niedziela, 31 lipca 2016

Tramwajem jadę na wojnę...







To już siedemdziesiąt dwa lata. Wydaje się, że dawno. Mimo to, w dyskusjach często powraca pytanie: Czy było warto? Myślę, że takie stawianie sprawy nie ma sensu. Pytanie powraca, stawiane z perspektywy kolejnych pokoleń, wychowanych w zupełnie innych czasach i warunkach. By zrozumieć podjętą wówczas decyzję trzeba zmienić sposób myślenia, trzeba utożsamić się z pokoleniem Kolumbów. Wojna odebrała mu młodość. Musieli wcześnie dorosnąć i zmierzyć się z problemami, które przerastały nawet dorosłych. Urodzili się tuż po odzyskaniu przez Polskę wolności, na którą czekało kilka pokoleń. Wyssali miłość do Ojczyzny z mlekiem matki, uszlachetnili ją na tajnych kompletach, sprawdzili w konspiracji, w Szarych Szeregach, Kedywie i małym sabotażu. Mieli za sobą pięć lat upokorzeń, okupacji, doświadczenie godziny policyjnej, codziennych łapanek, lasu w Palmirach, Pawiaka, Alei Szucha, likwidacji getta... Marzyli i śnili o wolnej Polsce. Zośka, Alek, Rudy, Orzeł, Anoda... Mogli przyglądać się okupacji, albo działać. Wybór był tylko jeden. Coraz bliższe odgłosy frontu, polskojęzyczna sowiecka stacja radiowa Kościuszko nawołująca do powstania, niedawny zamach na Hitlera, widok wycofujących się niemieckich oddziałów frontowych, erupcja przez lata tłumionej nienawiści do okupanta, ostentacyjne zlekceważenie wezwania stu tysięcy mężczyzn do obowiązkowych prac przy budowaniu umocnień dla Wehrmachtu... Do wybuchu wystarczyła zaledwie iskra.




W tej sytuacji, gdy Armia Czerwona zbliżała się do Wisły komendant główny Armii Krajowej generał Tadeusz „Bór” Komorowski podjął decyzję o wybuchu powstania. Chodziło nie tylko o wyparcie Niemców ze stolicy, chodziło także o podjęcie walki o kształt niepodległej Polski.
My tu nie mamy wyboru. „Burza" w Warszawie nie jest czymś odosobnionym. To jest ogniwo w długim łańcuchu, który zaczął się we wrześniu. Wałki w mieście wybuchną, czy my tego chcemy, czy nie. (...) Za dzień, dwa albo trzy Warszawa będzie w pierwszej linii frontu. Ja nie wiem, może Niemcy wycofają się od razu, a może dojdzie do walk ulicznych jak w Stalingradzie. Czy pan sobie wyobraża, że nasza młodzież dysząca żądzą odwetu, którą myśmy szkolili od lat, sposobili do tej chwili, daliśmy jej broń do ręki, będzie się biernie przyglądała albo da się Niemcom wywieźć bez oporu do Rzeszy? Jeżeli my nie damy sygnału do walki, ubiegną nas w tym komuniści. Ludzie wtedy rzeczywiście uwierzą, że chcieliśmy stać z bronią u nogi. (Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski)

Blisko dwieście tysięcy ofiar. Zagłada miasta. Mogło być inaczej? Wątpię. Plany całkowitego zniszczenia Warszawy istniały od dawna. Front zatrzymał się na blisko pół roku. Co bym zrobił w przededniu powstania mając dzisiejszą wiedzę? Nie wiem, choć myślę, że w poczuciu obowiązku wobec Ojczyzny zostałbym w mieście... Bez sensu? Nie jestem pewien. Dziś łatwo o krytykę, Powstanie Warszawskie wzbudza skrajne oceny. W pewnym sensie jest to pokłosie serwowanej przez lata interpretacji. Jeśli przychylić się do niej to zbyteczne były jakiekolwiek wcześniejsze próby odzyskania niepodległości. Nie można kwestionować ofiary, bohaterstwa i poświęcenia zarówno żołnierzy AK jak i ludności cywilnej. Czy mamy prawo krytykować tę decyzję? Nie da się odwrócić historii, trzeba o niej pamiętać, wszak wiemy, że narody tracąc pamięć tracą życie. Kto Cię Polsko będzie kochał, w sercu niósł? (Krzysztof Kamil Baczyński, żołnierz Batalionu „Zośka” Armii Krajowej)





