sobota, 21 grudnia 2019

Tomasz Pauszek - Zapraszam ludzi bardziej doświadczonych







Tomasz Pauszek foto: Dariusz Gackowski



Na początku grudnia miałem przyjemność być na koncercie zatytułowanym MOOGplugged w Auli Copernicanum Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Gościem wieczoru był Tomasz Pauszek, który zaprezentował przekrój swojej twórczości, wykorzystując podczas występu jedynie legendarne syntezatory MOOGa. Koncert trwał nieco ponad godzinę i miał kameralny charakter, jednak sceneria Auli Copernicanum nadała mu wyjątkowy i niepowtarzalny wymiar. Nastrój wieczoru udzielił się również publiczności, która doceniła nie tylko brzmienie kultowych instrumentów, ale także (a może przede wszystkim) bardzo dobrą muzykę i umiejętności jej twórcy. Kilka dni później miałem przyjemność kolejny raz spotkać się z artystą i porozmawiać o jego muzyce oraz zakończonym niedawno jubileuszu.  


Rozmawialiśmy blisko rok temu, krótko po koncercie inaugurującym jubileusz Twojej pacy artystycznej. Na przestrzeni minionych dwóch dekad występowałeś także jako Odyssey i RND. Co spowodowało, że dopiero niedawno zdecydowałeś się na pracę pod własnym nazwiskiem?

Wcześniej uważałem, że moje nazwisko może być trudno rozpoznawalne i jest trudne do wymówienia. Tak powstał projekt Odyssey, mający dość charakterystyczną nazwę. Obejmował klasyczną muzykę elektroniczną. RND było kolejnym eksperymentem, dużo bardziej awangardowym. Zbliżając się do czterdziestki dojrzałem do tego, żeby być postrzegany i zapamiętany nie tylko przez pryzmat swoich projektów, ale także jako kompozytor z imienia i nazwiska, który podpisuje swoje utwory. Po jakimś czasie stwierdziłem, że te nazwy jakoś mnie ograniczają. Odyssey miał kojarzyć się z klasyczną melodyjną elektroniką, zaś RND z typowym eksperymentem. Bywało jednak, że powstawało coś, co nie mieściło się w żadnej z przyjętych ram stylistycznych. Nazwy w jakimś stopniu definiowały charakter muzyki, a odbiorcy obu projektów mieli sprecyzowane oczekiwania. Byłem przekonany, że wyjście poza te ramy z pewnością nie przysłużyłoby się tym kompozycjom. 



sobota, 7 grudnia 2019

Nigdy więcej wojny – Przemysław Rudź (2019)








W wielu polskich rodzinach pamięć o minionej wojnie jest do dziś najczęściej postrzegana poprzez pryzmat utraty najbliższych, którzy stracili życie na polach bitewnych, bądź wskutek obłąkańczych represji okupantów. II Wojna Światowa objęła swym zasięgiem i skutkami nie tylko siły zbrojne, ale całe społeczeństwo. Niemal w każdej rodzinie opłakiwano jej skutki. Ofiarami były nie tylko członkowie ruchu oporu, ale często także przypadkowi ludzie, aresztowani w ulicznych łapankach i wywożeni przez okupanta do obozów. Te przeżycia do dziś budzą przerażenie i sprzeciw. Wielu Polaków w sposób dosłowny rozumie znaczenie hasła „nigdy więcej wojny”. To hasło umieszczone także na gdańskim Westerplatte nie jest sloganem, lecz wyrazem pamięci i przestrogą.
Taki tytuł nosi również najnowszy album Przemysława Rudzia, uznanego artysty związanego z Gdańskiem, mającego znaczący dorobek i spore osiągnięcia na polu muzyki elektronicznej. Nie przypadkiem płyta podsumowuje osiemdziesiątą rocznicę tamtych krwawych wydarzeń. To kolejny dowód na to, że ich pamięć jest nadal żywa i przekłada się na bardzo osobisty wymiar. 


Projekt dojrzewał powoli. Początkowo miał się nazywać „Elbing 1945”, zaś został zainspirowany książką Tomasza Stężały, zafascynowanego historią Elbląga. Później całość ewoluowała i uzupełniono ją o recytatywy, których autorem jest poeta Wojciech Darda-Ledzion. Kompozytor zafascynowany tą twórczością postanowił wykorzystać niebanalne myśli poety zakorzenionego w świecie wartości i tradycji, a nadto sformułowane w pięknej polszczyźnie. Na płycie pojawiły się w interpretacji Waldemara Kownackiego, aktora Teatru Narodowego w Warszawie. 
To nie jest płyta do słuchania przy kawie, ani jako tło przyjacielskich pogawędek. Każdy utwór został poprzedzony poetyckim recytatywem, który nie tylko wprowadza słuchającego w muzyczny klimat, ale wręcz determinuje odbiór, kierując myśli i wyobraźnię w ściśle określone rejony. Ten zabieg z pewnością ułatwia percepcję, ale też przydaje całości dramatyzmu. Słowa mają tu swoją wagę. Pojawia się patos, ale są też fragmenty bardzo osobiste, wręcz intymne. Utwór Aż do zwycięstwa poprzedza pamiętny komunikat, wyemitowany rano 1 września 1939 roku przez Polskie Radio, a nagrany dwa dni wcześniej na polecenie Sztabu Generalnego Wojska Polskiego przez Józefa Małgorzewskiego – aktora, dziennikarza i reżysera radiowego. Ostatnie zdanie tej wypowiedzi, wielokrotnie powtórzone odpływa w dal niejako wieszcząc, że walka będzie długa i trudna.
Poezja Wojciecha Dardy-Ledziona mówi o wojnie z wielu perspektyw. Pojawiają się w niej odniesienia do polskiej historii, są refleksje o zdradzie, jest też poruszający fragment poświęcony Krzysztofowi Kamilowi Baczyńskiemu, nawiązujący do jego twórczości i opowiadający o śmierci poety ustami matki. Nie brak przejmujących obrazów z Auschwitz, jest próba zadumy nad ofiarą Powstania Warszawskiego, jest też miejsce na gorzką refleksję we fragmencie Po wojnie. Całość podsumowuje fragment Odpryski, brzmiący niczym skarga straconego pokolenia, przez którą mimo wszystko przebija nadzieja na powojenny „dzień spokojny”…

Słowa, jakie tu padają są równie ważne jak umiejętnie dopasowana ilustracyjna muzyka. Przemysław Rudź nie popisuje się techniką ani wirtuozerią. Wygenerowane z syntezatorów brzmienia stają się niemal idealnym komentarzem do warstwy literackiej. Kompozytor ma świadomość wagi tematu i chce o nim opowiedzieć prawdziwie, tak jak czuje, z głębi serca i z głębi swego człowieczeństwa, bez fajerwerków i tanich chwytów. Można tu oczywiście doszukiwać się klimatu lat siedemdziesiątych i wpływów Tangerine Dream z tamtych czasów i jakkolwiek w tym kontekście mogłoby to mieć szczególne znaczenie, to jednak takie porównania w tym przypadku nie mają większego sensu. Muzyka Rudzia jest na wskroś oryginalna i stanowi z warstwą literacką integralną całość. Warto zwrócić uwagę na epicką jedenastominutową opowieść, zatytułowaną Starcie Tytanów. Mamy tu wielorakie brzmienia, dające sporą pożywkę wyobraźni, a w chwili gdy dramatyzm utworu zdaje się osiągać punkt kulminacyjny pojawia się echo dramatu Auschwitz, skontrastowane z dużo delikatniejszym również rozbudowanym fragmentem, noszącym tytuł Duchy Stalingradu. To jeden z moich faworytów, kolejny refleksyjny utwór, w którym usłyszeć możemy elektryczne skrzypce Dominika Chmurskiego, zaś całość nawiązuje do motywu z preludium I koncertu na fortepian i orkiestrę Wojciecha Kilara. Album kończy podniosła Oda do ojczyzny, która pomimo dramatycznego przesłania albumu pozostawia odbiorców z nutą nadziei.

Płyta Nigdy więcej wojny jest znaczącą pozycją w dorobku gdańskiego twórcy. Nie tylko dlatego, że ukazuje się w roku, w którym minęło osiemdziesiąt lat od wybuchu II Wojny Światowej. Również dlatego, że łączy aktorską interpretację poezji z muzyką, przy czym obie płaszczyzny są tu równoprawne. To zderzenie dwóch form przekazu, które się przenikają, uzupełniają i wzajemnie inspirują. Watro podkreślić, że wydawcą albumu jest Audio Anatomy, firma znana z dbałości o jakość i stronę edytorską, co nabiera szczególnej wagi w przypadku oryginalnego projektu graficznego, przygotowanego przez Damiana Bydlińskiego. Premierę wydawnictwa połączoną z odsłuchem wersji winylowej na renomowanym sprzęcie zaplanowano na dzień 17 grudnia, w Gdańsku. Myślę, że w przedświątecznej gonitwie naprawdę warto znaleźć czas na wyprawę w inny wymiar wrażliwości.

słuchacz



PS.

Zdjęcia dzięki uprzejmości wydawcy.