Płyta Natalii Niemen nie była dla mnie zaskoczeniem. Kilka lat temu Fundacja im. Czesława Niemena zaproponowała cykl trzydniowych interdyscyplinarnych spotkań-konferencji, poświęconych popularyzacji jego twórczości. Na stronie fundacji można odnaleźć szczegółowy program dwóch takich spotkań, z jesieni 2013 roku. Złożyły się nań warsztaty muzyczne, wystawa fotografii, prezentacja felietonów publikowanych wcześniej przez Niemena w miesięczniku Tylko Rock oraz cykl wykładów Piotra Chlebowskiego. Zwieńczeniem konferencji był koncert Natalii Niemen, zatytułowany Niemen mniej znany, złożony z jej własnych interpretacji utworów wybranych z dwóch ostatnich albumów Czesława - Terra Deflorata oraz spodchmurykapelusza. Niestety, nie było mi dane uczestniczyć w owych spotkaniach, więc trudno mi o nich szerzej pisać. Mą ciekawość wzbudziły szczególnie owe koncerty, bowiem Natalii Niemen towarzyszyli znani instrumentaliści, którzy wspólnie z córką artysty podjęli próbę przearanżowania jego dzieł, stworzonych pierwotnie na elektroniczną Robotestrę. Program ten Natalia Niemen prezentowała także przy innych okazjach.
Twórczość Czesława Niemena inspirowała także innych twórców, którzy interpretowali ją w różnoraki sposób. W 2007 roku ukazała się płyta chóru Proforma pod tytułem Niemen a cappella, a w 2009 roku Janusz Radek wydał album Dziwny Ten Świat _opowieść Niemenem, będący zapisem koncertu złożonego z przebojów Czesława. Dwa lata później Stanisław Soyka zaprezentował program W hołdzie Mistrzowi, natomiast w 2012 roku wrocławski zespół Soundrise wydał album Niemen nieznany, oparty na jego dorobku. Kompozycje Niemena stały się również punktem wyjścia dla frapujących improwizacji jazzowych, opublikowanych w 2009 roku na płycie Artura Dutkiewicza Niemen – improwizacje. To jedynie wybrane przykłady, potwierdzające jednak fakt, że wbrew opinii niektórych krytyków muzyka Niemena żyje i dalej potrafi inspirować.
Natalia Niemen zadebiutowała przed laty płytą Na opak, którą dziś wspomina raczej niechętnie. Bardziej znana jest z występów w ekumenicznym chórze gospel Trzecia Godzina Dnia oraz ze współpracy z formacją New Life'm. Jej osobowość i głos sprawia, że jest na dzisiejszej krajowej scenie muzycznej postacią rozpoznawalną, choć czasem kontrowersyjną. Album Niemen mniej znany jest w zasadzie jej pierwszą poważną autorską wypowiedzią. Płyta dojrzewała dość długo, zresztą sama artystka wyjawia, że nie miała specjalnego parcia do robienia tzw. wielkiej kariery. Woli czas przeznaczyć rodzinie, która jest dla niej wartością zasadniczą. Wydana kilkanaście dni temu płyta jest jej własną wizją późnych, stosunkowo mało znanych kompozycji z dwóch ostatnich albumów jej ojca.
Pierwszy z nich ukazał się w 1989 roku. Znalazły się na nim dalekie od optymizmu refleksje artysty nad światem i człowieczeństwem. Już sam tytuł, dający się przetłumaczyć jako Ziemia pozbawiona dziewictwa, lub wręcz Ziemia pogwałcona sugerował ich ton. W niczym nie przypominały owych kilku nieśmiertelnych przebojów, stale obecnych w mediach i najczęściej w powszechnej świadomości z nim kojarzonych. Teksty, czy też „wierszydła” – jak sam je określił, były filozoficzną rozprawą z absurdami współczesności oraz świadomą samokrytyką istoty ludzkiej, zdającej sobie sprawę ze swej niedoskonałości. Stanowiły kontynuację i rozwinięcie poetyki Niemena tkwiącej korzeniami w stylistyce Norwida, jednak w porównaniu do wcześniejszych prób literackich okazały się znacznie dojrzalsze. Były również pewną deklaracją filozoficzną, zaś muzyka i wielogłosowy śpiew kreowały poważny i refleksyjny nastrój. Dwa lata później album ukazał się w nieco rozszerzonej wersji cyfrowej. Niemen sam był autorem, kompozytorem, wykonawcą, reżyserem dźwięku, producentem i projektantem oprawy graficznej. Dariusz Michalski w swej książce Niemen. Czy go jeszcze pamiętasz? nazwał ją jedyną w tym okresie polską produkcją, mogącą śmiało konkurować ze światową czołówką kompozytorów muzyki elektronicznej. Mimo to, krajowa krytyka mówiła o niej skąpo, a radio, goniące za muzyczną modą, też nie znalazło dla niej miejsca.
Płyta przemknęła niczym meteor i zniknęła. Krytyka już wcześniej zaszufladkowała artystę jako muzycznego autsajdera, opatrując go etykietą „twórczość trudna i niezrozumiała”. Mało który z recenzentów podjął trud rzeczowej analizy. Pojawiły się za to wiele głosów krytycznych, powielających obiegowe opinie. Grzegorz Brzozowicz w Magazynie Muzycznym napisał: Jedno wiem na pewno, nie jest to rock. (…) Śmiem twierdzić, że elektronika zabiła muzykę Niemena już kilkanaście lat temu. Stała się ona chłodna, a aranżacje przesłoniły podstawowy atut artysty - głos. Filip Łobodziński w pisemku Rock’n’Roll posądził Niemena o szerzenie ziejącej kaznodziejstwem eko-ideologii, nie dostrzegając głęboko humanistycznego przesłania płyty, a Leszek Bugajski (Uroda 6/2000), zarzucając płycie pretensjonalność a tekstom grafomaństwo, pozwolił sobie nawet na zakwestionowanie całego dorobku artystycznego Niemena i jego wkładu w rozwój polskiej sceny muzycznej.
Sława to dla mnie bzdura kompletna… - słowa te padły z ust Niemena w dokumentalnym filmie Sukces Marka Piwowskiego. Czy jednak taki scenariusz artysta miał na myśli? Obie płyty od momentu swej premiery nie były wznawiane, stąd też dziś są bardzo mało znane. Dotyczy to zresztą sporej części jego dorobku.
Natalia Niemen wraz z zespołem dokonała trudnej sztuki. Udało jej się przełożyć skomplikowane faktury brzmieniowe elektronicznej Robotestry na współczesny język żywej muzyki. Duża w tym zasługa doskonałych instrumentalistów i producenta płyty. Każdy z nich (a lista jest dość długa) włożył w projekt sporo serca. Dało to zaskakujący efekt, bowiem powstały kompozycje będące twórczym rozwinięciem przesłania oryginału. Słuchacze dobrze znający oryginalne wersje z pewnością zauważą w wielu miejscach bardzo czytelne nawiązania. Aranżacje są różnorodne, zarówno rockowe, jak i z pogranicza smooth jazzu. Interpretacja Natalii Niemen jest również unikalna, pełna emocji i serca. Artystka podeszła do tych pieśni z szacunkiem, a przez lata chyba także w pewnym sensie do nich dojrzała. Mimo pietyzmu i szacunku, jakim je otoczyła udało jej się stworzyć w pełni autonomiczną wizję. Jej głos, w którym słychać dalekie echa wokalistyki ojca okazał się tu wielkim atutem. Płyta różni się brzmieniem, zachowuje jednak zamysł oryginału. Jest wielowątkowa, przemyślana, a przy tym logiczna i na szczęście daleka od sztucznej pomnikowości.
Warto zwrócić uwagę na kompozycję Począwszy od Kaina, zaśpiewaną w duecie z Krzysztofem Zalewskim wręcz brawurowo. Utwór kipi od emocji (świetny Piotr Baron na saksofonie tenorowym). Następująca bezpośrednio po nim minimalistyczna Zezowata bieda, wykonana jedynie przy dźwiękach fortepianu (Paweł „Bzim” Zarecki) wypada równie emocjonalnie. Zwraca uwagę Spojrzenie za siebie, bliskie atmosferze oryginału, dzięki wykorzystaniu delikatnych elektronicznych barw. Jednym z najważniejszych utworów jest kompozycja spodchmurykapelusza, która kończyła ostatnią płytę Niemena, będąc niejako pozostawionym przesłaniem artysty. Subtelna aranżacja i sugestywnie przekazane ważkie słowa budzą wzruszenie i każą się na chwilę zatrzymać… Nawet piosenka Jagody szaleju, pomyślana przez Czesława Niemena jako pastisz i niezbyt przeze mnie lubiana, w jej wykonaniu wypada dużo bardziej przekonywająco.
Uwagę przykuwa znajoma okładka. Pół wieku temu to spojrzenie znał każdy, kto choć w niewielkim stopniu interesował się krajową sceną muzyczną. W hipnotyzującym spojrzeniu trudno nie dostrzec podobieństwa, wszak to oczy ojca i córki. Dziś, dokładnie pięćdziesiąt lat po premierze albumu Dziwny jest ten świat córka Czesława Niemena chce również powiedzieć coś ważnego. Coś przypomnieć. Własnym głosem. Trzeba posłuchać, dopiero później można oceniać.
Inicjatywa córki Czesława Niemena, polegająca na przypomnieniu tych kompozycji wydaje się ze wszech miar słuszna, choć z pewnością nie wypełni luki w dyskografii. Przyznam, że od chwili, gdy album Natalii Niemen pojawił się w zapowiedziach, oczekiwałem go z mieszanymi uczuciami. Mimo wszystko postanowiłem zaryzykować, choćby ze względów kolekcjonerskich. Zapowiedzi brzmiały obiecująco. Płytę promował ciekawie zrealizowany teledysk do utworu Pojutrze szary pył, który nawiązywał swym przesłaniem do przypowieści o synu marnotrawnym. W sieci odnalazłem jeszcze trzy inne filmy promocyjne, zarejestrowane podczas pracy nad wydawnictwem. Apetyt rósł, a sceptycyzm wyraźnie malał. Wreszcie mogłem płytę włożyć do odtwarzacza. Po kilku przesłuchaniach uczciwie przyznaję – jest naprawdę dobra. Z pewnością będę do niej wracał. Oczywiście nie zastąpi oryginału, jednak nie taka była intencja artystki. Nie jest to także kolejna płyta Czesława Niemena – i o tym trzeba pamiętać. Trzeba otworzyć się na jej przesłanie i pozbyć się uprzedzeń. Nie chcę używać tu dosadnego stwierdzenia o rozkuwaniu, doskonale znanego fanom artysty.
Natalia Niemen wraz z zespołem dokonała trudnej sztuki. Udało jej się przełożyć skomplikowane faktury brzmieniowe elektronicznej Robotestry na współczesny język żywej muzyki. Duża w tym zasługa doskonałych instrumentalistów i producenta płyty. Każdy z nich (a lista jest dość długa) włożył w projekt sporo serca. Dało to zaskakujący efekt, bowiem powstały kompozycje będące twórczym rozwinięciem przesłania oryginału. Słuchacze dobrze znający oryginalne wersje z pewnością zauważą w wielu miejscach bardzo czytelne nawiązania. Aranżacje są różnorodne, zarówno rockowe, jak i z pogranicza smooth jazzu. Interpretacja Natalii Niemen jest również unikalna, pełna emocji i serca. Artystka podeszła do tych pieśni z szacunkiem, a przez lata chyba także w pewnym sensie do nich dojrzała. Mimo pietyzmu i szacunku, jakim je otoczyła udało jej się stworzyć w pełni autonomiczną wizję. Jej głos, w którym słychać dalekie echa wokalistyki ojca okazał się tu wielkim atutem. Płyta różni się brzmieniem, zachowuje jednak zamysł oryginału. Jest wielowątkowa, przemyślana, a przy tym logiczna i na szczęście daleka od sztucznej pomnikowości.
Warto zwrócić uwagę na kompozycję Począwszy od Kaina, zaśpiewaną w duecie z Krzysztofem Zalewskim wręcz brawurowo. Utwór kipi od emocji (świetny Piotr Baron na saksofonie tenorowym). Następująca bezpośrednio po nim minimalistyczna Zezowata bieda, wykonana jedynie przy dźwiękach fortepianu (Paweł „Bzim” Zarecki) wypada równie emocjonalnie. Zwraca uwagę Spojrzenie za siebie, bliskie atmosferze oryginału, dzięki wykorzystaniu delikatnych elektronicznych barw. Jednym z najważniejszych utworów jest kompozycja spodchmurykapelusza, która kończyła ostatnią płytę Niemena, będąc niejako pozostawionym przesłaniem artysty. Subtelna aranżacja i sugestywnie przekazane ważkie słowa budzą wzruszenie i każą się na chwilę zatrzymać… Nawet piosenka Jagody szaleju, pomyślana przez Czesława Niemena jako pastisz i niezbyt przeze mnie lubiana, w jej wykonaniu wypada dużo bardziej przekonywająco.
Uwagę przykuwa znajoma okładka. Pół wieku temu to spojrzenie znał każdy, kto choć w niewielkim stopniu interesował się krajową sceną muzyczną. W hipnotyzującym spojrzeniu trudno nie dostrzec podobieństwa, wszak to oczy ojca i córki. Dziś, dokładnie pięćdziesiąt lat po premierze albumu Dziwny jest ten świat córka Czesława Niemena chce również powiedzieć coś ważnego. Coś przypomnieć. Własnym głosem. Trzeba posłuchać, dopiero później można oceniać.
słuchacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz