piątek, 30 marca 2018

Pasje Jana Sebastiana






Muzyka klasyczna gości w moim blogu niezbyt często, co nie oznacza, że w domu nie jest obecna. Bywa tak, że potrzebuję resetu i wówczas sięgam po inne gatunki. Czasem jest to jazz, czasem klasyka – wszystko zależy od aktualnego nastawienia, czy wręcz wewnętrznej potrzeby. A skoro słucham, to dlaczego nie mam o tym napisać, wszak blog z założenia jest miejscem, gdzie chcę się dzielić muzyką obecną na Półeczce. Prócz rocka stoją na niej również płyty z zupełnie inną muzyką. Sięgam po nie równie często, choć przyznaję, że piszę o tym znacznie rzadziej. Dziś, z racji szczególnego okresu w ciągu roku (przynajmniej dla mnie) postanowiłem odświeżyć kilka płyt analogowych z muzyką Jana Sebastiana Bacha. Przyznam, że twórczość tego lipskiego kantora nie rozbrzmiewa u mnie zbyt często, choć doceniam jego kunszt i jest mi również bliska. Chętniej słucham klasyków wiedeńskich oraz kompozytorów romantycznych, zaś szczególną estymą darzę impresjonizm francuski, twórczość rosyjskiej Potężnej Gromadki, a także Strawińskiego, Szymanowskiego, Kilara i… Dobrze, może na razie wystarczy – i tak jak widać spektrum jest dość szerokie, a nie napomknąłem nawet o jazzie.
Nie bez powodu wspomniałem o płytach analogowych. Muzyka klasyczna jest wprawdzie obecna na Półeczce również na srebrnych krążkach, jednak w tym czasie jakoś chętniej wybieram winyle. Może dlatego, że wymagają większego zaangażowania i skupienia przy słuchaniu. Jednym z najdłużej obecnych w mych zbiorach dzieł J.S. Bacha jest Pasja wg św. Mateusza (BWV 244). U schyłku lat siedemdziesiątych nabyłem ją w edycji węgierskiego Hungarotonu, wydaną na czterech płytach, w ozdobnym boksie. Jest to wykonanie zarejestrowane  23 maja 1976, z udziałem budapeszteńskiej Liszt Ferenc Academy of Music, którą poprowadził maestro Frigyes Sándor. Być może nie jest to interpretacja, która jakoś szczególnie zapisała się w historii fonografii, nie jest też jedyna jaką posiadam, jednak mam do niej sentyment. Zawiera pełną wersję dzieła, czyli nie tylko arie i partie obu chórów, lecz także recytatywy. Całość trwa ponad trzy godziny. Opis męki Chrystusa, zaczerpnięty z Ewangelii wg św. Mateusza został podzielony na dwie części i dwadzieścia cztery sceny. Znaczna część pierwszej koncentruje się na wydarzeniach w Ogrodzie Oliwnym Getsemani. Druga przedstawia sceny przesłuchań przed żydowskim i rzymskim trybunałem oraz opowiada o  ukrzyżowaniu, śmierci i złożeniu do grobu. Wybrane fragmenty Ewangelii zostały uzupełnione poetyckimi komentarzami Picandera, poety i librecisty, który często współpracował z Bachem. Całość kompozytor obudował piękną i przejmującą muzyką.



To niezwykłe dzieło Bacha miało swą premierę w Wielki Piątek 15 kwietnia 1729 roku, w lipskim kościele św. Tomasza, z którym genialny kantor był przez lata związany. Jak na ironię – nie spotkało się z wielkim zainteresowaniem. Być może dlatego, że w tym samym czasie w innej lipskiej świątyni zaprezentowano inną pasję zapomnianego już i niezbyt oryginalnego Gottlieba Frobera. Później Bach wracał do swego dzieła kilkakrotnie, dokonując pewnych poprawek, po czym trafiło do archiwum i zostało zapomniane na niemal sto lat.  Dopiero po ponownym odkryciu przez zaledwie dwudziestoletniego Félixa Mendelssohna-Bartholdy'ego zyskało należne uznanie. Zainteresowanym tematem polecam ciekawą powieść Miłość niejedno ma imię, którą napisał Pierre La Mure. Autor nie tylko opowiedział o życiu i dojrzewaniu Mendelssohna, ale także w pasjonujący sposób opisał jego walkę o wystawienie przypadkowo odnalezionego dzieła Bacha.
Publiczna prezentacja Pasji w Berlinie stała się początkiem wielkiego renesansu bachowskiej muzyki sakralnej. Nic dziwnego, że dziś w pobliżu lipskiego kościoła stoją monumenty obu kompozytorów. Współcześnie kompozycja ta jest uznawana za największe dzieło pasyjne w historii muzyki europejskiej. To jedna z dwóch bachowskich pasji, jakie zachowały się w całości. Druga oparta jest na Ewangelii wg św. Jana i wyraźnie kontrastuje z Mateuszową, pełną epickiego spokoju i kontemplacji. Powstała kilka lat wcześniej. Jest dziełem surowym i niemal oszczędnym, a jednak niosącym duży ładunek dramatyzmu. Wypowiedzi głównych postaci dramatu pojawiają się w formie arii, zaś tłem są monumentalne chóry, obrazujące arcykapłanów, apostołów, żołnierzy i tłum. Już otwierający dzieło chór robi duże wrażenie, zaś punktem kulminacyjnym jest scena sądu.

Trudno dziś wyobrazić sobie emocje, jakie towarzyszyły wielkopiątkowym premierom obu tych kompozycji. Bach starał się pokazać dramatyczne wydarzenia w sposób statyczny, typowy dla wnętrza świątyni i odprawianej liturgii oraz skłaniający do refleksji, bez odwracających uwagę elementów operowych. Nic dziwnego, skoro już wówczas muzykę uważano za wyraz religijnej kontemplacji. Oczywiście istnieje ogromna liczba nagrań obu pasji, myślę jednak, że chcąc w pełni odczuć jej piękno należałoby zobaczyć ją w całości, w którejś ze świątyń. Dopiero obcowanie z tą sztuką na żywo pozwala zwłaszcza osobom wierzącym stworzyć właściwą atmosferę medytacji i modlitwy. Rodzi to dodatkowy podziw dla kunsztu Bacha i jego religijności.
Najlepsze nagrania bachowskich pasji starają się odtworzyć atmosferę i naturalne warunki akustyczne kościoła św. Tomasza w Lipsku. Organy tej świątyni miały jeszcze tzw. jaskółcze gniazdo, czyli dodatkowy zestaw piszczałek zamontowanych z drugiej strony głównej nawy. Stwarzało to możliwość swoistego dialogu muzycznego. Dodatkowo Pasja wg św. Mateusza dzieli wykonawców na dwie grupy. Są też dwa chóry. Pierwszy skupia się na narracji dramatycznej, zaś drugi, niejako komentując wydarzenia, ma charakter bardziej refleksyjny. Ten podział został wyraźnie zaznaczony. Cytaty z Pisma Świętego Bach wpisał do partytury na czerwono, zaś pozostałe fragmenty i nuty na czarno i brązowo. W warunkach świątyni ów dialog obu stron podkreślony przestrzenną akustyką robi naprawdę duże wrażenie.



Zdaję sobie sprawę, że to zupełnie inna estetyka i inny poziom wrażliwości. Wymaga pewnego skupienia i wysiłku. W Polsce ktoś stwierdził, że dla większości jest on niemożliwy, a muzyka zbyt trudna. Podobno w krajach protestanckich istnieje zwyczaj prezentowania bachowskich Pasji w świątyniach w okresie Wielkiego Tygodnia. Słyszałem, że w jednej z holenderskich katedr jest to już niemal stuletnią tradycją. Na koncert przybywa rodzina królewska i przedstawiciele rządu, zaś samo wydarzenie ma taką rangę, że policja reguluje ruch na drogach prowadzących do świątyni. Chciałbym kiedyś usłyszeć takie wykonanie. Bez mikrofonów, w naturalnej akustyce, z wykorzystaniem instrumentów z epoki. Przecież to jedno z największych i najważniejszych dzieł muzyki poważnej, które do dziś zachwyca i z pewnością będzie inspiracją dla kolejnych pokoleń.
słuchacz

PS.

Z okazji świąt życzę wszystkiego najlepszego moim Czytelnikom. Wierzę , że wrażliwości im nie brakuje. I niech tak pozostanie.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz