schizophrenia (2019)<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggLMOoAXA8pkl2mfuHM5DndCRfHZaUKzyD00KKyBB_9KSnn6xi87JGo5F2CU43YTlNhzD-no1RsOGf00bo7plSOU79at7vzzKHOzSBPNNJy-gqmIUgPVPFUtkv1auVSvDygIlJGYPvu80/s1600/shamal_5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1025" data-original-width="1153" height="284" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggLMOoAXA8pkl2mfuHM5DndCRfHZaUKzyD00KKyBB_9KSnn6xi87JGo5F2CU43YTlNhzD-no1RsOGf00bo7plSOU79at7vzzKHOzSBPNNJy-gqmIUgPVPFUtkv1auVSvDygIlJGYPvu80/s320/shamal_5.jpg" width="320"></a></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: large;"><br><br>Niemiecki rock progresywny nie jest w naszym kraju szczególnie popularny. Okazuje się, że jednak czasem warto szukać. Niedawno jeden z przyjaciół zarekomendował mi ostatnią płytę Shamall, zatytułowaną <i>Schizophrenia</i>. Nazwa zespołu niewiele mi mówiła, choć pochodzący z Westfalii Norbert Krüler, lider formacji komponuje już od ponad trzydziestu lat, a jego dorobek płytowy przekracza dwadzieścia tytułów. Początkowo zajmował się muzyką elektroniczną. W stronę swoiście pojętego art rocka, czy jak kto woli muzyki progresywnej mocno osadzonej w brzmieniach elektronicznych zwrócił się na dobre dopiero z początkiem XXI wieku, zapoczątkowując niejako nowy rozdział swej twórczości albumem <i>The Book Of Genesis</i> z 2001 roku. Później, w ciągu dwunastu lat, nagrał kolejnych siedem, także naprawdę udanych. Natomiast praca nad ostatnim, wspomnianym na wstępie dziełem, nie licząc pobocznych projektów zajęła mu aż sześć lat. Album pojawił się na rynku w październiku minionego roku. Jest to wydawnictwo dwupłytowe, zawierające dwadzieścia dwa utwory i łącznie ponad sto pięćdziesiąt minut muzyki, jednak na tyle intrygującej, że trudno przejść obok niej obojętnie. Mimo, że w pierwszej chwili forma może wydawać nazbyt rozbudowana (co nawiasem mówiąc w przypadku Shamall wydaje się normą), to jednak warto posłuchać płyty kilkakrotnie i w skupieniu. Muzyka zespołu zyskuje i wciąga z każdym kolejnym przesłuchaniem.</span><div>
<br></div>
<div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: large;"></span></div></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/06/shamall-schizophrenia-2019.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-32275605155858656752020-04-10T21:40:00.000+02:002020-04-11T12:05:42.590+02:00Jesus Christ Superstar - Andrew Lloyd Webber & Tim Rice<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD3fKJxflLqA5lB8HBkmSi4AqIAIkrODPphbIfpOgueLaKqtHXEpYpWOUpyJg24QbGZnnxEFkX_jUt4nAaUUjBRx0HvUrZZiHtzXZiQ1wFaCk8ftRdN3lFg5H3Slfh8w8Yfj0f4Nf6soI/s1600/JCS_00.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1390" data-original-width="1338" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgD3fKJxflLqA5lB8HBkmSi4AqIAIkrODPphbIfpOgueLaKqtHXEpYpWOUpyJg24QbGZnnxEFkX_jUt4nAaUUjBRx0HvUrZZiHtzXZiQ1wFaCk8ftRdN3lFg5H3Slfh8w8Yfj0f4Nf6soI/s320/JCS_00.jpg" width="308"></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"></span><br>
<div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span></span></div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;">
Trudno uwierzyć, ale jesienią tego roku minie już pół wieku od chwili płytowej premiery rockowej opery <i>Jesus Christ Superstar</i> z muzyką Andrew Lloyda Webbera i tekstem Tima Rice'a. Któryś z uważnych czytelników mego bloga może zarzucić, że już pisałem na ten temat. Owszem, ale mam do tego dzieła szczególny sentyment, a poza tym staram się za każdym razem odkryć coś nowego. Tym powrót przywołała inscenizacja z 2018 roku, zarejestrowana na żywo przez NBC. Ale po kolei. </span><br>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;">W październiku 1970 pojawiło się historycznie pierwsze, klasyczne i bodaj najlepsze nagranie płytowe drugiego wspólnego dzieła Webbera i Rice'a. Pierwszym był musical <i>Joseph and the Amazing Technicolor Dreamcoat</i> (1968). Wprawdzie według krytyków nie dorównywał <i>JCS</i>, jednak również doczekał się wielokrotnych prezentacji na scenach West Endu i Broadwayu oraz międzynarodowych tras koncertowych i przedstawień w ponad osiemdziesięciu krajach. Opowiadał historię biblijnego Józefa, potrafiącego tłumaczyć prorocze sny oraz jego jedenastu braci. Rockopera <i>Jesus Christ Superstar</i> nawiązuje do świąt Zmartwychwstania Pańskiego. W literackim ujęciu Rice’a główną postacią tego dramatu jest nie tytułowy bohater, lecz Judasz – pełen wątpliwości i nieco zagubiony wobec przerastającej go rzeczywistości. Taką perspektywę nasunęła autorowi tekstu pieśń Boba Dylana <i>With God On Our Side</i> z albumu <i>The Times They Are a-Changin’</i> (1964), mówiąca o tym, że historię zawsze piszą zwycięzcy, wskazując przy tym, że za ich racjami stoi Bóg. W jednej ze zwrotek pada przewrotne pytanie, czy także Judasz miał Go po swojej stronie. Oczywiście odpowiedzi nie ma, a Dylan jak zwykle zmusza słuchaczy do refleksji. </span><br>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span>
<br>
</div></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/04/jesus-christ-superstar-andrew-lloyd.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-22309385623344957072020-03-31T13:05:00.001+02:002020-03-31T13:23:35.874+02:00Tomasz Pauszek – muzyczne podróże<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOW1r5PPr6j8qlNQMvqfFUYe5tA4jKQo0blGQMJZDZHiqOn5RcCMpq9AObgBk8Ug-cdHzOt3-CGaW_Pv2Rmr_alZnspgB8enkX7J9-x9vp9fvnf1MmjR77NuVQzcpffARLHIalf3mXc8M/s1600/P_10.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="850" data-original-width="1600" height="211" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOW1r5PPr6j8qlNQMvqfFUYe5tA4jKQo0blGQMJZDZHiqOn5RcCMpq9AObgBk8Ug-cdHzOt3-CGaW_Pv2Rmr_alZnspgB8enkX7J9-x9vp9fvnf1MmjR77NuVQzcpffARLHIalf3mXc8M/s400/P_10.jpg" width="400"></a></div>
<br>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br>Choć pogoda zachęca do spacerów i wojaży, to jednak okoliczności oraz zdrowy rozsądek podpowiada byśmy pozostawali w domach. Stąd też, w ramach rekompensaty, proponuję eskapadę muzyczną. Wybrałem dwa tytuły, a łączy je zarówno motyw podróży, jak i osoba kompozytora. Kilka miesięcy temu rozmawiałem z Tomaszem Pauszkiem, bydgoskim kompozytorem i producentem, zafascynowanym urokiem analogowych syntezatorów. Było to nasze drugie spotkanie, które podobnie jak <a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2019/05/z-tomkiem-pauszkiem-o-analogach.html" target="_blank">wcześniejsze</a> zaowocowało obszernym wywiadem. Nie ukrywam, że właśnie ta rozmowa po jakimś czasie skłoniła mnie ponownie do sięgnięcia po jego płyty. Wybrałem dwie. Obie łączy motyw podróży. Sam kompozytor przyznaje, że to dość znaczący element w jego twórczości. Bywa, że opisuje swą muzyką sytuacje, osoby, miejsca oraz wyprawy w głąb siebie i w przeszłość – czyli stany emocjonalne często doświadczane właśnie podczas podróży. Inspiracją może być podmiejski krajobraz jak i paryskie metro, dla wyobraźni odległość nie ma większego znaczenia.</span><br>
<div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span>
</div></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/03/tomasz-pauszek-muzyczne-podroze.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-41385798565490370042020-03-19T13:50:00.000+01:002020-03-19T13:50:50.691+01:00Beyond the Event Horizon – Leaving the 3rd Dimension<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6d4qFRvoqeVnTgKhlm8T1iYcuwO62MkrV88Bw61iZS1M5erpTmhSm18EBTWxe6ClMZudGT-8ArPxTyj8pLIYMtDIZQ7QbvTmxqnMzSORoRqFkp3noERD-0GtdkJjDQnWb0JTN0F7hgPI/s1600/BETH_8.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1099" data-original-width="1205" height="363" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6d4qFRvoqeVnTgKhlm8T1iYcuwO62MkrV88Bw61iZS1M5erpTmhSm18EBTWxe6ClMZudGT-8ArPxTyj8pLIYMtDIZQ7QbvTmxqnMzSORoRqFkp3noERD-0GtdkJjDQnWb0JTN0F7hgPI/s400/BETH_8.jpg" width="400"></a></div>
<span style="font-family: Verdana, sans-serif; font-size: large;"><br><br>Pierwsze dźwięki są mroczne i tajemnicze. Rozglądasz się, ale otacza cię ciemna materia i zmierzch. Niepokój narasta, potęgowany przez niespokojny rytm basu. Wprawdzie pojawiają się jasne plamy, ale nie mogą zburzyć kumulującego się lęku. Przedzierasz się przez gęstniejącą ciemność. Cel wydaje się bliski, na wyciągnięcie ręki… Za moment pojawi się Ona, Niewyobrażalna Linia, która cię tu wezwała, budząc ciekawość i trwogę. Obawa i pragnienie poznania walczą ze sobą. Wreszcie możesz ją uchwycić, spojrzeć poza krawędź horyzontu, zanurzyć się w tunel czasoprzestrzeni i poznać nieznany świat. Spełnione marzenie jest jak grzmot, który trafia między oczy. To tylko mocny akcent, wyrywający z wygodnego odrętwienia. Nagle przebudzony nie chcesz przerywać podróży. Płyniesz poza tę linię, szybujesz ponad nieznanym, wiedziony kolejnymi nutami i akordami, niczym kamieniami milowymi znaczącymi przebytą drogę. Powoli odkrywasz nowe światy i jak uwolniony z platońskiej jaskini badacz nie chcesz wracać, bo wiesz, że ci, którzy tam pozostali nigdy nie pojmą tego, czegoś doświadczył. Podążasz głębiej, dalej i sycąc zmysły zanurzasz się w ów epicki świat. Tajemnica, która cię tu przywiodła, mimo, że odkrywa swą otchłań i zmienia swe oblicza, zdaje się nie mieć rozwiązania. Wreszcie pojawia się pojawia się nuta nadziei, wyraźny akcent, coraz bardziej dominujący i porządkujący ów świat. Nie jesteś tu sam? Jeśli tak, to dalej płyńmy razem… <br><br></span></div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2020/03/beyond-event-horizon-leaving-3rd.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-9542690335374997452019-12-21T21:04:00.000+01:002020-03-31T13:19:34.471+02:00Tomasz Pauszek - Zapraszam ludzi bardziej doświadczonych <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br></div>
<table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody>
<tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyBnyvxKY0v1p1OqFX_DVw0Kzd6bg5qyzw1kp9k9a9KXfKCNeHCk3lKyUWYaUT4JcuxqYdV1MEFhDC8wH_UG_WSwc15o9RMOSK9_CLqouMzJzjZsliBanJdLHQBy0LZ0jb-lPIHt80RFA/s1600/TP_1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="1068" data-original-width="1600" height="425" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgyBnyvxKY0v1p1OqFX_DVw0Kzd6bg5qyzw1kp9k9a9KXfKCNeHCk3lKyUWYaUT4JcuxqYdV1MEFhDC8wH_UG_WSwc15o9RMOSK9_CLqouMzJzjZsliBanJdLHQBy0LZ0jb-lPIHt80RFA/s640/TP_1.jpg" width="640"></a></td></tr>
<tr><td class="tr-caption" style="text-align: right;"><span style="font-family: "verdana" , sans-serif;"><span style="font-size: large;">Tomasz Pauszek </span>foto: Dariusz Gackowski</span></td></tr>
</tbody></table>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br><i>Na początku grudnia miałem przyjemność być na koncercie zatytułowanym MOOGplugged w Auli Copernicanum Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Gościem wieczoru był Tomasz Pauszek, który zaprezentował przekrój swojej twórczości, wykorzystując podczas występu jedynie legendarne syntezatory MOOGa. Koncert trwał nieco ponad godzinę i miał kameralny charakter, jednak sceneria Auli Copernicanum nadała mu wyjątkowy i niepowtarzalny wymiar. Nastrój wieczoru udzielił się również publiczności, która doceniła nie tylko brzmienie kultowych instrumentów, ale także (a może przede wszystkim) bardzo dobrą muzykę i umiejętności jej twórcy. Kilka dni później miałem przyjemność kolejny raz spotkać się z artystą i porozmawiać o jego muzyce oraz zakończonym niedawno jubileuszu. </i><br><br><br><b>Rozmawialiśmy blisko rok temu, krótko po koncercie inaugurującym jubileusz Twojej pacy artystycznej. Na przestrzeni minionych dwóch dekad występowałeś także jako Odyssey i RND. Co spowodowało, że dopiero niedawno zdecydowałeś się na pracę pod własnym nazwiskiem?</b> <br><br>Wcześniej uważałem, że moje nazwisko może być trudno rozpoznawalne i jest trudne do wymówienia. Tak powstał projekt Odyssey, mający dość charakterystyczną nazwę. Obejmował klasyczną muzykę elektroniczną. RND było kolejnym eksperymentem, dużo bardziej awangardowym. Zbliżając się do czterdziestki dojrzałem do tego, żeby być postrzegany i zapamiętany nie tylko przez pryzmat swoich projektów, ale także jako kompozytor z imienia i nazwiska, który podpisuje swoje utwory. Po jakimś czasie stwierdziłem, że te nazwy jakoś mnie ograniczają. Odyssey miał kojarzyć się z klasyczną melodyjną elektroniką, zaś RND z typowym eksperymentem. Bywało jednak, że powstawało coś, co nie mieściło się w żadnej z przyjętych ram stylistycznych. Nazwy w jakimś stopniu definiowały charakter muzyki, a odbiorcy obu projektów mieli sprecyzowane oczekiwania. Byłem przekonany, że wyjście poza te ramy z pewnością nie przysłużyłoby się tym kompozycjom. </span><br>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br></span>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"></span><br>
</div><a href="https://poleczkazplytami.blogspot.com/2019/12/tomasz-pauszek-zapraszam-ludzi-bardziej.html#more">Czytaj więcej »</a>słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-7147998485723362973.post-48433886552958302382019-12-07T11:29:00.000+01:002019-12-18T07:59:21.236+01:00Nigdy więcej wojny – Przemysław Rudź (2019)<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwdOz5AZvpJpT0fCA0rPxB3tmYjr0xFkIHAUH18FGos8WlYr1lyZVwygywP_xRnEfxoufAVRztUOUK5RvMM-v58HaSHMnIXd5AME17HBneBoHZngNYmz_h6etIm0ELTw02CLHB0nJYmfw/s1600/NWW+rud%25C5%25BA.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1198" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwdOz5AZvpJpT0fCA0rPxB3tmYjr0xFkIHAUH18FGos8WlYr1lyZVwygywP_xRnEfxoufAVRztUOUK5RvMM-v58HaSHMnIXd5AME17HBneBoHZngNYmz_h6etIm0ELTw02CLHB0nJYmfw/s320/NWW+rud%25C5%25BA.jpg" width="319" /></a></div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br /> <br /><br />W wielu polskich rodzinach pamięć o minionej wojnie jest do dziś najczęściej postrzegana poprzez pryzmat utraty najbliższych, którzy stracili życie na polach bitewnych, bądź wskutek obłąkańczych represji okupantów. II Wojna Światowa objęła swym zasięgiem i skutkami nie tylko siły zbrojne, ale całe społeczeństwo. Niemal w każdej rodzinie opłakiwano jej skutki. Ofiarami były nie tylko członkowie ruchu oporu, ale często także przypadkowi ludzie, aresztowani w ulicznych łapankach i wywożeni przez okupanta do obozów. Te przeżycia do dziś budzą przerażenie i sprzeciw. Wielu Polaków w sposób dosłowny rozumie znaczenie hasła „nigdy więcej wojny”. To hasło umieszczone także na gdańskim Westerplatte nie jest sloganem, lecz wyrazem pamięci i przestrogą.<br />Taki tytuł nosi również najnowszy album Przemysława Rudzia, uznanego artysty związanego z Gdańskiem, mającego znaczący dorobek i spore osiągnięcia na polu muzyki elektronicznej. Nie przypadkiem płyta podsumowuje osiemdziesiątą rocznicę tamtych krwawych wydarzeń. To kolejny dowód na to, że ich pamięć jest nadal żywa i przekłada się na bardzo osobisty wymiar. </span><br />
<div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;">Projekt dojrzewał powoli. Początkowo miał się nazywać „Elbing 1945”, zaś został zainspirowany książką Tomasza Stężały, zafascynowanego historią Elbląga. Później całość ewoluowała i uzupełniono ją o recytatywy, których autorem jest poeta Wojciech Darda-Ledzion. Kompozytor </span><span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;">zafascynowany tą twórczością </span><span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;">postanowił wykorzystać niebanalne myśli poety zakorzenionego w świecie wartości i tradycji, a nadto sformułowane w pięknej polszczyźnie. Na płycie pojawiły się w interpretacji Waldemara Kownackiego, aktora Teatru Narodowego w Warszawie. </span></div>
<div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;">To nie jest płyta do słuchania przy kawie, ani jako tło przyjacielskich pogawędek. Każdy utwór został poprzedzony poetyckim recytatywem, który nie tylko wprowadza słuchającego w muzyczny klimat, ale wręcz determinuje odbiór, kierując myśli i wyobraźnię w ściśle określone rejony. Ten zabieg z pewnością ułatwia percepcję, ale też przydaje całości dramatyzmu. Słowa mają tu swoją wagę. Pojawia się patos, ale są też fragmenty bardzo osobiste, wręcz intymne. Utwór <i>Aż do zwycięstwa</i> poprzedza pamiętny komunikat, wyemitowany rano 1 września 1939 roku przez Polskie Radio, a nagrany dwa dni wcześniej na polecenie Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przez Józefa Małgorzewskiego – aktora, dziennikarza i reżysera radiowego. Ostatnie zdanie tej wypowiedzi, wielokrotnie powtórzone odpływa w dal niejako wieszcząc, że walka będzie długa i trudna.</span></div>
<div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;">Poezja Wojciecha Dardy-Ledziona mówi o wojnie z wielu perspektyw. Pojawiają się w niej odniesienia do polskiej historii, są refleksje o zdradzie, jest też poruszający fragment poświęcony Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu, nawiązujący do jego twórczości i opowiadający o śmierci poety ustami matki. Nie brak przejmujących obrazów z Auschwitz, jest próba zadumy nad ofiarą Powstania Warszawskiego, jest też miejsce na gorzką refleksję we fragmencie <i>Po wojnie</i>. Całość podsumowuje fragment <i>Odpryski</i>, brzmiący niczym skarga straconego pokolenia, przez którą mimo wszystko przebija nadzieja na powojenny „dzień spokojny”… <br /><br />Słowa, jakie tu padają są równie ważne jak umiejętnie dopasowana ilustracyjna muzyka. Przemysław Rudź nie popisuje się techniką ani wirtuozerią. Wygenerowane z syntezatorów brzmienia stają się niemal idealnym komentarzem do warstwy literackiej. Kompozytor ma świadomość wagi tematu i chce o nim opowiedzieć prawdziwie, tak jak czuje, z głębi serca i z głębi swego człowieczeństwa, bez fajerwerków i tanich chwytów. Można tu oczywiście doszukiwać się klimatu lat siedemdziesiątych i wpływów Tangerine Dream z tamtych czasów i jakkolwiek w tym kontekście mogłoby to mieć szczególne znaczenie, to jednak takie porównania w tym przypadku nie mają większego sensu. Muzyka Rudzia jest na wskroś oryginalna i stanowi z warstwą literacką integralną całość. Warto zwrócić uwagę na epicką jedenastominutową opowieść, zatytułowaną <i>Starcie Tytanów</i>. Mamy tu wielorakie brzmienia, dające sporą pożywkę wyobraźni, a w chwili gdy dramatyzm utworu zdaje się osiągać punkt kulminacyjny pojawia się echo dramatu Auschwitz, skontrastowane z dużo delikatniejszym również rozbudowanym fragmentem, noszącym tytuł <i>Duchy Stalingradu</i>. To jeden z moich faworytów, kolejny refleksyjny utwór, w którym usłyszeć możemy elektryczne skrzypce Dominika Chmurskiego, zaś całość nawiązuje do motywu z preludium I koncertu na fortepian i orkiestrę Wojciecha Kilara. Album kończy podniosła <i>Oda do ojczyzny</i>, która pomimo dramatycznego przesłania albumu pozostawia odbiorców z nutą nadziei. <br /><br />Płyta <i>Nigdy więcej wojny</i> jest znaczącą pozycją w dorobku gdańskiego twórcy. Nie tylko dlatego, że ukazuje się w roku, w którym minęło osiemdziesiąt lat od wybuchu II Wojny Światowej. Również dlatego, że łączy aktorską interpretację poezji z muzyką, przy czym obie płaszczyzny są tu równoprawne. To zderzenie dwóch form przekazu, które się przenikają, uzupełniają i wzajemnie inspirują. Watro podkreślić, że wydawcą albumu jest Audio Anatomy, firma znana z dbałości o jakość i stronę edytorską, co nabiera szczególnej wagi w przypadku oryginalnego projektu graficznego, przygotowanego przez Damiana Bydlińskiego. Premierę wydawnictwa połączoną z odsłuchem wersji winylowej na renomowanym sprzęcie zaplanowano na dzień 17 grudnia, w Gdańsku. Myślę, że w przedświątecznej gonitwie naprawdę warto znaleźć czas na wyprawę w inny wymiar wrażliwości. <br /></span><br />
<div style="text-align: right;">
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;"><i>słuchacz</i></span></div>
<span style="font-family: "verdana" , sans-serif; font-size: large;">
<div style="text-align: right;">
<i><br /></i></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR8etzxFHdb5BYSDXo0hKf8m0EMkBji4AM8S_aEf-GLTQnUA0gQiUuoU4M4AyCeq1rM6W9IU_Yb3CZkbBIZp_5pbtEOgkYLU3BpFS8szCq7NTNkdNC3eeh2kBbTg6v6_PO9uF06yX6XE8/s1600/70286121_1276279715893811_6480677033402695680_n.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="762" data-original-width="960" height="254" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiR8etzxFHdb5BYSDXo0hKf8m0EMkBji4AM8S_aEf-GLTQnUA0gQiUuoU4M4AyCeq1rM6W9IU_Yb3CZkbBIZp_5pbtEOgkYLU3BpFS8szCq7NTNkdNC3eeh2kBbTg6v6_PO9uF06yX6XE8/s320/70286121_1276279715893811_6480677033402695680_n.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: right;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
PS.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Zdjęcia dzięki uprzejmości wydawcy. </div>
<div style="text-align: right;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><br /></i></div>
</span></div>
</div>
słuchaczhttp://www.blogger.com/profile/17657229182753452110noreply@blogger.com0