czwartek, 27 sierpnia 2015

Projekt Volodia - Wysocki nieco inaczej






Projekt Volodia w Ciechocinku


W ubiegłą niedzielę, 23 sierpnia wybrałem się do Ciechocinka na występ nieznanego mi wcześniej zespołu pod nazwą Projekt Volodia. Zachęciły mnie entuzjastyczne recenzje koncertu z festiwalu "Wołodia pod Szczelińcem”, którego organizatorem i dyrektorem artystycznym jest lider formacji Janusz Kasprowicz. Ów festiwal to interesujące spotkanie, poświęcone przede wszystkim muzyce Włodzimierza Wysockiego (choć także Jacka Kaczmarskiego). Miejsce wybrano z premedytacją, chcąc uniknąć przypadkowej publiczności. Decyzja okazała się słuszna, potwierdza ją już piąta edycja tejże imprezy.



Janusz Kasprowicz - bass i Leszek Zaleski - gitara



Włodzimierz Wysocki (1938-1980), sławny rosyjski aktor moskiewskiego Teatru na Tagance, bardziej znany jako niepokorny i charyzmatyczny bard z gitarą ma w naszym kraju wciąż sporą grupę miłośników, także młodych. To cieszy, w sytuacji gdy media lansują głównie pop, sympatia ta świadczy bowiem o niezależności gustów słuchaczy. W Moskwie grób Wysockiego tonie w kwiatach do dziś, mimo upływu blisko trzydziestu pięciu lat od śmierci artysty. W zasadzie obecnie trudno pojąć fenomen twórczości Wołodii. Był chyba jedynym twórcą, który w tamtych niełatwych czasach, zwłaszcza w ZSRR, potrafił być prawdziwie wolnym człowiekiem. Dawał temu wyraz nie tylko swym życiem, lecz także twórczością. Jego bezkompromisowa postawa, nieakceptowana przez władzę przyczyniła się w niemałym stopniu do lawinowo rosnącej popularności. Nie był obecny w mediach, zaś sławę zyskał poprzez pirackie nagrania z nieoficjalnych występów i domowych recitali. Stworzył blisko tysiąc ballad i pieśni. Nazywany ochrypłym sumieniem Rosji, do dziś jest prawdziwym fenomenem kulturowym. Śpiewał żarliwie, charakterystycznym, zdartym głosem, towarzysząc sobie jedynie na gitarze.




Janusz Kasprowicz 


Brzmienie utworów Wysockiego jest dość charakterystyczne, tak więc nie znając wcześniejszych nagrań Projektu Volodia z pewnym niepokojem patrzyłem na bogate instrumentarium grupy Janusza Kasprowicza. Projekt Vołodia z założenia miał być jednorazowym eksperymentem, polegającym na połączeniu twórczości moskiewskiego barda ze stylistyką Toma Waitsa. Pomysł cokolwiek kontrowersyjny, okazał się jednak patentem na sukces. Grupa wrocławskich muzyków, sformowana w 2007 roku dziś może pochwalić się dwoma rewelacyjnymi płytami, zapowiada też wydanie jeszcze w tym roku kolejnej. Aktualny program występów został poszerzony o wiersze innych twórców. Głos Janusza Kasprowicza brzmi we wszystkich kompozycjach podobnie (posiadł bowiem patent na brzmienie nieco przypominające Wysockiego), jednak muzyka zespołu jest bardzo bogata i urozmaicona. Odnaleźć w niej można elementy rocka, jazzu tradycyjnego, poezji śpiewanej i inne, czasem dość oryginalne wpływy. Wszystko to jednak tworzy łatwo rozpoznawalną, zwartą stylistykę. Ciekawym instrumentem jest obsługiwany przez Bogdana Bińczaka vinofon (ponoć konstrukcja własna - skrzyżowanie tradycyjnego ksylofonu z produktami przemysłu winiarskiego).



Bogdan Bińczak - vinofon 


Pierwsza płyta grupy, będąca rejestracją koncertu (w opisie nie podano skąd, podejrzewam, że jest to połączenie kilku) zawierała jedynie utwory Włodzimierza Wysockiego. Brzmią rewelacyjnie. Nagrania próbują oddać atmosferę koncertu, nie jest to jednak chyba do końca możliwe. Występ trzeba zobaczyć na żywo. Obecnie poszerzony program zawiera także kompozycje Toma Waitsa, Leonarda Cohena, Władysława Broniewskiego czy Andrzeja Bursy. Wydaje się, że to połączenie może być dość ryzykowne. Jednak tytuł ostatniej płyty To męski świat wskazuje, że twórcy potrafili znaleźć wspólny mianownik dla prezentowanych piosenek. To niewątpliwie zasługa indywidualności artystycznych poszczególnych muzyków.



Robert Gawron - banjo 


Projekt Volodia 


Formację Projekt Volodia tworzą: Janusz Kasprowicz (śpiew, gitara basowa, kontrabas elektryczny), Bogdan Bińczak (akordeon, melodyka, vinofon), Robert Gawron (banjo, gitara, ukulele), Kuba Persona (perkusja) oraz Leszek Zaleski (gitara elektryczna). Spektakle muzyczne najczęściej uzupełnia specjalna scenografia, prezentacje multimedialne oraz często gościnny występ znanego aktora Mirosława Baki. Niedzielny koncert w Ciechocinku, choć bez tych elementów okazał się sporym przeżyciem dla licznie zgromadzonej publiczności.





publiczność dopisała 


Muzyka grupy, mimo subtelności aranżacyjnych jest konsekwentna i nie przesłania tekstów, bowiem to one są najważniejsze. Płyta Męski świat Projektu Volodia nie jest propozycją jedynie dla mężczyzn. Wszak męski świat bez kobiet byłby niepełny. Jest to jednak świat z minionych epok, gdzie relacje damsko-męskie miały zdecydowanie inny charakter. Ciekawie wypadły utwory odkrywające nieznaną twórczość znanych poetów (choćby pozornie dobrze znanego Władysława Broniewskiego). Dla licznie zgromadzonej publiczności okazały się sporym zaskoczeniem.
Intrygującym elementem scenografii była stojąca przed sceną amfiteatru zakorkowana butelka, dwie szklanki i słój kiszonych ogórków. Zgodnie z twierdzeniem wybitnego rosyjskiego dramaturga Antoniego Czechowa - strzelba, która wisi na ścianie w pierwszym akcie musi wypalić w trzecim. Tak też się stało. Janusz Kasprowicz, tuż przed wykonaniem Kołysanki pijackiej Wysockiego zaprosił do towarzystwa przypadkową osobę z widowni. Utwór, zgodnie z intencją autora, zamienił się w przyjacielskie wyznanie, poparte wspólną degustacją zawartości butelki (na szczęście nie całej) pod wspomniane ogórki. Pomysł spodobał się przypadkowemu panu Grzegorzowi, jak również publiczności.



Kołysanka pijacka Wysockiego 

Myślę, że zaskakująca i odległa od oryginału aranżacja wzbogaciła utwory rosyjskiego barda. Koncert był sporym przeżyciem nie tylko dla tych, którzy doskonale znają pieśni Wysockiego. Mniej zorientowanym w jego twórczości pomagały wprowadzenia, przybliżające nieco kontekst wykonywanych pieśni. Niepowtarzalna atmosfera luzu i radości z wykonywanej muzyki, jaka emanowała od wykonawców udzieliła się też odbiorcom. Jestem przekonany, że jeśli Wołodia był obecny duchem na tym koncercie to odfrunął ukontentowany.


słuchacz



Dyskografia zespołu:

2011 – Piosenki W. Wysockiego MTJ

2013 – To męski świat MTJ






Dotychczasowe płyty zespołu 







poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Jaromir Nohavica – nasz człowiek





Czeski bard Jaromir Nohavica, mimo iż nie jest specjalnie rozpieszczany przez media ma w naszym kraju spore grono wielbicieli. Na szczęście wielu słuchaczom dawno już przestała wystarczać niewiele różniąca się oferta rodzimych publikatorów, traktująca miłośników dobrej muzyki jako gatunek głęboko niszowy. I tak Nohavica, choć w mediach rzadko obecny – ma stałe miejsce w sercach wielu Polaków, zaś zdobycie biletów na jeden z pięciu jego najbliższych koncertów w październiku i listopadzie (Piła, Zielona Góra, Szczecin, Zabrze i Dzierżoniów) jest już niemal niemożliwe.


12.07.2014 Amfiteatr Muzeum Etnograficznego Toruń


12 lipca minął rok odkąd miałem prawdziwą przyjemność być na jego koncercie w toruńskim Amfiteatrze Muzeum Etnograficznego. Publiczność jak zwykle dopisała, zaś sądząc z głosów dobiegających z widowni jestem przekonany, że istnieje spora grupa fanów jeżdżąca za Nohavicą krok w krok. Chyba rozumiem to zjawisko. Trudno pośród naszych artystów znaleźć kogoś, kto z równą łatwością łączy klimat twórczości Cohena, Dylana, Grechuty, kto nie stroni od autosatyry, humoru i mocniejszych brzmień, a przy tym potrafi czerpać z głębin dobrze pojętej słowiańskiej duszy, dobrej literatury i po prostu z życia. Nohavica wbrew obiegowym opiniom naprawdę lubi Polaków, mówi swobodnie po polsku i ma w naszym kraju wielu przyjaciół. Warto przypomnieć jego słowa z 2013 roku, wypowiedziane w radiowej Trójce. Odbierając wyróżnienie Diament Trójki powiedział: Chcę podziękować za nagrodę, która zostanie ze mną do ostatnich dni mojego życia i którą bardzo cenię. (…) Jestem Czechem i jestem dumny z tego powodu. Ale wiem, że bez Polaków i Polski, bez naszych polskich sąsiadów, nie byłbym cały. Bardzo dziękuję, Polsko. 
Bynajmniej nie była to jedynie grzecznościowa wypowiedź. Twórczość Nohavicy zawiera wiele polskich akcentów, zaś sam artysta jest doskonałym przykładem artysty tworzącego na styku kultur. Urodził się i mieszka w Ostrawie, ponad dwadzieścia lat spędził w Czeskim Cieszynie. W Polsce czuje się jak w domu, zna polską literaturę, zna też twórczość Marka Grechuty i Jacka Kaczmarskiego.





Wielokulturowość często wyłania się w naturalny sposób z jego piosenek. Wspomnę tu piękną balladę Těšinská, czy inne: Petěrburg, Ostravo, Sarajevo. Nieobce są mu też problemy młodych środkowoeuropejskich demokracji, wyrażone w utworach Pane prezidente czy Gwiazda. Wszystkie te pieśni znalazły się w programie wspomnianego na wstępie koncertu. Były w nim nuty zadumy i melancholii, jak i nieskrępowanej radości i swobodnego żartu. Takie rozłożenie zmiennych akcentów jest chyba stałym wyróżnikiem jego występów. Stwierdzenie, że Nohavica jest utalentowanym i wrażliwym twórcą jest banałem, bowiem takie cechy powinny charakteryzować wszystkich prawdziwych artystów. Jego koncert jest prawdziwie poruszającym spektaklem, wykreowanym przy użyciu niewielu środków. Świadczy o tym reakcja widzów – wystarczy spojrzeć na twarze.







Nohavica początkowo pracował jako bibliotekarz i robotnik. Umiejętność gry na gitarze, flecie i skrzypcach posiadł jako samouk. Chętnie gra na heligonce, jednym z najstarszych i bardzo trudnych akordeonów (jest to o dziwo instrument perkusyjny, bowiem źródłem dźwięku są w nim cienkie sprężyste blaszki, wirujące pod naporem powietrza). Od połowy lat osiemdziesiątych podjął samodzielną karierę estradową, wcześniej pisał teksty dla innych wykonawców. Nie miał łatwego życia. Wiązany z opozycją demokratyczną doświadczył wielu przejawów niechęci ówczesnej władzy. Podobnie jak w przypadku wielu polskich twórców związanych z tzw. drugim obiegiem jego twórczość powielana była jako amatorskie nagrania, bądź w formie pisanej. Interesującym epizodem okazała się rola w paradokumentalnym filmie Rok diabła (2002) Petra Zelenki. Film nagrodzono kilkoma Czeskimi Lwami, także za muzykę, Kryształowym Globem na MFF w Karlowych Warach 2002 i nagrodą FIPRESCI na MFF w Cottbus 2002. Jest to nieco powikłana filozoficzna opowieść o życiu i twórczości, w której często trudno odróżnić wątki autobiograficzne od fabuły scenariusza, wszystko zaś okraszono dużą dozą autoironii i swoistym rozbrajającym czeskim humorem.


Kilka płyt z dyskografii Nohavicy


Zagadką pozostaje dla mnie siła wyrazu twórczości Nohavicy. Nie potrafię jednoznacznie powiedzieć gdzie tkwi jej źródło. Artysta brawurowo miesza gatunki i style muzyczne, tworzy muzykę do spektakli teatralnych oraz dla dzieci (album Trzy świnki). Ma w swym repertuarze piosenki Wysockiego, Okudżawy i Aleksandra Błoka. Trudno wyróżnić w jego dorobku jakąś szczególną płytę, każda jest przemyślaną i dobrze zagraną propozycją dla myślącego odbiorcy. Podczas koncertów nawiązuje doskonały kontakt z widownią, chętnie podejmuje z nią dialog. Śpiewa szczerze, po czesku i polsku – o tym co dla niego najważniejsze – zarówno o miłości do Ojczyzny, kobiety czy rodzimego klubu piłkarskiego.



Polscy artyści śpiewają Nohavicę

Fascynacja jego twórczością nie jest obca także innym polskim twórcom. W 2009 roku ukazał się dwupłytowy album Świat wg Nohavicy, przygotowany przez Tolka Murackiego, zawierający polskie interpretacje utworów Jaromira w wykonaniu największych polskich artystów. Projekt zrealizowano w pięciu studiach nagraniowych, wystąpiło w nim ponad dwudziestu wykonawców. Nieco później na płycie DVD ukazała się także koncertowa wersja tego projektu, będąca telewizyjnym zapisem koncertu w ramach 36 Ogólnopolskich Spotkań Zamkowych – Śpiewajmy Poezję w Olsztynie. Koncert prowadził Artur Andrus. Zarówno jedna i druga pozycja jest godna szczególnej uwagi.
Przytoczę na zakończenie myśl, jaką zawarł Jaromir w swym liście do Tolka Murackiego z okazji pracy nad wspomnianym projektem: Od czasów babilońskiego zamieszania języków pozostaje nam jedno. Jeżeli chcemy się z kimś dogadać musimy po prostu chcieć.
I jeszcze jedna prawda, nieco ogólniejszej natury. Ponoć kulturę narodu mierzy się nie tyle ilością artystów wielkiego formatu ale także, a może przede wszystkim ilością ludzi, którzy chcą tych artystów słuchać, czytać i oglądać. 


słuchacz