wtorek, 29 kwietnia 2014

Nocne śpiewanie w Bazie pod Ponurą Małpą




Wspomnienia z 38 Giełdy, z 2005 roku

Jak każe wieloletnia tradycja, w pierwszy weekend sierpnia w Szklarskiej Porębie odbędzie się 47 Ogólnopolska Turystyczna Giełda Piosenki Studenckiej. Jest to historycznie najstarszy, absolutnie unikalny oraz jedyny w swoim rodzaju festiwal piosenki studenckiej i turystycznej. Warto przypomnieć, że to właśnie na tej imprezie popularność zdobywały takie zespoły jak Wolna Grupa Bukowina czy Stare Dobre Małżeństwo. Dziś festiwal ma już konkurencję. Miłośnicy gatunku mogą spotkać się na Bazunie, Famie, Oppie czy Yapie. Jednak jak co roku na Giełdę w Szklarskiej Porębie przybędą zarówno ci, którzy studia skończyli wiele lat temu, jak i ci, którzy nawet o nich jeszcze nie słyszeli. Gościnna Baza pod Ponurą Małpą, zlokalizowana nad potokiem, niemal u wjazdu do miasta, od czwartku 31 lipca do niedzieli 3 sierpnia gościć będzie kilka pokoleń słuchaczy zafascynowanych piosenką studencką, turystyczną i poezją śpiewaną. Festiwal ma formułę konkursu, dla młodych i początkujących wykonawców, jest też cyklicznym spotkaniem miłośników tego, dziś odrobinę niszowego gatunku piosenki. Jak co roku odbędą się profesjonalne występy sceniczne zaproszonych gości, będą też całonocne śpiewania pod gołym niebem w gronie przyjaciół. Pojawi się stoisko z płytami i jak zawsze będzie można nabyć okolicznościowy kubek i koszulkę.


Ostatni wolny człowiek - Karol Płudowski
(prawdziwy autor piosenki Moja muzyka,
niecnie ukradzionej i spłyconej przez pewną grupę disco polo)

Wolna Grupa Bukowina - na giełdowej scenie w 2005 roku


słuchacz



środa, 16 kwietnia 2014

o Jacku Kaczmarskim i jego Murach...




Dwie wybrane



Niejako wywołany do tablicy z okazji 10 rocznicy śmierci Jacka Kaczmarskiego postanowiłem kolejny post poświęcić właśnie jemu, a przy okazji podjąć polemikę z nadaną mu etykietą barda Solidarności. Myślę, że taka opinia jest zbyt dużym uproszczeniem. Piosenki Jacka są celnym komentarzem do wielu faktów z polskiej historii, są też poetycką polemiką z zakorzenioną oceną powszechnie znanych bohaterów z polskiej literatury. Wystarczy wspomnieć utwory Lalka, Pan Kmicic, czy Pan Wołodyjowski. Kaczmarski chętnie odwoływał się do literatury polskiej i światowej. Prowadził pewną grę z odbiorcą, dokonywał prób innej interpretacji dzieła, polemizował z utartą wizją.

Takim niemal sztandarowym przykładem są powszechnie znane Mury. Ich autorstwo często niesłusznie przypisywano Jackowi. Słowa są dość swobodnym tłumaczeniem utworu L'Estacav (Pal) hiszpańskiego twórcy Llusa Llacha, mówiącego o beznadziejnym trudzie obalenia muru dzielącego od wolności. Mur, mimo iż się chwieje, to wciąż mocno trwa. Pieśń ta była symbolem walki Katalończyków o niepodległość w okresie dyktatury generała Franco. Mury są właściwie poświęcone Llachowi, są w nich bezpośrednie odniesienia – „świec tysiące palili mu” czy „on wciąż śpiewał i grał”. Wersję Jacka Kaczmarskiego odczytano jednak inaczej. Była traktowana niemal jako hymn, uskrzydlała Polaków do walki o wolność w czasach komunizmu. Warto jednak nieco głębiej zastanowić się nad wymową tekstu. Bohaterem jest „młody i natchniony”, który swoją pieśnią porywa tłum do walki z dyktaturą. Dodaje mu sił, nadziei, budzi świadomość. Jednak gdy tłum zaczyna czuć swą siłę i rusza ulicami miast, zrywając bruk i burząc pomniki, śpiewak pozostaje sam, patrząc w milczeniu na marsz, huk kroków, rosnące mury i łańcuch u nóg… Mimo woli nasuwa mi się tu obraz rewolucji, która pożera własne dzieci.

Opozycja w latach 80. nie zastanawiała się nad wydźwiękiem ostatniej strofy wiersza. Wówczas pieśń dawała otuchę, zachęcała do działania, była symbolem. Ostatnia zwrotka, niewygodna dla opozycji, często była pomijana na wiecach i manifestacjach. Na koncertach w tamtym czasie często ją zaklaskiwano i zagłuszano lub zmieniano jej treść. I tak kompozycja wręcz została odebrana artyście, by żyć własnym życiem. W euforii nikt nie słuchał poety… Mury stały się hymnem opozycji w latach 80., były też sygnałem nielegalnego w tym czasie Radia „Solidarność”. Jednak o tym, że prawdziwe przesłanie utworu było zupełnie inne, zaś sam bard nie chciał być do końca utożsamiany z sentymentalną panną S (parafrazując tytuł jednej z jego piosenek) wiedzą już nie wszyscy.



Pięć boksów


Ten przykład udowadnia, że dzieła ewoluują i zmieniają swoje przeznaczenie, a artysta nie powinien oczekiwać, że odbiorcy zawsze będą interpretowali utwór zgodnie z jego pierwotną intencją. Kaczmarski, co potwierdzał w wywiadach, był tego świadomy, choć chyba nie chciał się z tym faktem pogodzić. Kiedy mury istotnie w Polsce runęły, Jacek, niczym śpiewak z pieśni, pozostał na uboczu. Wolnych Polaków znacznie mniej interesowały jego komentarze dotyczące nowej rzeczywistości politycznej. Po dziesięciu latach wyraźnie zdegustowany, napisał kolejną wersję utworu, a właściwie jego uzupełnienie. Mury’87 stały się do dziś aktualną krytyką sytuacji w kraju. Były również sprzeciwem wobec tych, którzy wykorzystując Mury do własnych celów, modyfikowali słowa lub pomijali ostatnią zwrotkę.

Twórczość Kaczmarskiego, nasycona metaforami oraz wieloma odniesieniami do polskiej literatury i historii często była rodzajem emocjonalnego komentarza do bieżących wydarzeń i problemów. Uważam, że Jacek był patriotą, zatroskanym Polską - nie tylko jej martyrologią, ale również kondycją moralną społeczeństwa. Obdarzony niebywałą erudycją, w swej twórczości łączył cechy prawdziwie polskie z doświadczeniami narodu wybranego (miał żydowskie korzenie, choć początkowo nie chciał się z tym pogodzić). Dał dowód, że są one – tak jak nasza historia – często splecione w sposób nierozerwalny.

Poszukując własnych interpretacji nie można nie wspomnieć o roli jaką odegrał w kulturze postmodernizm i postać wybitnego francuskiego filozofa Paula Ricoeura. To on jako pierwszy zaproponował, by wszelkie działania społeczne traktować jako tekst kultury. Każda forma ekspresji, utwór muzyczny, dzieło sztuki – podobnie jak tekst, po opublikowaniu i zyskaniu pewnej popularności zaczyna żyć własnym życiem, czasem nawet wbrew pierwotnej intencji autora. Staje się dziełem otwartym, które zyskuje nowe znaczenie, zarówno w przypadku zmiany kontekstu, jak i odkrywczych interpretacji ze strony wrażliwych odtwórców i odbiorców. Zjawisko to, nazwane intertekstualnością, wywodzące się z postmodernizmu polega na wzajemnych relacjach, inspiracjach i zapożyczeniach w trakcie procesu twórczego. Jest to szczególnie zauważalne w utworach Jacka Kaczmarskiego. Przy odbiorze ważna jest znajomość innych tekstów kultury, bowiem ma to wpływ na właściwe i pełne ich odczytanie.

Wielcy opuszczają nas krok po kroku. Niewielu twórców ma dziś coś naprawdę ważnego do powiedzenia. Pozostaje refleksja nad tym co już zostało powiedziane. Po Jacku pozostało kilkadziesiąt płyt, kilka powieści, bardzo wiele felietonów i recenzji. Dobrze, że są ludzie, którzy nie tylko słuchają, lecz także próbują odczytać te teksty po swojemu. Jego twórczość na to zasługuje, wszak źródło wciąż bije…


słuchacz



sobota, 12 kwietnia 2014

w drogę...




Po prostu - droga...

Dziś będzie o drodze. Będzie o przemijaniu i próbach pogodzenia się z rzeczywistością. Temat cokolwiek metaforyczny. Szukam w pamięci utworów, które mogą go skomentować. Jest ich sporo, począwszy od zapomnianego już odrobinę Krzysztofa Klenczona z zespołem Czerwone Gitary, wykonującego utwór W drogę, ze słowami Janusza Kondratowicza. Podoba mi się także przesłanie starej piosenki wykonywanej niegdyś (1973) przez grupę Homo Homini, z tekstem Bogusława Choińskiego. Był to bodaj najbardziej znany przebój tego zespołu. Ciekawe, czy ktoś jeszcze pamięta te słowa, które także i dziś wiele znaczą:

drzewa zbierają się w drogę,
słychać po nocy ich głos:
Trzeba wreszcie coś postanowić,
trzeba ludzkiej położyć
kres zachłanności!
Dłużej już czekać nie mogą
widząc niepewnym swój los.
Drzewa zwołują się w drogę,
słychać po nocy ich głos...

Cóż ugasi pożar, gdy cała

studnia cierpliwości się już wyczerpała!
Groźnie huczące na wietrze
już nie lękają się nas
drzewa ogromne, jak wieże,
wchodzą przemocą do miast.

Są też inne. Frank Sinatra śpiewał My Way, Chuck Berry Route 66 (poświęconą legendarnej amerykańskiej autostradzie), Willie Nelson wykonywał On the Road Again, The Beatles - The Long And Winding Road, czy wreszcie  - wręcz o drodze do piekła śpiewali AC/DC (Highway To Hell) lub Chris Rea (Road to Hell).

Jestem przekonany, że każdy mógłby przytoczyć wiele przykładów. Droga pojawia się jako motyw przewodni filmów, powieści, jest też często używaną metaforą w różnych religiach. Takie refleksje dotykają w życiu każdego z nas, najczęściej w chwilach ważnych decyzji, bywa że związanych także ze zmianą miejsca pobytu.
Temat narzuciło mi życie, jak zwykle kompletnie nieprzewidywalne. Po wielu latach jestem zmuszony przenieść moją „półeczkę” w inne, może nieco bardziej bezpieczne miejsce. Trudno dyskutować z młodym, pewnym siebie człowiekiem, który właśnie kupił dom, w którym się urodziłem i zamierza zrobić na tym dobry interes. Czeka mnie więc czas gruntownego przeglądu wszystkiego czym obrosłem przez te lata. Dotyczyć to będzie także mych zbiorów - i jak mniemam - pewnie przyniesie nieco przykurzone „odkrycia”. No to może spróbujmy...


Armia - Droga  1999

Piętnaście lat temu Tomek Budzyński i zespół Armia nagrali płytę pod wymownym i pasującym do dzisiejszego tematu tytułem: Droga. Zawsze ceniłem tę grupę i jej lidera za dobrą muzykę i niebanalne teksty. Ciężkie riffy gitary, choć klimat odrobinę baśniowy, nierealny. Muzyka jedyna w swym rodzaju, z charakterystycznymi dźwiękami waltorni Banana. Tomasz Budzyński, lider zespołu, muzyk i malarz, zakochany w dobrej literaturze, sam tworzy teksty wykonywanych utworów. Od lat jest intrygującą postacią na polskiej scenie rockowej. Był jednym z bohaterów książeczki Marcina Jakimowicza Radykalni (2002), będącej zapisem rozmów ze znanymi muzykami ówczesnej polskiej niezależnej sceny rockowej. Budzy, Maleo, Dziki i Stopa dali w niej niezwykłe świadectwo, mówiąc z zapałem neofitów o swym światopoglądzie i o swojej - nomen omen - drodze do nawrócenia. Stąd teksty Budzego często odwołują się do wartości chrześcijańskich i bezpośrednio do Boga. W zestawieniu z ciężkim rockiem daje to intrygujący efekt. Nie wszystkim fanom Armii ta przemiana Tomka Budzyńskiego odpowiadała, choć była właśnie efektem pogmatwanej drogi jaką przebył, szukając dla siebie prawdziwych wartości. Nie chcę oceniać tej płyty na tle innych dokonań zespołu. Jest ona po prostu kolejnym przystankiem na drodze. Nie można odmówić jej szczerości. Niektórym pomaga. Może czasem trzeba zadumać się nad własną drogą i stwierdzić za Markiem Aureliuszem:

"Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, 
czego nie jestem w stanie zmienić. 
Daj mi siłę, bym zmienił to, co zmienić mogę. 
I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego."

Bo, choć nie przesadza się starych drzew, to czasem trzeba ruszyć w drogę...


słuchacz