piątek, 5 sierpnia 2016

Happy Rhodes – niebiańska chórzystka na ziemskim padole





Tworzy delikatną i frapującą muzykę. Obdarzona wyjątkowym, ciepłym, czterooktawowym głosem potrafi zmylić nawet wytrawnych melomanów. Piosenkę When The Rain Came Down, którą sama skomponowała i zaśpiewała „znawcy” uznali za duet Kate Bush i Annie Lennox. Ta wpadka chyba najkrócej obrazuje zaledwie część możliwości wokalnych Happy Rhodes. Mimo niewątpliwego talentu jest w naszym kraju postacią szerzej nieznaną, płyty są niedostępne, a sprowadzone osiągają dość wysokie ceny.
Przyszła na świat 9 sierpnia 1965 roku w niewielkiej miejscowości Poughkeepsie w stanie Nowy Jork (USA) jako Kimberley Tyler Rodes. Już trzy dni po urodzeniu jej niewiele starszy brat Mark nazwał ją Happy, gdyż uśmiech nie schodził z jej twarzy. I tak już zostało, i dla rodziny, i dla znajomych. Jako, że w zasadzie nikt nie znał jej jako Kimberley, wobec tego gdy skończyła szesnaście lat uczyniła w świetle prawa nadany przez brata przydomek prawdziwym imieniem. Mimo to jej młodość nie była tak szczęśliwa jak imię. Rodzina nie była najlepiej sytuowana, mieszkali w dość ubogiej dzielnicy. W dzieciństwie poznała smak odrzucenia i braku akceptacji przez rówieśników. Stąd całym jej światem stała się muzyka i sztuka. Nic w tym dziwnego, wszak już jej dziadek Dave Stamper komponował piosenki dla nowojorskich teatrów rewiowych. Zaczęło się od fascynacji muzyką Bacha, pochodzącą z bogatej kolekcji płyt należących do ojca. Do dziś wymienia Arię a strunie G jako swój ulubiony utwór. Nie ograniczała jedynie do słuchania kompozycji, nauczyła się je także śpiewać. Jedną z pierwszych fascynacji był album Switched-On Bach Waltera (Wendy) Carlosa, z którego znała niemal każdą nutę. Później odkryła twórczość Kate Bush, Queen, Yes, Davida Bowie oraz Petera Gabriela. Ich wpływy wyraźne są do dziś w jej twórczości. Na jedenaste urodziny dostała gitarę, lecz nie to było szczytem jej marzeń. Pragnęła komponować. Już mając czternaście lat prezentowała własne utwory na szkolnych przedstawieniach. Mimo to poczucie wyobcowania pogłębiało się, nie bez znaczenia był rozwód rodziców, stąd też muzyka stała się dla niej formą ucieczki od codziennych problemów. Mając szesnaście lat skończyła szkołę i poświęciła się wyłącznie muzyce.





Kolejne lata to dalsze próby kompozytorskie oraz występy w znanym nowojorskim klubie Cafe Lena Saratoga. Tam też poznała Pata Tessitore, współwłaściciela studia nagraniowego Cathedral. Odważnie poprosiła go o możliwość odbycia stażu, gdyż chciała poznać podstawy nagrywania dźwięku. Pragnęła zostać zawodowym muzykiem, jednak brak jej było wykształcenia w tym kierunku. Mimo to Pat Tessitore, będąc pod wrażeniem jej niespotykanych możliwości wokalnych zaproponował, by nagrała wszystko, co do tej pory napisała. Kolejnym krokiem była znajomość z Kevinem Bartlettem, kompozytorem i wykonawcą, zafascynowanym zarówno muzyką klasyczną, jak i rockiem progresywnym. Bartlett, mający spore doświadczenie (niegdyś zdobywał ostrogi przygotowując występy Janis Joplin, Led Zeppelin, Jeffa Becka, The Who i The Moody Blues) był właścicielem niewielkiej firmy wydawniczej Aural Gratification. Gdy tylko usłyszał nagrania Happy zaraz podjął decyzję o ich wydaniu. Znalazły się na trzech kasetach. Jedna z nich trafiła do Vickie Mapes, prowadzącej w Chicago program radiowy. I w zasadzie tak się zaczęło.




Aural Gratification wydała kolejnych dziewięć płyt Happy Rhodes. W 1992 roku pierwsze cztery albumy, dostępne wcześniej jedynie w formie kaset magnetofonowych, wydano także na płytach CD, uzupełniając każdą z nich o kilka nagrań bonusowych. W 1997 roku artystka podjęła decyzję o zmianie wytwórni. Związała się z większym wydawnictwem Samson Music, które stworzyło jej dalsze możliwości rozwoju. Efektem był album Many Worlds Are Born Tonight (1998), jedna z ulubionych płyt Happy. Jednak dwa lata później, w wyniku zmiany profilu firma polubownie rozstała się z artystką, zwracając jej prawa do wszystkich nagranych utworów. Dalej Rhodes postanowiła działać na rynku indywidualnie, odrzucając propozycje kontraktów z tradycyjnych wydawnictw i zachowując pełnię praw do swojej twórczości. Wprawdzie za jej zgodą nagrania pojawiły się w serwisie YouTube oraz na platformie Spotify, jednak zdobycie oryginalnych płyt nie jest łatwe. Artystka wzięła na siebie obowiązki zarówno kompozytora, wykonawcy jak i producenta nagrań. Warto zauważyć, że pierwsze cztery płyty nagrała samodzielnie, towarzysząc sobie jedynie na gitarze i klawiszach. Piosenki na nich zawarte nie tworzyły przemyślanych całości, były raczej zbiorem kompozycji gromadzonych przez lata. Mimo to obrazują pewien rozwój jej umiejętności kompozytorskich. 

Od trzeciego zbioru wyraźnie zaznacza się dominacja brzmień elektronicznych, a czwarty, najbardziej przemyślany, zatytułowany Ecto, przyniósł nowe utwory skomponowane już z myślą o płycie. To właśnie na nim w formie bonusu znalazła się piosenka When The Rain Came Down, która na platformie Napster została mylnie oznaczona jako duet Kate Bush i Annie Lennox, choć rzeczywistości obie piosenkarki nigdy ze sobą nie współpracowały.




Happy Rhodes począwszy od piątego albumu Warpaint (1991) sukcesywnie zaczęła zapraszać do studia muzyków sesyjnych. Zaowocowało to zmianą brzmienia, które stało się bogatsze i pełniejsze. Początkowe dokonania Happy Rhodes nasuwają nieodparte skojarzenia z twórczością wspomnianej już Kate Bush, jednak jest wiele szczegółów różniących obie artystki. Barwa głosu przypominająca Kate jest tylko niewielkim wycinkiem prawdziwych możliwości wokalnych Happy, przekraczających cztery oktawy. Podstawowym instrumentem Kate Bush jest fortepian, Happy Rhodes preferuje gitarę, choć czasem sięga po syntezatory, którymi fascynowała się od dziecka. Od czasu do czasu sięga też po utwory innych wykonawców. Uwagę w jej interpretacji przyciąga zwłaszcza Soon grupy Yes, Space Oddity Davida Bowiego czy Mercy Street Petera Gabriela. Cudzych utworów w swym repertuarze ma nieco więcej, a każdy z nich w jej wykonaniu zyskuje indywidualne i niepowtarzalne brzmienie. Warto też zwrócić uwagę na płytę The Keep (1995), która jest zbiorem jej wcześniejszych kompozycji w wersjach akustycznych oraz rarytasów z lat 1984-1995.

Jak dotąd ostatnią płytą Happy Rhodes jest album Find It, nagrany wprawdzie w 2001 roku, lecz wydany dopiero sześć lat później. Był owocem wielu wysiłków, także ze strony zaproszonych muzyków. Nie jest jakimś szczególnym popisem możliwości artystki, zachwyca jednak wyborem ciekawych kompozycji i wielogłosową wokalistyką, będącą już znakiem rozpoznawczym artystki. Artystka z niezwykłą łatwością błyskawicznie zmienia barwę swego głosu. Równie łatwo robi to na żywo podczas koncertów. Słuchając tego albumu trudno uwierzyć, że wszystkie linie wokalne nagrała samodzielnie. Happy ma dystans do siebie, łatwo też nawiązuje kontakt z publicznością. Na jednym z koncertów w Filadelfii, przed wykonaniem piosenki All Things opowiedziała słuchaczom o pewnej zaskakującej rozmowie telefonicznej z jednym z fanów, który pod koniec zapytał ją, czy jest transseksualistką? (sic!)




Obecnie Happy Rhodes mieszka z mężem Bobem Mullera, także muzykiem, na farmie w pobliżu Nowego Jorku. Lubi swą pracę, rozbudowuje studio, komponuje i opiekuje się mnóstwem kotów, a jej utwory konsekwentnie nie dają spać krytyce. Jakkolwiek je oceniać - daleko im do nudy. Jakaś kropla dziegciu w tej beczce miodu? Myślę, że dobrze byłoby gdyby nieco więcej uwagi poświęciła okładkom swych płyt. Wprawdzie niejednokrotnie przyznawała się do swej fascynacji wampirami, ale jej słuchacze i miłośnicy może niekoniecznie...


słuchacz



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz