czwartek, 31 grudnia 2015

Muzyczny remanent 2015




ERGO ARENA




Muzyczne remanenty i podsumowania dokonywane z końcem roku stały się tradycją. W ostatnim czasie w Polsce gościło wiele zagranicznych gwiazd światowego formatu, wydano też sporo płyt więc wybór nie jest łatwy. Ulegając ogólnemu trendowi, postanowiłem zwrócić uwagę na kilka pozycji płytowych i wydarzeń muzycznych, które w mijającym roku zrobiły na mnie szczególne wrażenie. Z klucza odrzuciłem wszelkie oficjalne zestawienia i rankingi. Z góry zastrzegam – będzie to wybór bardzo subiektywny i z przyjętego założenia ograniczony do płyt, które w tym roku postawiłem na półeczce, bądź wydarzeń muzycznych, w których wziąłem udział. Wszak to też pewien wyróżnik. Oczywiście, wszystko z cezurą 2015.



Koncert DMB 

Zacznijmy od wydarzeń. Niewątpliwie największym dla mnie był gdański koncert amerykańskiej supergrupy Dave Matthews Band. Zespół bardzo popularny w USA (sprzedał ponad 40 mln płyt), w Europie jest stosunkowo mało znany. Zapewne wynika to z tego, iż muzycy niezbyt chętnie wyruszają w dłuższe trasy poza kontynent amerykański. Ostatni raz w Europie zagrali przed pięciu laty, zaś ich listopadowy koncert w Ergo Arenie, położonej na granicy Gdańska i Sopotu był pierwszym w Polsce, niecierpliwie wyczekiwanym. Grupa istnieje od początku lat dziewięćdziesiątych. W rodzinnych Stanach bez problemu zapełnia stadiony. Dla przykładu w 2013 roku muzycy dali 55 koncertów, zaś promując swój album Big Whiskey and the GrooGrux King z 2009 także w ciągu roku wystąpili 68 razy. Muzyka grupy Dave Matthews Band składa się z wielu odcieni. Nie brak w niej elementów rocka, popu, jazzu, folku i funky. Wszystkie stapiają się w niezwykłą całość, która potrafi słuchacza zahipnotyzować.




Koncert DMB 

W naszym kraju zespół nie jest szczególnie znany, jak jednak okazało się na koncercie ma sporo fanów, ceniących dobrą muzykę, zagraną przy tym z autentyczną radością. Przyznam, że mój pierwszy kontakt z grupą był przypadkowy, jednak muzyka DMB, zwłaszcza w wydaniu koncertowym autentycznie wciąga. Po pierwszym zauroczeniu zacząłem szukać kolejnych koncertów (najlepszy z profesjonalnie zarejestrowanych – a jest ich naprawdę sporo – to wg. mnie Central Park Concert z 2003 roku). Gdański występ, trwający ponad dwie godziny okazał się dla polskich fanów prawdziwym świętem. Doskonałe porozumienie członków zespołu było widoczne w każdym utworze. Prócz lidera z przyjemnością podziwiałem grającego na skrzypcach Boyda Tinsleya i bębniącego, wiecznie uśmiechniętego Cartera Beauforda (chyba nikt nie był w stanie policzyć ile par pałek rzucił na pamiątkę w tłum po koncercie). Z zaskoczeniem zauważyłem, że program w zasadzie ustalany był na bieżąco, w trakcie koncertu. Wirtuozeria muzyków i radość z gry udzieliła się publiczności. Muzycy po zasadniczej części dali namówić się jeszcze na dwa bisy.




Koncert DMB 

Grupa znana jest z bliskich relacji ze swoimi fanami. W przeciwieństwie do większości artystów zezwala na nieprofesjonalne nagrywanie swoich występów i udostępnianie ich w sieci. Prócz obszernej dyskografii, zawierającej nagrania studyjne i koncertowe istnieje seria półoficjalnych bootlegów Live Trax, licząca obecnie 35 pozycji. Niejako na jej obrzeżu pojawiły się też w sieci zaskakująco dobre technicznie nagrania z Gdańska, za które odpowiedzialny był wędrujący team fanów: Kevin Rieck, Noam Yemini i Mike Peters. Dla polskich fanów są wspaniałą pamiątką tego magicznego wieczoru.




Pamiątka z koncertu 


Innym, ważnym dla mnie koncertem w mijającym roku okazał się występ grupy SBB, która zagrała w legendarnym składzie w bydgoskiej Kuźni. Poświęciłem temu wydarzeniu oddzielny wpis, wobec tego poprzestanę jedynie na podkreśleniu wspaniałej atmosfery i doskonałej dyspozycji muzyków, którzy nawiązali do magii, jaka towarzyszyła im na początku działalności. Muszę wspomnieć także koncert niemieckiego RPWL, z programem wczesnego Pink Floyd. To także było dla mnie przeżycie dużego kalibru. Zupełnie odmienny stylistycznie był majowy koncert Antoniny Krzysztoń w Polańczyku. Przyznam, że po wieloletniej przerwie słuchałem artystki z dużym wzruszeniem. Mimo trudności związanych z nie najlepszym nagłośnieniem i kiepskim odsłuchem poradziła sobie doskonale, dowodząc że w dalszym ciągu ma swym słuchaczom wiele do przekazania.

W omawianym okresie moja półeczka wzbogaciła się o ponad dwadzieścia premierowych pozycji, wydanych w 2015 roku. Wyróżnię kilka, zastrzegając z góry, że kolejność jest alfabetyczna:

  • 2 TM 2,3 – Źródło. Należy podkreślić wydanie tej płyty po przeszło siedmiu latach przerwy. Zespół, złożony z czołowych muzyków polskiej sceny alternatywnej, podobnie jak w poprzednich projektach swe utwory komponuje opierając się na tekstach pochodzących niemal wyłącznie z Biblii. W porównaniu z początkowymi nagraniami muzyka formacji przesunęła się nieco z ciężkiego rocka z stronę brzmień akustycznych. W dalszym ciągu jednak inspiruje i mieni się wielorakimi odcieniami, będącymi syntezą muzycznych fascynacji członków zespołu. 
  • GILMOUR DAVID – Rattle That Lock. Na temat tej płyty powiedziano i napisano wiele. Wobec tego krótko. Będę do niej chętnie wracać, choć dla mnie nie jest osiągnięciem epokowym. Mimo to, trudno byłoby narzekać na brak różnorodności czy słabe kompozycje. Oceniam ją znacznie wyżej niż wydany w ubiegłym roku „pożegnalny” album Pink Floyd, czy poprzedni solowy album artysty zatytułowany On An Island – choćby z uwagi na urozmaicenie zawartego materiału. 
  • GOV’T MULE – Sco-Mule featuring John Scofield. Kolejna propozycja jednej z moich ulubionych formacji. Zespół wydał już swe wersje klasycznych kompozycji Pink Floyd i Rolling Stones. Ta płyta zawiera zarejestrowany w 1999 roku efekt współpracy z jazzowym gitarzystą Johnem Scofieldem. Muzycznie jest on usytuowany niejako pośrodku obu muzycznych światów, stwarzając jednak naprawdę ciekawy efekt. Chętnie wracam do tych nagrań.



  • HAYNES WARREN – Ashes & Dust. Solowy album leadera Gov’t Mule. Trzynaście utworów. I pięć dodatków w wersji lux. Premiery i covery, w jakiś sposób ważne dla Warrena. Klimat trudny do jednoznacznego określenia - jakieś pogranicze folku, country i rocka, wszystko jednak pracowicie zaaranżowane daje w efekcie nieco inne spojrzenie na dokonania i muzyczną wrażliwość leadera "Mułów Rządowych". Płyta bardzo urozmaicona. Utwory równie intrygująco wypadają na koncertach (zgodnie z opinią wiarygodnego świadka). Z pewnością będę wracał. 
  • JEAN MICHEL JARRE – Electronica 1 - Time Machine. Ambitny plan francuskiego pioniera elektronicznego rocka. Mnóstwo zaproszonych gości. W założeniu wycieczka poprzez historię muzyki elektronicznej, jednak mimo tylu osobowości stylistycznie dość jednorodna. Mój okres fascynacji Jarrem dawno już minął, jednak ta płyta zastanawia. Chyba potrzebuję więcej czasu. Ponoć trwają prace nad drugą częścią. 
  • SOYKA BERG BIG BAND – Swinging Revisited. Rewelacyjny efekt współpracy Stanisława Soyki w ze szwedzko-duńskim big-bandem. Wycieczka w złotą erę swingu, bez silenia się na nowoczesność. Wszystko brzmi tak jak powinno, czyli świetnie. Klasa sama w sobie, także dla tych, którym ze swingiem na co dzień nie jest po drodze. Płytę już opisywałem wcześniej. Dodam jedynie, że w ostatnich dnach ukazała się jej reedycja bogatsza o kilka utworów. I co mam zrobić? 
  • RPWL – plays Pink Floyd. Dla mnie ważna pozycja, choć dostępna jedynie na koncertach zespołu. Muzycznie – powrót do korzeni, z których wyrosła muzyka RPWL. Na tle ostatnich dokonań zespołu płyta jest ciekawą wycieczką w przeszłość. Też wcześniej o niej wspominałem. Godna uwagi, będę wracał. 


  • RIVERSIDE – Love, Fear And The Time Machine. Forma zespołu nadal zwyżkuje, choć jak się ostatnio okazało - na horyzoncie widać już rosnącą konkurencję. O tym jednak przy innej okazji, wkrótce. Płyta chyba lepsza od poprzedniej, przemyślana, bogata w emocje. Mniej udziwnień, więcej melodii. Maszyna Czasu – pewnie tak, są wycieczki w przeszłość, Miłość – obecna jest od zawsze, a Strach – zespół chyba nie musi się obawiać, choć przyszłość świata jest niepewna… 
  • WILSON STEVEN – Hand. Cannot. Erase. Last but not least. Fascynacja rośnie z ilością przesłuchań. Nie ukrywam mego wielkiego zauroczenia wczesną muzyką Porcupine Tree, później jednak me emocje nieco opadły. Trochę zabrakło świeżości. Może nieco podobne odczucia miał lider tego zespołu, wszak od pewnego czasu grupa ma wakacje. Natomiast kolejna solowa płyta Stevena robi wrażenie. Zainspirowana została, jak tłumaczy jej autor, postacią Joyce Carol Vincent. Była to przeciętna kobieta, zagubiona w tłumie wielkiego miasta. Gdy nagle odeszła, nikt nie zauważył jej zniknięcia, ani znajomi, ani przyjaciele, ani rodzina. Jej ciało odnaleziono po trzech latach, wg legendy leżała na wprost grającego telewizora, otoczona prezentami sprzed lat. Gdzieś tu pobrzmiewają dalekie echa Brave grupy Marillion, zarówno muzycznie jak i tekstowo. Studium samotności w dobie globalnej wioski. Płyta wielobarwna, pełna muzycznych odniesień. Ważna. Bardzo ważna. 

I na koniec jeszcze jedna pozycja z tego roku. Niejako poza konkurencją i ze wszech miar szczególna. Dla mnie bardzo ważna, choć chyba nieco przeoczona przez opiniotwórcze grona. Wydana w listopadzie tego roku, zasługująca na oddzielny, analityczny wpis na blogu, dziś więc jedynie sygnalnie. Surge Propera – Józef Skrzek. Są to wydane na winylu organowe improwizacje do Kazań Świętokrzyskich, spektaklu, który miał swą premierę we wrześniu 2012 roku w kościele na Świętym Krzyżu, dawnym opactwie benedyktynów. Płyta ze spektaklem, nagrana w towarzystwie wielu gwiazd ukazała się dwa lata temu. Obecne wydawnictwo jest więc pewnym suplementem. Lider SBB zarejestrował je na przysłowiową setkę, bez cięć i montażu, grając jednocześnie syntezatorze MiniMoog i na organach Bazyliki Katedralnej w Kielcach. Nawiasem mówiąc, kiedy oglądam promocyjny klip tego wydawnictwa, zrealizowany w trakcie nagrania, to postać lidera SBB jednoznacznie kojarzy mi się z pewnym lipskim kantorem sprzed wieków... Muzycznie album przypomina wydaną także w tym roku pierwszą część Tryptyku Bydgoskiego Józefa Skrzeka, noszącego tytuł Kościół (też stoi na półeczce, jednak to nie to samo). Box, zawierający opisywany winyl i dwupłytowe wydanie Kazań Świętokrzyskich na CD, choć ma przygotowane godne miejsce, stoi jedynie wirtualnie, w postaci plików mp3. Wydany w niewielkim nakładzie obecnie jest nie do zdobycia. Józek, pomocy...

słuchacz




6 komentarzy:

  1. Pozwolę sobie na małe sprostowanie, nagrania albumu Józefa Skrzeka dokonaliśmy w Kielcach a sam album jest dostępny min. na www.cmd.pl lub na www.busferie.pl. Itd... Pozdrawiam i pomyślności w nowym roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za sprostowanie, zaraz poprawię. Oczywiście, że w Kielcach, tak też pisałem wspominając o tym wydawnictwie przy okazji zbliżającego się koncertu SBB w Bydgoszczy (post z 1 grudnia). Winyl z koncertem jest istotnie dostępny, ja natomiast od trzech dni intensywnie poszukiwałem pełnej wersji wydawnictwa - w boxie. Nie była osiągalna ani w Empiku, ani na CMD, ani na wiadomym portalu aukcyjnym. Szukałem też bezskutecznie w sklepach MusicCorner i RockSerwis. Dzięki za informację o dostępności na busferie.pl. Już zamówiłem.
    Również pozdrawiam i życzę pomyślności w Nowym Roku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydarzenia, ha, dla mnie dwa zupełnie przeciwstawne: szalony, energetyczny Foo Fighters w pięknej krakowskiej Arenie, oraz intymny, klimatyczny, prawie jak rodzinny Warren Haynes w studiu AO w radiowej Trójce. Płyty, cóż chyba jednak Gilmour, choćby za ten jeden, jedyny, powalający "In any Tonque" oraz przyzwoitą

    OdpowiedzUsuń
  4. ... resztę. Zaraz za nim Faith No More "Sol Invictus" - cóż za powrót po latach, klasa! Z miejscem trzecim mamy mały problemik, bo są na nim aż trzy pozycje: Anekgdoten za "Until All Ghosts Are Gone", wspomniany wcześniej Steven Wilson oraz Spock's Beard "The Oblivion Particle". Ale tak naprawdę płytą, która zrobiła na mnie największe wrażenie w tym roku to Rival Sons "the Great Western Valkyrie", rocznikowo z 2014... Stare patenty podane świeżo, z pomysłem i mocą...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zmarła Natalie Cole... wielka artystka!(*)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tekst dotyczący Natalie Cole w przygotowaniu, pojawi się lada dzień.

    OdpowiedzUsuń