W przededniu kolejnej rocznicy sięgam na półeczkę i wyjmuję dwie płyty. Jedna z nich to Powstanie Warszawskie, drugi w kolejności album płockiej formacji Lao Che, nagrany jedenaście lat temu. Jest to niezwykłe, dojrzałe i wielowątkowe dzieło poświęcone tamtym tragicznym dniom. Zespół stworzył przejmującą płytę koncepcyjną o cierpieniu, męstwie, patriotyzmie i śmierci. Opowiedział historię pamiętnego zrywu, używając współczesnego języka muzycznego. Zbudował ją z fragmentów historycznych nagrań, nasycił metaforami, odniesieniami i cytatami. To prawdziwy majstersztyk intertekstualności. By w pełni zrozumieć tę wielowątkową opowieść trzeba dobrze znać koleje walk powstańczych. Muzycy podjęli udaną próbę oddania atmosfery tamtych dni. Odrzucili patos, opowiedzieli historię po swojemu, używając języka ulicy tamtej Warszawy. I nawet wulgaryzmy są tu uzasadnione, nie budzą sprzeciwu. „Chociaż lewi jesteście, na prawym rzeki brzegu kucnęliście. Druzia... skurwysyny, nie przyszliście”. Dla mnie to jeden z najbardziej znaczących polskich albumów ostatniego dziesięciolecia. Do dziś wzrusza i zmusza do refleksji. Mam nadzieję, że nie tylko mnie.





Druga płyta to muzyczna opowieść Mateusza Pospieszalskiego oparta na Pamiętniku z Powstania Warszawskiego. Album powstał cztery lata później, w 2009 roku. W niczym nie przypomina projektu Lao Che. Pospieszalski słowami Mirona Białoszewskiego i przy użyciu zupełnie innego języka muzycznego przedstawił tragedię oraz agonię walczącego miasta z perspektywy zwykłego mieszkańca, nie zaangażowanego w działania zbrojne. W warstwie tekstowej zachowano charakterystyczny język Białoszewskiego, zbudowany z urwanych zdań, pojedynczych słów, obrazujących walkę, chaos, panikę. Powstał muzyczny obraz powstania i zmieniających się nastrojów podczas kolejnych dni, począwszy od początkowej euforii przypominającej narodowe święto, po koszmar setek tysięcy zastraszonych i niepewnych jutra cywilów uwięzionych w płonącym mieście. Muzyka, pełna zaskakujących cytatów i zmian tempa świetnie oddaje dynamizm wydarzeń. W tle pojawiają się strzępy modlitw, litanii i... muzyka Chopina grana pod ostrzałem. Na tym tle przejmująco wypadają nawiązania do utworów sakralnych ilustrujących zagładę warszawskiej katedry. Jest też umiejętnie wykorzystana cisza oraz delikatne dźwięki i szepty obrazujące ewakuację kanałami do Starego Miasta. Sugestywna muzyka Mateusza Pospieszalskiego podkreśla dramatyzm tekstu. Pozornie dobrze znany, pamiętany ze szkoły Pamiętnik w tej oprawie nabiera zupełnie innego wymiaru. Płyta porusza, choć w moim odczuciu nie budzi takich emocji jak album Lao Che.





Warto przez pryzmat historii spojrzeć na nasze dzieje najnowsze. Sami musieliśmy zadbać o własną niepodległość w 1918 roku. Sami musieliśmy zatrzymać pochód sowieckiej Rosji w 1920, która chciała zanieść płomień rewolucji do Paryża i jeszcze dalej. Pozostawiono nas w 1939 roku, licząc na zachowanie kruchego pokoju. Alianci w Jałcie bez skrupułów pozostawili Polskę Stalinowi. Wnioski? Banalne - historia uczy nas, że nigdy nikogo i niczego nie nauczyła.
słuchacz








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz