Tenebris i Legendarna
Powiedzieć, że Tenebris to grupa muzyków z Łodzi, zafascynowanych progresywnym metalem to… właściwie nic nie powiedzieć. Metal progresywny to też w zasadzie dość umowna szufladka, która niezbyt precyzyjnie definiuje obszar ich zainteresowań. Zespół działa z przerwami od 1991 roku, a płyta Legendarna ukazała się w 2018 roku po pięcioletniej przerwie. Wcześniej grupa wielokrotnie zmieniała skład, szlifując również wizję własnej twórczości. Po przygodach z wydawcami i niezamierzonych przerwach zarejestrowali cztery pełnowymiarowe albumy, mają też w dyskografii nagrania demo, singla, EP oraz wydany w 2010 roku box, podsumowujący cały ich ówczesny dorobek. Przy pierwszym kontakcie ich muzyka sprawia wrażenie mrocznej, dość hermetycznej i strawnej jedynie dla koneserów tego typu brzmień. To jednak pozory. Warto zadać sobie nieco trudu by się w niej rozsmakować.
W zasadzie należałoby odwołać się do poprzedniego pełnowymiarowego dzieła Tenebris, zatytułowanego Alpha Orionis (2013). Album był dość spójną i przemyślaną opowieścią, której choćby z racji połączenia wszystkich części nie da się słuchać we fragmentach. Płyta wymaga skupienia od początku do samego końca, a potem… ewentualnych powrotów.
Niesie w sobie niewątpliwe odwołania do progresywnego, nieco cięższego metalu klasyków gatunku, jednak całość ma oryginalny własny charakter. Muzycy Tenebris, kojarzeni w zasadzie ze sceną metalową grają bezkompromisowo, jakkolwiek ich muzyka ma sobie pewien eklektyzm, który wynika z wielokierunkowych poszukiwań i inspiracji, nie ograniczających się do jednego gatunku. Wszystkie elementy i smaczki, a jest ich naprawdę niemało są przemyślane i uzasadnione. Chyba należy żałować, że mimo sporego dorobku i niebanalnej muzyki zespół nie zyskał należnej popularności. Ich muzyka zawsze niosła w sobie pewną nieprzewidywalność. Ta cecha pozostała w niej do dziś, a dodatkowo utwory zyskały pewną dojrzałość, która pozwala na delektowanie się ich strukturą i pozornie odległymi a jednak powiązanymi pomysłami. Interesujące melodie sąsiadują z ciężkimi riffami, a wszystko to w niezwykły sposób do siebie pasuje i wciąga, budząc apetyt na więcej. Myślę, że dopiero tak przygotowany odbiorca (tzn. znający wspomniany wyżej album Alpha Orionis) powinien sięgnąć po najnowsze wydawnictwo łódzkich muzyków, zatytułowane Legendarna. To jakby dopełnienie poprzedniego albumu, ale także odkrycie nieco innego oblicza zespołu.
Pewne wątki zarysowane w Alpha Orionis zostały na Legendarnej rozwinięte, choć sam pomysł dramatyczny jest zupełnie inny. Alpha Orionis opowiada o hipotetycznej wizycie tajemniczych przybyszy z kosmosu (Orionitów), mających wpływ na rozwój naszej cywilizacji. Do tej idei nawiązuje również okładka wspomnianego albumu, zaś sama muzyka poprzez różne wpływy, począwszy od psychodelii, space rocka, aż po nuty progresywne świetnie ją ilustruje. Jest wymagająca, ale daje odbiorcy sporo satysfakcji. Legendarna idzie w swej narracji nieco dalej, odwołując się do kultury dawnych Słowian i wierzeń przedchrześcijańskich. W przeciwieństwie do poprzedniego albumu, podążając za obraną tematyką zespół nie dość, że śpiewa po polsku, to już od pierwszych tajemniczych dźwięków próbuje wykreować świat dawno minionych wieków.
Na całość w zasadzie składają się cztery utwory: Wieleci, Wolarz, Perunowy i Jeno. W warstwie literackiej, prócz własnych stylizowanych tekstów muzycy wykorzystali strofy Adama Mickiewicza (Dziady), Juliusza Słowackiego (Król Duch), Kamila Baczyńskiego (Śpiew z pożogi) i Romana Zmorskiego (Wiersze). Całość jest intrygującą opowieścią, wyrażającą tęsknotę za dawno minioną kulturą, za jej wierzeniami i starym, niepisanym kodeksem praw. W utworze Jeno zwraca uwagę kapitalny tekst Kamila Baczyńskiego, znany z interpretacji Ewy Demarczyk (Jeno wyjmij mi z tych oczu / szkło bolesne – obraz dni…) To niekonwencjonalne odczytanie dobrze znanego poetyckiego przesłania, które dotyczyło wszakże dużo późniejszych czasów. Te słowa muzycy podsumowali tęskną sentencją Romana Zmorskiego: Wróci - wróci w stare gniazdo stare prawo, stara mowa i natchnione Słowian życie, którą ów nieco zapomniany poeta umieścił w 1848 r. w księdze gości schroniska na szczycie Ślęży. Na płycie ten cytat pojawił się w nieco skróconej wersji. Całość dodatkowo opatrzona mroczną muzyką przypomina biadanie starego kapłana odchodzącego obrządku nad upadkiem dawnych wierzeń. Rozterki wynikające ze zderzenia starego i nowego świata dobrze podsumowuje monolog Gustawa oraz Guślarza, zaczerpnięty z II części mickiewiczowskich Dziadów, który pojawia się w utworze Wolarz, kończącym pierwszą część albumu. Niesamowita interpretacja wokalna Szymona nadaje całości wyjątkowej aury.
Nawiązaniem do wcześniejszej płyty i pewnym pomostem łączącym oba wydawnictwa są cztery kompozycje, pochodzące z sesji do albumu Alpha Orionis. Noszą tytuły Gnome, Trembling Giant, Alpha Orionis oraz They Are Here. Jedynie dwa z nich w nieco zmienionych wersjach znalazły się na poprzedniej płycie. Całość przesycona jest posępnym klimatem, jednak naprawdę robi spore wrażenie. To absolutnie nie jest muzyka tła. Naprawdę wymaga skupienia. Warto dać się jej ponieść. Mimo, że utwory pochodzą z różnych sesji, które dzieli blisko sześć lat, to jednak razem brzmią spójnie i bronią się jako całość. Warto podkreślić, że w kompozycji Wolarz gościnnie pojawia się Dan „Chewy” Mongrain z kanadyjskiej grupy Voivod. To niewątpliwie nie tylko wyraz przyjaźni łączącej oba zespoły, ale także dowód uznania dla Tenebris i ich muzycznego świata.
słuchacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz