Jaki naprawdę był wizerunek Niemena w mediach tamtego okresu? Popularna prasa wówczas rzadko pisała o Niemenie obiektywnie, niemal nie dostrzegając tworzonej przez niego muzyki. Jego postać nie pasowała do peerelowskiej szarzyzny, zaś niepospolity talent poparty pracą nie miał dla władzy żadnego znaczenia. W jednym z wywiadów Niemen powiedział:
W tamtych czasach władza chciała ukrócić big beat, nie podobało się np. to, że śpiewaliśmy po angielsku. Zagrażaliśmy też klikom oficjalnych kompozytorów, którzy mieli własne stajnie piosenkarzy starszego pokolenia. I te wszystkie powiązania razem wzięte powodowały wręcz nagonkę na takich facetów jak ja, a jeszcze dochodził mój pseudonim, który okazał się "rewizjonistyczny", który bardzo źle się kojarzył (np. przez długi czas nie mogłem wyjeżdżać do ZSRR). Te problemy naprawdę następowały jeden po drugim. Po piosence "Dziwny jest ten świat", jakkolwiek otrzymałem za nią wiele nagród, młodzieżowe organizacje socjalistyczne wołały: Jak to? To chyba piosenka antysocjalistyczna! Jeden z kierowników wydziału KC, tow. Kraśko wręcz powiedział, że nie będziemy lansować żadnych Niemenków. I nie lansowali, choć zdarzyło im się mnie również głaskać, wręczać Złoty Krzyż Zasługi. (Jan Skaradziński, Nad Niemenem, Rock’n’Roll 2/91)
W trudnej sytuacji byli wielbiciele jego twórczości. W tamtym okresie wiedzę o świecie muzyki popularnej zdobywało się podsłuchując obcojęzycznych stacji muzycznych (głównie Radia Luxemburg), słuchając nie zawsze prawdziwych plotek oraz poszukując skąpo przemycanych informacji w prasie, które zwykle wywoływały dreszcz emocji. Kilka lat temu, badając obraz postaci Niemena w ówczesnej prasie dotarłem do wielu interesujących publikacji, które próbowały kształtować obraz artysty. Po marcu 1968 władza zaostrzyła kurs, zakładając walkę ze sztuką kopiującą zachodnie wzorce, postrzeganą jako antysocjalistyczna. Jednym z celów nagonki stała się postać Niemena. Władzę drażnił jego wygląd, wykonywane utwory oraz tworzona muzyka – stąd prasa chętnie drukowała wypowiedzi pisane w stylu, jaki prezentował np. felietonista podpisujący się pseudonimem Roch, publikujący w krakowskim „Dzienniku Polskim". Oto próbka:
Ulegający histerycznym atakom wycia, trzęsiączkom i innym symptomom nienormalności, nie licząc ubrania i fryzury, Czesław Niemen-Wydrzycki swoim występem wzbudził we mnie wielki niepokój. Usiłowałem się wsłuchać w jego nagrodzony „protest song", ale nie mogłem. Pozerstwo i błazenada przeszkadzały mi na tyle w odbiorze, że nie mogłem. Wycia i skrzeczenia zamazały tekst do reszty. Poza tym, że Niemen daje wygłup – reszta była zupełnie niezrozumiała. (...) Pozostała tylko fryzura Niemena, jaskrawa marynara w pasy i spodnie w kwiatki. Nie rozumiem, dlaczego taki stwór ma w ogóle przeciwko czemuś protestować? Raczej należy protestować przeciwko niemu. (...) żeby zdobyć rozgłos w Europie, trzeba jeszcze mieć czym śpiewać, to znaczy trzeba mieć głos. A Niemen skrzeczy. I jeżeli ten skrzek ma być europejskim ewenementem – eksportujmy go, gdzie się da. Ale nie popierajmy w kraju. I tak mamy za mało sal koncertowo-widowiskowych w naszym kraju. Po co rozszalała i ogłupiała młodzież ma je demolować?!
I kolejny przykład - artykuł Zdzisława Kowalczyka (Tygodnik itd, z 09.12.1968):
Nie potrafię w żaden sposób zrozumieć, co większość tzw. nastolatków, a nawet sporo poważnych, dorosłych ludzi z kilkoma uczonymi na czele, widzi w panu Czesławie Niemenie, jego kolegach oraz całej tfu!(r)czości, którą ci artyści reprezentują i uprawiają. (...) Czy to nieludzkie wycie, te przeraźliwe wrzaski i jęki, ten rozdzierający i raniący uszy i duszę krzyk, ten okropny ryk, czy to wszystko jest muzyką? A te prymitywne, powtarzane aż do znudzenia, wciąż te same zdania, co mówię, pojedyncze wyrazy, gorzej, sylaby, ten cały bełkot jest niby tekstem autentycznej piosenki, tekstem literackim? Nie rozumiem, dlaczego ta nasza młodzież kupuje za drogie pieniądze te płyty? Dlaczego słucha ich całymi godzinami z obłędem w oczach? Dlaczego męczy ją wieczna drgawka, drżączka, konwulsja, epilepsja?
Zbigniew Jan Słojewski, podpisujący się jako „Hamilton" na łamach opiniotwórczej Kultury (06.04.1969) napisał w swym felietonie:
Niemen zaśpiewał. Podejrzewam, że mógłby zaśpiewać wszystko, nawet przemówienie pana ministra przemysłu ciężkiego, nawet rozdział z podręcznika zoologii, (...) chociaż oczywiście jego specjalność to jest „dziwny jest ten świat”, „Nad strumieniem świadomości stoję nagi i bosy”, „Klęcząc przed tobą" i w ogóle wszelkie nostałgiczno-egzystencjałistyczne jęczenie, będące czymś pośrednim między śpiewami gregoriańskimi a zawodzeniem bab wiejskich. (...) melodia jest tu właściwie zawsze ta sama, i otóż ponieważ tę melodię cechuje rozciągliwość praktycznie nieograniczona, zmieści się w niej praktycznie każde libretto. Niemen to pogrobowiec Kiepury wrzucony w epokę big-beatu, ale bez jego głosu, dlatego, gdy słucham Niemena, to się zawsze boję, że za chwilę coś w tym gardle pęknie, i że będziemy świadkami katastrofy. (...) gdy nakręcono krótkometrażówkę o nim, z której był niezadowolony, to chciał wykupić taśmę za 600 tysięcy złotych, żeby ją schować do szuflady (...) Bardzo poważnie traktuje swoje piosenki (...) Może jeszcze poważniej traktuje swoje ubiory; we wspomnianej krótkometrażówce oświadczył, że przygotowuje piosenkę przeciwko ludziom w koszulach non-iron pt. „Białe koszule, czarne dusze".
Ton przytoczonych wypowiedzi w zasadzie wyklucza rzeczową dyskusję. Zdarzały się jednak i inne opinie. Oto fragment artykułu Ludwika Erhardta, również z tygodnika Kultura:
Piosenkarz stał się autorytetem, wykładnią zbiorowych ideałów, bohaterem. Niemen, zachrypnięty, ze zmęczonym, gorzkim głosem jest jednym z nich. U nas jedynym prawdziwym. Śpiewa słowa w pierwszej chwili żenująco zwykłe, naiwne, ale wierzy w nie, więc przejmuje. Dziwi się patrząc na świat i czuje obowiązek zaprotestowania. Kiedy sięga po Tuwima we wzruszającym »Wspomnieniu«, potrafi być liryczny, prosty, bezpośredni. Jest muzykalny, do perfekcji opanował te wszystkie poślizgi i wahnięcia głosu, które robią styl. Jest młodszy od Demarczyk, jest dla innego pokolenia, ale jest równie szczery. W tym tkwi sedno jego tajemnicy. Nie widziałem go nigdy. Mówią, że na estradzie zachowuje się w sposób nieopanowany. Jeśli nawet, wolę to niż proletariacką pozę Młynarskiego. Niemen nie zgadza się na świat i protestuje, Młynarski tylko próbuje jakoś się w nim urządzić. (Opole '67. Festiwal z Bohaterem, Kultura, 22.10.1967)
W 1969 roku Niemen nagrał Bema pamięci żałobny rapsod Cypriana Norwida. Utwór wywołał w całej Polsce spory oddźwięk. Zawędrował do szkół, na lekcje języka polskiego, jako przykład interpretacji wiersza. Został także sfilmowany przez Janusza Rzeszewskiego (1969). Oczywiście stał się również tematem wypowiedzi prasowych. Wiele było krytycznych, autorzy oskarżali artystę o szarganie narodowych świętości. Warto tu przytoczyć choćby fragment krytycznego artykułu, podejmującego jednak merytoryczną dyskusję, jakim był esej Mieczysławy Buczkówny Niemen w dolinie świec (Literatura, nr 19/169, 1975). Tytuł nawiązywał do scenografii Jerzego Masłowskiego w filmie Rzeszewskiego, w której wykorzystano setki płonących świec:
Zapowiedziano – ni mniej ni więcej tylko Bema pamięci żałobny – rapsod – czekałam w napięciu i oto w ciemności małego ekranu rozbłysły płomyki świec – światła, światła, światła jak liście chwiejące się w podmuchu wiatru – cała dolina świec, niekończące się łąki z wciąż dalej rozkwitającymi płomykami – i popłynął tą doliną głos... Słuchałam, słuchałam, patrzyłam i oto zjawił się sam Niemen z rozwianym włosem, w ekscentrycznym stroju, olbrzymiejący na ekranie wraz z potężniejącym głosem – ale choć czyniłam wysiłki ani słów heksametru żałobnego pochodu, ani słów Norwidowego rapsodu żadną miarą rozpoznać w tym wzbierającym żywiole nie mogłam. Pieśń Niemena brzmiała donośnie, miejscami nawet przejmująco (głos mu się raz po raz łamał jak rozpaczy żałobnej przystoi), ale niewiele to miało wspólnego z poematem Norwida – jednym z arcydzieł polskiej liryki. Taki śpiew zabija poezję skutecznie, unicestwia ją (…)
Można zgodzić się z argumentacją Mieczysławy Buczkówny, można z nią polemizować. Autorka w swym felietonie odniosła się także do piosenek w wykonaniu Ewy Demarczyk i Marka Grechuty, będących również interpretacjami tekstów poetyckich. Zdecydowanie broniła integralności wierszy, krytykując jakąkolwiek ingerencję w treść. Zarzucała Ewie Demarczyk zmiany dokonane w wierszu Juliana Tuwima Przy okrągłym stole, znanym jako Tomaszów, polegające na zamianie płci bohaterów, bowiem w oryginale poeta (mężczyzna) adresuje swój wiersz do kobiety. Według autorki eseju taka swoboda jest niedopuszczalna. Autorka była zdecydowaną przeciwniczką śpiewania poezji, trudno zatem dziwić się zarzutom skierowanym pod adresem interpretacji Niemena, która nadała dziełu Norwida zupełnie inny wymiar. Jednak właśnie dzięki temu wykonaniu wiersz po latach prawdziwie „trafił pod strzechy”, stając się nie tylko celem polemik prasowych, lecz także spotkań, przesłuchań i dyskusji w gronie młodzieży. Ze swej strony myślę, że Niemen zrobił więcej dla popularyzacji poezji Norwida, niż wcześniej wielu wykształconych norwidologów. Mimo to nie uważam, by wysłuchanie interpretacji artysty mogło zastąpić lekturę wiersza. Są to dwa niezależne byty artystyczne.
Krytyczną postawę zaprezentował także Lucjan Kydryński, znany krytyk i prezenter muzyczny, który na łamach miesięcznika Filipinka (nr 9, 03.05.1970) napisał o Niemenie:
Nie wierzę w jego dobry smak. W jego nagłą wrażliwość na poezję Norwida, Przerwy-Tetmajera, Tuwima czy Asnyka. Ktoś, kto jednego dnia śpiewa, że: Mówią, płonie stodoła, płonie, aż strach... może oczywiście drugiego dnia nagrać rapsod żałobny, ale na pewno nie z wewnętrznej potrzeby, ze szczerego ukochania poezji. Idzie po prostu o modę, o podparcie się autorytetem nazwiska, o pozerstwo zupełnie niepotrzebne. Chociaż - sięganie niekoniecznie po klasyków naszej poezji, ale po prostu po dobre, zgrabne, po polsku pisane teksty – byłoby dla Niemena przydatne, wszystko niemal bowiem to, co nagrał przed swym poetyckim longplayem, było mniejszą lub większą tekstową grafomanią. A jeżeli przechodziło nam przez ucho bez specjalnych zgrzytów, to chyba dlatego, że w interpretacji Niemena tekst zaciera się, gubi – idzie o nastrój, o atmosferę, nie o poszczególne słowa. Dziwny jest ten śpiew! Dziwny, ale interesujący.
Efektem tych ożywionych dyskusji były kolejki do sklepów płytowych i nagły wzrost zainteresowania polską poezją, a zwłaszcza Norwidem. Cały ten „medialny szum” oraz niemal homeryckie boje o Norwida dały w efekcie Niemenowi trzecią Złotą Płytę za album zawierający słynną kompozycję.
Popularna prasa tego okresu rzadko pisała o nim obiektywnie, niemal nie dostrzegając jego muzyki, z lubością zaś roztrząsając wydumane zarzuty. Dość wspomnieć słynną aferę radomszczańską, zakończoną wygranym przez artystę procesem.
Na szczęście inaczej było w prasie branżowej. Przestudiowałem dostępne artykuły prasowe z tamtych lat, skupiając się na czasopismach „Jazz”, „Jazz Forum” oraz „Non-Stop”. Ich profil sugerował względną rzetelność i obiektywizm. Analiza objęła łącznie osiemdziesiąt publikacji z lat 1968-1990. Posługując się analizą treści, usiłowałem ocenić ich wydźwięk, rzetelność opisu i stosunek autora do tematu, sprowadzając jednocześnie zawartość artykułu do najważniejszych znaczeń. Chodziło o ustalenie czy przedstawiany obraz artysty jest obiektywny i wolny od uprzedzeń osobistych, bądź narzuconych z zewnątrz. Wbrew pozorom okazało się, że wizerunek Niemena w prasie muzycznej z lat 1965-1990 był prezentowany z dużą dozą obiektywizmu. Zdecydowanie przeważały artykuły, w których autorzy dostrzegali znaczącą rolę artysty na polskiej scenie muzycznej, jego oryginalność, konsekwencję i upór w realizacji własnej wizji sztuki. Nie będę nadmiernie przedłużał dzisiejszego wpisu - szczegóły i przykłady zaprezentuję przy innej okazji.
słuchacz
PS.
Nie chcąc zamieszczać na blogu fotografii Niemena o nieustalonym pochodzeniu (a jest ich w Internecie mnóstwo), ograniczyłem się do reprodukcji okładek, wybranych z posiadanych płyt.
Jakże skomentować... tę "TFU(R)CZOŚĆ" , która przetrwała pół wieku i pewnie trwać będzie wieki ???
OdpowiedzUsuńNie komentuję, słucham, słucham......
Dzięki autorowi za ten zarys historii... I zastaniawiam się, czy ... gdyby nie PRL .... ale co tu gdybać...
Im bardziej był uwielbiany przez fanów – tym bardziej zwalczały go władze,a na koncerty brakowało biletów. A w odpowiedzi na wspomniany artykuł redakcja otrzymała tysiące listów od oburzonych wielbicieli artysty.
OdpowiedzUsuńTak więc trwamy do dziś, doceniając tę twórczość, która mimo wszystko radzi sobie z upływającym czasem. Pozdrawiam serdecznie. ;-)
Trzeba by też zauważyć, że wielu krytykantów Niemena po jakimś czasie zmieniło zdanie na jego temat. Wśród nich byli m.in.Dariusz Michalski (najpierw krytykował Niemena na łamach Sztandaru Młodych, a później mienił się jego przyjacielem), Lucjan Kydryński, który po występie Grupy Niemen Opolu'72 nie krył swojego zachwytu (zacytowałam jego wypowiedź Na YT) czy wspominana również przez Ciebie Mieczysława Buczkówna, która w 2002 r. przesłała Niemenowi przez Michalskiego tomik swoich wierszy z dedykacją" Dla Czesława Niemena z podziwem". Cóż- lepiej późno niż wcale.;)
OdpowiedzUsuńCóż, trzeba się rozwijać, zwłaszcza jeśli ktoś mieni się profesjonalnym krytykiem muzycznym, bądź literackim. Chwała zaś tym, którzy mieli (mają) odwagę zrewidować swe wcześniejsze opinie. Wszak powszechnie wiadomo kto jedynie nie zmienia poglądów. Dobrze jeśli w pełni świadomie, a nie ulegając panującym prądom...
OdpowiedzUsuńPamiętam felieton Hamiltona "Białe koszule czarne dusze" ("...ja swoją duszę odświeżyć muszę, gdy ja tę duszę sobie odświeżę to ja tę duszę tobie powierzę, o Georginio, o Georginio"), to moje licealne czasy i fragmenty tego felietonu przydały mi się przy pisaniu polemiki na języku polskim. Za pracę, którą czytałam na głos z przejęciem, dostałam 5.
OdpowiedzUsuń