niedziela, 26 lipca 2020

Escape From Reality – Marek Depa (2020)







Escape From Reality to tytuł autorskiego projektu Marka Depy. Marek Depa to muzyk, a ściślej ujmując kompozytor i gitarzysta z Kwidzyna. Był związany z wieloma lokalnymi zespołami, m.in. Sitelight, Kampufka, The Weeders, Lemon, Overload. Już pierwszy z wymienionych, obracający się w stylistyce prog-rockowej określa jego muzyczne fascynacje. Muzycy tej formacji przyznawali się do inspiracji twórczością TOTO, Dream Theater, Pink Floyd, Genesis, Frost bądź YES. To oczywiście jedynie hasła, mogące jednak nieco bliżej ukierunkować zainteresowania muzyczne także samego Marka. On sam fascynuje się muzyką od dzieciństwa. Mając trzynaście lat zaczął uczyć się grać na saksofonie altowym, jednak rok później zwyciężyła miłość do gitary. Do saksofonu już nie wrócił. Wspominając swoich muzycznych idoli wymienia głównie gitarzystów, co nie powinno raczej dziwić. Lista jest obszerna, jest na niej Brian May, Joe Satriani, Jimmi Page, Dave Murray, John Petrucci, Steve Vai oraz… Frank Zappa. W 2014 roku dołączył do zespołu Miss Fire, co zaowocowało także małżeństwem z wokalistką grupy Viką Stefańską. Od tego czasu prowadzi również muzyczną Szkołę Rocka. Z założenia ma ona inspirować młodych ludzi i stwarzać im idealne warunki do rozwijania swoich muzycznych pasji. Daje przy tym jej twórcy swobodę i niezależność finansową, która pozwala zająć się jedynie muzyką.

piątek, 24 lipca 2020

Czesław Kazimierek – Time (2018)







Niedawno trafiła do mnie pełna uroku płyta nieznanego mi wcześniej Czesława Kazimierka. To kolejny dowód na to, że warto poszukiwać poza utartymi kanałami dystrybucji i sięgać po płyty nieznanych wcześniej wykonawców. Czesław Kazimierek to muzyk pochodzący ze śląskiego Radzionkowa, obecnie związany z angielskim Peterborough. Ma za sobą spore doświadczenie estradowe. Obecnie prowadzi własną formację – Czesław Kazimierek Project. Przyznaje się do fascynacji twórczością z pogranicza fusion-rocka, z elementami jazzu, bluesa i soulu. Time to już druga studyjna płyta w jego solowym dorobku. Czesław Kazimierek ponownie sprawdza się 
doskonale jako gitarzysta i kompozytor. Wcześniejszy album Moje życie, wydany w 2013 roku i utrzymany w podobnej konwencji zebrał sporo pozytywnych opinii. Trudno się dziwić – dobrze zagrana muzyka gitarowa łatwo znajduje wiernych odbiorców. Najnowszy krążek Time (a ponoć pracuje już nad następnym) przynosi nastrój relaksu. Myślę, że sprawdziłby się dobrze w roli podkładu filmowego, choć to może nie najlepszy pomysł, gdyż widzowie pochłonięci obrazem mogliby nie zwrócić uwagi na rzadką i ulotną urodę tej muzyki. Mimo pozornej lekkości naprawdę warto wsłuchać się w szczegóły, w subtelny aranż, melodyjność tematów oraz swobodę interpretacji. To jedna z tych pozycji, których urodę docenia się przy głębszym poznaniu.

czwartek, 23 lipca 2020

Jarmila Xymena Górna – Aspaklaria (2018)








Miesiąc temu, pisząc o intrygującym albumie Hashgachah Jarmili Górnej wspomniałem, że wkrótce opowiem o jej kolejnym dziele, opatrzonym nieco zagadkowym tytułem Aspaklaria.
Oba albumy dzieli czternaście lat, a mimo to mają wiele punktów wspólnych. Aspaklaria to kolejna wyprawa w fascynujący świat dźwięków. Album nie jest może już tak eksperymentalny jak wcześniejszy, co jednak nie oznacza, że Jarmila obniżyła poprzeczkę, stawiając na prostotę przekazu. Powiedziałbym raczej, że w ciągu czternastu lat jej styl dojrzał i nieco bardziej się skrystalizował. Tym razem zamiast rozbudowanych i wielopiętrowych wokaliz (choć i te miejscami się pojawiają) zaoferowała słuchaczom utwory opatrzone tekstami dalekimi od popowego banału, a prowokującymi raczej do ciekawych refleksji. Warto zwrócić uwagę już na pierwsze słowa otwierającego płytę tytułowego utworu. Jarmila śpiewa: „Hi, my name is Dreamer…” Nawet wyrwane z kontekstu już stanowią pewien klucz do zrozumienia całej płyty. Dalej precyzuje jeszcze bardziej: „Let the light shine through me / All rays – undistorted / Low pass, hi pass – a dance of minus plus / Always reflect! (…) Aspaklaria be my name!...



poniedziałek, 20 lipca 2020

Back To The Ocean - Mother Of The World






To kolejny przykład płyty, którą łatwo przeoczyć, a która z pewnością na to nie zasługuje. Jeśli słuchasz Nory Jones, Sade, Tracy Chapman lub późnej Beth Hart, to poświęć jej chwilę. Agnieszka Olszewska-Kaczmarek przez kilka lat przewodziła warszawskiej kapeli Humbert Humbert. Razem z nią koncertowała w m.in. w klubach Riviera Remont i Proxima, pojawiała się w telewizji (Rower Błażeja, Strefa P.), a także poprzedzała występy zespołów Perfect, O.N.A. czy Bohema. Kolejnym krokiem było stworzenie efemerycznej formacji pod nazwą Back To The Ocean, która na przestrzeni kilku lat opublikowała niebanalne i dobrze przyjęte nagrania na tzw. EP-kach. Trudno właściwie nazywać tę formację zespołem. Sama artystka mówi w jednym z wywiadów, że Back To The Ocean to w zasadzie jej artystyczny pseudonim. Powstał gdy postanowiła nagrywać własne piosenki, a współpracujący z nią muzycy dość często się zmieniali. Bezpośrednią inspiracją do powstania tej nazwy była sesja medytacyjna, podczas której poczuła, że to właśnie ocean mógłby być jej domem, dając poczucie jedności z całym światem i każdą formą życia. A tworzenie i wykonywanie muzyki, która daje radość jest dla niej jak powrót do domu, czyli powrót do oceanu.

piątek, 3 lipca 2020

Anvision – Love & Hate (2020)







Muszę uczciwie przyznać, że w ostatnim czasie aktywność Półeczki z płytami nieco kulała. W dużej mierze determinowały ten stan czynniki, na które nie mam wpływu. Na szczęście pojawiło się światełko w tunelu i wszystko wskazuje na to, że kolejne posty będę zamieszczać częściej. Bądź co bądź, kilka lat działalności zobowiązuje mnie do większej systematyczności, tym bardziej, że rynek mimo pewnej zapaści nie śpi. Przypomina mi o tym zaprzyjaźniony Pronet Music, oferując naprawdę ciekawe wydawnictwa, do których sam eksplorując przetarte dotąd ścieżki pewnie bym nie dotarł. Tą drogą trafiła do mnie ostatnio intrygująca Jarmila Górna, działająca od wielu lat w Londynie (o której pisałem poprzednio). Także dzięki Andrzejowi mogłem zwrócić uwagę na nieznany mi wcześniej Anvision, naprawdę świetną kapelę wywodzącą się z Tarnowa, łączącą w profesjonalny sposób metal z prog rockiem. Album Love & Hate, który miał swą premierę zaledwie kilka tygodni temu regularnie pojawia się w moim odtwarzaczu na początku dnia, dając sporą dawkę adrenaliny. Muzycy nie przecierają nowych szlaków, nie silą się na zawiłe eksperymenty brzmieniowe, a jednak zapewniają trzy kwadranse obcowania z tym, co pokolenia wychowane na najlepszych wzorach spod znaku Deep Purple, Whitesnake i Metalliki lubią najbardziej. To muzyka brzmiąca bardzo nowocześnie, choć odwołująca się do tradycji.