piątek, 1 lipca 2016

Blues w Polsce, Kasa Chorych w Filharmonii










Nad fenomenem bluesa wielu łamało sobie głowę. Pozornie sprawa jest prosta. To najczęściej 12-taktowa forma, oparta na trzech podstawowych akordach. Do tego dochodzą tzw. blue notes, czyli pewna paleta dźwięków obniżonych o pół tonu. Charakterystyczne instrumenty to gitara, harmonijka, instrumenty perkusyjne, czasem pianino, a w zasadzie wszystko co afroamerykańscy ojcowie założyciele mieli pod ręką. I tu prostota się kończy, a otwiera się nieograniczone pole interpretacji oraz improwizacji. Blues to nie tyle gatunek muzyczny, co raczej stan ducha. Jest szczery. Jest specyficznym poczuciem wolności podszytym nieokreślonym rodzajem smutku. Starożytni mawiali, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Parafrazując to stwierdzenie uważam, że blues jest naturalną drogą rozwoju muzycznego. Choć czasem bywa początkiem, to niemal zawsze staje się elementem pewnej dojrzałości. Trudno to zamknąć w prostych słowach. Trzeba słuchać. Choćby B.B. Kinga, Muddy Watersa, Willie Dixona, Buddy Guy’a. To na ich muzyce wychował się John Mayall, Jimi Hendrix, Eric Clapton, Jeff Beck, Stevie Ray Vaughan czy Jimmy Page. 





Nic dziwnego, że blues w naszym kraju również trafił na podatny grunt. Wyznawców miał wielu, choć nie było łatwo. Po październikowej odwilży pojawił się nieśmiało. Budowaną powoli popularność torowała mu wydana w 1957 roku książka Leopolda Tyrmanda U brzegów jazzu. Pierwsze znaczące spotkanie polskiej publiczności z chicagowskimi bluesmanami odbyło się w 1964 roku, na warszawskim Jazz Jamboree. Później, na nielicznych koncertach pojawiły się gwiazdy zza żelaznej kurtyny, łączące bluesa i rocka. Gościliśmy The Animals, The Artwoods i The Rolling Stones. Ich muzyka rozpalała publiczność (także ze względów ideologicznych). Pojawiły się pierwsze polskie propozycje. Elementy bluesa przemycali Polanie, Niebiesko-Czarni, Dzikusy i Chochoły. Wreszcie pojawił się Tadeusz Nalepa i jego Breakout, w Poznaniu zaistniał Wojciech Skowroński i jego Rhythm & Blues. Ich twórczość z trudem torowała sobie miejsce w świadomości słuchaczy, nie znajdując też wparcia wśród rodzimej krytyki. Czas robił jednak swoje. Przełomem okazał się występ zespołu Muddy Watersa w ramach Jazz Jamboree '76. Jak grzyby po deszczu zaczęły mnożyć się w kraju festiwale, przeglądy i warsztaty bluesowe. W Białymstoku powstała „Jesień z Bluesem” - najstarszy, działający do dziś festiwal, zainicjowany przez Ryszarda Skibę Skibińskiego i Kasę Chorych, którą założył wspólnie z gitarzystą Jarosławem Tioskowem. Nieco później wystartował poznański „Folk-Blues Meeting” oraz „Rawa Blues” w Katowicach. Był to jednak proces niełatwy, przedstawiłem go w dużym uproszczeniu. Pierwsza edycja „Olsztyńskich Nocy Bluesowych '84” przypieczętowała sukces i zapoczątkowała trwającą do dziś karierę Nocnej Zmiany Bluesa ze Sławkiem Wierzcholskim. Pojawili się też inni wykonawcy: Martyna Jakubowicz, Elżbieta Mielczarek, Jan Kyks Skrzek, Ireneusz Dudek - to tylko niektórzy.







Polska odmiana bluesa zyskała wielorakie barwy, a na scenie znalazło się miejsce zarówno dla doświadczonych muzyków, jak i dla początkujących. Coraz częściej gościmy światowe gwiazdy, w Polsce grał B.B. King, Luther Allison, Buddy Guy i wielu innych. Blues stał się częścią kultury. Ma w naszym kraju stałe miejsce i coraz częściej inspiruje muzyków rockowych. Większość słuchaczy zapewne wymieni tyski Dżem z charyzmatycznym Ryśkiem Riedlem, lub choćby wspomnianą wcześniej toruńską Nocną Zmianę Bluesa, z równie magnetycznym Sławkiem Wierzcholskim. Na oddzielne omówienie zasługuje kariera blues rockowej formacji Krzak, o której niebawem napiszę. Swoje miejsce ma też zasłużona Kasa Chorych, wyrosła na gruncie fascynacji tzw. bluesem chicagowskim. Zespół świętuje jubileusz czterdziestolecia działalności. Okazja ku temu jest dwojaka. W marcu tego roku ukazało się unikatowe, trzypłytowe wydawnictwo Kasa Chorych w Filharmonii, składające się z dwóch płyt CD oraz jednego krążka DVD. Znalazł się na nich dziewięćdziesięciominutowy zapis koncertu z białostockiej filharmonii, jaki odbył się 1 października 2015 roku. Drugi powód jest tyleż smutny, co zagadkowy. 6 czerwca na oficjalnej stronie zespół poinformował o zakończeniu swej działalności artystycznej. To prawda, Grzegorz Markowski śpiewał, że „trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym”. Mimo to nie jestem pewien, czy jest to właśnie ta chwila. Płyta dowodzi, że muzycy są w doskonałej kondycji i mogliby swoim fanom sprawić jeszcze wiele radości. Tę radość widać na twarzach muzyków w czasie koncertu. Zespół już niejednokrotnie zawieszał działalność, więc być może jeszcze powróci. Wszak widać, że oni to po prostu kochają.





Założycielami grupy byli gitarzysta Jarosław Tioskow i legendarny, nieżyjący już Ryszard Skiba Skibiński, grający na harmonijce ustnej. W Kasie Chorych grało na przestrzeni czterech dekad wielu znakomitych muzyków. Zespół nagrał dziesięć płyt, a w 2009 otrzymał Fryderyka za album Koncertowo. Płyta Kasa Chorych w Filharmonii jest podsumowaniem kariery. Znalazło się na niej dziewiętnaście utworów. Każdy z nich ma swoje zasłużone miejsce nie tylko w świadomości fanów lecz także w historii polskiego bluesa. Zespół udowadnia, że blues nie musi być smutny. Tematyka poruszana w tekstach to nie tylko stare niczym świat, skomplikowane relacje damsko-męskie. To także motyw drogi, kwestie społeczne i odwieczne dylematy ludzkiej egzystencji, choć czasem potraktowane z domieszką humoru. Już na wstępie koncertu warto zwrócić uwagę w jaki sposób w obecnym wcieleniu zespołu z legendą nieżyjącego Skiby mierzy się grający na harmonijce ustnej Michał Kielak. Dojrzałość tego muzyka nie jest dziełem przypadku. Wielokrotnie nagradzany i obecny ze swym instrumentem na wielu płytach jest mocnym punktem obecnego składu Kasy Chorych. Atmosfera koncertu wciąga, a kolejne utwory to nie tylko przegląd dorobku zespołu, lecz także znakomita porcja dobrej muzyki, od której trudno się uwolnić. Warto wspomnieć, że klasę zespołu już u progu kariery docenili Amerykanie. Debiutancki singiel z utworami Blues chorego i Szalona Baśka, który dziwnym trafem dotarł do rozgłośni radiowej WRJC-FM 91 w Baltimore, znalazł uznanie wśród tamtejszych słuchaczy, zajmując prestiżowe trzecie miejsce w organizowanej corocznie ankiecie.





Całość wrażeń z koncertu psuje jedynie nieprzemyślana praca realizatora wizji. Mam wrażenie, że ujęciami z kolejnych kamer rządził przypadek. Sytuację ratuje dźwięk. Do wyboru jest wersja 2.0 i 5.1. Muzyka brzmi czysto i selektywnie. Przez scenę przewija się plejada zaproszonych gości, niegdyś tworzących Kasę Chorych. Nadal doskonale się rozumieją. Całość brzmi profesjonalnie, słychać twórczą pasję i wkładane w muzykę serce. W zalewie przeciętności płyta zdecydowanie wyróżnia się, toteż z przyjemnością ją rekomenduję.


słuchacz





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz