sobota, 23 grudnia 2017

Kilka kolęd i myśli spod choinki








W ostatnich dniach przejrzałem Półeczkę w poszukiwaniu pozycji, do których chciałbym sięgnąć w świąteczny czas. Było tego nawet dość sporo, ale na dzisiejsze spotkanie wybrałem jedną, winylową. Od chwili gdy ją kupiłem minęło dokładnie trzydzieści pięć lat. To dużo, a jednak nie zestarzała się aż tak bardzo, choć w zasadzie to chyba zależy od punktu widzenia. Na okładce widnieje podparta i zakryta dłońmi twarz, z której bije zmęczenie i rezygnacja. To reprodukcja grafiki Zdzisława Beksińskiego. I tytuł: Kolęda Nocka. Nie są to tradycyjne kolędy, a raczej obraz nastrojów polskiego społeczeństwa u schyłku lat siedemdziesiątych. Płyta była wyborem piosenek ze spektaklu pod tym samym tytułem, który w grudniu 1980 roku wystawił Teatr Muzyczny w Gdyni. Widowisko oparto na poezji Ernesta Brylla, zaś muzykę do niego napisał Wojciech Trzciński. Spektakl był głośnym wydarzeniem i mimo, że cieszył się ogromnym zainteresowaniem i był to czas odwilży po strajkach sierpniowych, to z uwagi na przesłanie władze dość szybko zdjęły go z afisza. Pełen symbolicznych treści Psalm stojących w kolejce oraz Psalm jadących do pracy, zaśpiewany przez Krystynę Prońko stał się symbolem tamtych czasów... Po wprowadzeniu stanu wojennego pieśni Wojciecha Trzcińskiego i Ernesta Brylla żyły nadal. Dziwnym i niezrozumiałym trafem Kolęda Nocka wiosną 1982 znalazła się w sklepach. Trudno mi było to wówczas zrozumieć. Kupiłem ją czym prędzej, zrobiło to jeszcze ponad 140 tysięcy innych nabywców. Czy był to czyjś błąd? Nie wiem. Podobno część nakładu wycofano ze sklepów i skierowano na przemiał.



Zawsze lubiłem poezję Ernesta Brylla. Nie tylko dlatego, że często jego wiersze stawały się słowami popularnych piosenek. Może dlatego, że dzięki niemu piosenki zyskiwały ciężar gatunkowy. I tak jest do dzisiaj. Bo wprawdzie muzyka to melodia i rytm, ale dobrze jest jeśli niesie jeszcze jakieś przesłanie. I im to przesłanie jest ważniejsze, a muzyka porusza czulsze struny świadomości, tym życie nabiera barw i staje się ciekawsze. Ernest Bryll akcję Kolędy Nocki umieścił w realiach przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Kolędnicy wraz ze św. Józefem i brzemienną Maryją chodzili po szarym blokowisku i mijali stojących w kolejkach zmęczonych ludzi, szukając bezskutecznie mieszkania, gdy z okien migało jedynie błękitne światło ekranów telewizyjnych. Wreszcie utrudzona Matka Boża urodziła swego Syna na klatce schodowej betonowego bloku, a pasterze i królowie, chcący złożyć hołd Dzieciątku przyjechali zatłoczonym autobusem. Scenografia, dziś już chyba dla wielu nie do końca zrozumiała, doskonale oddawała realia wszechobecnej peerelowskiej szarzyzny oraz rozgoryczenie społeczeństwa. Dziś już nie chcemy pamiętać wszechobecnych kolejek, braku mieszkań, pieniędzy, nadziei, perspektyw i wolności. Dziś mamy inne problemy, choć dla wielu realia ekonomiczne niewiele się zmieniły. Ernest Bryll w swej poezji zawarł prawdę tamtych lat i jakimś cudem przemycił w nich nadzieję. 


W 2011 roku przygotowano Kolędę Nockę w nowej odsłonie. W innej scenografii i ze zmienionym scenariuszem nie straciła swej aktualności, a wręcz okazała się prorocza. Pojawiło się dwóch narratorów - starszy, pamiętający dawne pokolenie i widzący współczesność przez pryzmat historii oraz młody, ze współczesnym spojrzeniem na życie i świat, pełen zupełnie innych oczekiwań. Dzięki ich dialogom w młodszym budzi się świadomość. Nic dziwnego - pokolenie wychowane w wolnej Polsce, inaczej rozumie takie pojęcia jak wolność, naród, ojczyzna i solidarność. Świetną metaforą okazały się pojedyncze skrzydła, noszone przez aktorów. Na jednym nie da się polecieć, ale razem...


Może jeszcze jedna propozycja w klimacie świątecznym. W ubiegłym roku na moją Półeczkę trafiło świąteczne wydawnictwo formacji Trzecia Godzina Dnia, zatytułowane Kolędy świata. Nabyłem je z pełną świadomością, bowiem kibicuję temu chórowi (zespołowi) już od wielu lat. Zaistnieli w 1982 roku, choć swą nazwę przyjęli dopiero sześć lat później. Początkowo wywodzili się ze zborów baptystycznych, jednak obecnie uważają się za zespół ekumeniczny. Wydali jedenaście albumów, zarejestrowali kilka koncertów telewizyjnych. Chętnie współpracuje z nimi Mieczysław Szcześniak, Grażyna Łobaszewska, Adam Sztaba, Kuba Badach, Olga Szomańska, Beata Bednarz, Anna Maria Jopek, Natalia Niemen i wielu innych. 

Kolęda Nocka i Kolędy świata łączą się w naturalny sposób, bowiem TGD sięgnęła również po utwór ze śpiewogry Wojciecha Trzcińskiego i Ernesta Brylla. Jako drugi utwór na płycie pojawiła się Kolęda Maryi w wykonaniu Emilii Nazaruk, solistki zespołu. W oryginale pieśń tę wykonywała Teresa Haremza. Współczesne wykonanie jest równie przejmujące. Pierwsza część Kolęd Świata ukazała się w 2015 roku, jednak popularność i oryginalne ujęcie tematu sprawiło, że zespół przygotował jego kontynuację. I tak kilka tygodni temu pojawiły się w sklepach Kolędy świata 2. Obie płyty łączy ten sam pomysł. Jest to muzyczna podróż przez wiele krajów i tradycji. Trudno znaleźć tu jednak bożonarodzeniowe kolędy w tradycyjnym ujęciu. Artyści mieszają style, utwory i konwencje,  nie stroniąc od eksperymentów. Przeplatają tradycję i nowoczesność,  kolędy polskie i zagraniczne. Są tu utwory wywodzące się z tradycji ormiańskiej, ukraińskiej, hiszpańskiej, z czarnego lądu i Ameryki Łacińskiej. Trudno zliczyć i wymienić wszystkie inspiracje. Ciekawym i nieco zaskakującym pomysłem aranżacyjnym jest kolęda Nie było miejsca dla Ciebie, w bardzo ekspresyjnym wykonaniu Natalii Niemen. Wokalistka, w pewnym momencie, śmiało czerpiąc z twórczości swego ojca śpiewa, że „ludzi dobrej woli jest więcej”… Przyznam, że to zestawienie bardzo mnie poruszyło, jednak po chwili refleksji pomyślałem, że ta nuta nadziei ma tu swoje uzasadnienie. Na płytach usłyszeć możemy także interpretacje Kasi Cerekwickiej (Noel), Piotra Cugowskiego (Kołysanka Józefa), Kuby Badacha (Ta święta noc) i Anny Marii Jopek (Radość dziś nastała).


Tak jakoś przypadkiem pomyślałem o solidarności, bez politycznych podtekstów. Kiedyś to słowo znaczyło bardzo wiele. Wg Słownika Języka Polskiego to „poczucie wspólnoty i współodpowiedzialności wynikające ze zgodności poglądów oraz dążeń”, albo inaczej „poczucie wspólnoty i gotowość niesienia innym pomocy wynikające ze zgodności poglądów i dążeń” (Wikisłownik). Dzisiaj znaczy coraz mniej, nawet w tym bardzo małym, osobistym wymiarze. Szczególnej wartości nabiera w okresie świąt, zwłaszcza takich jak Boże Narodzenie, kiedy szukamy bliskości, bo w tym czasie jak wiadomo - nawet zwierzęta mówią ludzkim głosem (szkoda, że nie wszystkie). No właśnie, jeśli zwierzęta to czemu nie ludzie? Pewnie każdy znalazłby kogoś, czyj głos chętnie by usłyszał… 

Niewielu pozostaje obojętnych na umiejętnie podsycany szał zakupów, systematycznie zanika potrzeba bliskości, a czasem wzajemnej tolerancji. Spotkanie przy pełnym stole, rozmowy o niczym, czasem sianko pod stołem i puste nakrycie, choć w zasadzie nie bardzo wiadomo dla kogo… I jeszcze często powtarzana, dość smutna opinia o nielubieniu świąt. Trudno się temu dziwić, wszak najczęściej dostajemy od innych to, co sami nosimy w sobie. Dość jednak narzekania. Dla mnie zawsze będzie to radosny czas. Może tym razem uda się bez komputerów i komórek.

W tym szczególnym świątecznym czasie ciepłe słowa i wyrazy sympatii kieruję zwłaszcza do tych, którzy odwiedzają mego bloga. Dziękuję za ponad sześćdziesiąt tysięcy odwiedzin w mijającym roku i ponad sto tysięcy od chwili jego powstania. Choć mam nadzieję na dalsze, wspólnie spędzone chwile, to przyznam, że z dzisiejszej perspektywy dalszy los Półeczki jest dość niepewny...

słuchacz



5 komentarzy:

  1. Dziękujemy za kolejny wpis na blogu. Jak zawsze ciekawy i wartościowy.

    "że z dzisiejszej perspektywy dalszy los Półeczki jest dość niepewny..." Tego do świadomości nie przyjmujemy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Szanowny słuchaczu,
    Na blog trafiłem zupełnie niedawno. Jako fan muzyki jestem pod ogromnym wrażeniem kultury słowa,wrażliwości muzycznej,wspaniałego zbioru płyt ktorym ku mojej radości podpierasz swoje fascynujące i w dużym stopniu wyczerpujące wpisy o muzyce.
    Byłoby mi strasznie przykro,gdyby ten fantastyczny blog przestał istnieć.Trudno teraz znalezć w swoim towarzystwie osobę która również ta jak ja podzielałaby fascynację muzyką. Pozwól ze będziesz jedną z tych osób,która swoim patrzeniem na świat muzyki jest także bliska i mnie. Zabrzmiało to dwuznacznie ale myślę ze obydwoje wiemy o co chodzi.
    Zdrowych i spokojnych świąt w towarzystwie najbliższych dla Ciebie jak i Twoich czytelników.
    PonCzek.

    OdpowiedzUsuń
  3. A'propos takich "niewygodnych" wydawnictw prl-owskich jak "Kolęda Nocka". Jestem miłośnikiem starych książek. Nazywam je "książkami z duszą". Trafiałem na sporo pozycji, które ze względu na treść, początek lat 80 i cenzurę, nie miały prawa się ukazać. Jako rocznik '86 wiadomości na temat PRL czerpię z książek. Między innymi właśnie ze starszych tytułów. Również swego czasu zachodziłem w głowę, jak to możliwe, że ukazały się książki, które ze względu na cenzurę, nie miały prawa się ukazać.

    Wydawanie takich tytułów to pokłosie powstania "Solidarności" w 1980 roku. Oprócz wolnych związków zawodowych, robotnicy wywalczyli poluźnienie kagańca i mogli wydawać (do początku stanu wojennego)legalnie tytuły własnego środowiska. Rozkręcili się na tyle, że w krótkim czasie "Solidarność" na powrót została zdelegalizowana, a książki i muzykę wydawaną przez stronę opozycyjną władza zaczęła wycofywać z obiegu.

    Np. twórczość Osipa Mandelsztalma została wydana na początku lat. 80 bodajże przez jakieś wydawnictwo specjalizujące się w książkach techniczno-matematycznych. Może podobnie było z "Kolędą" Ernesta Brylla?

    Pogodnych Świąt Bożego Narodzenia. Również mam nadzieję, że wirtualna półeczka będzie się nadal zapełniać i przed Nowym Rokiem przeczytam coś nowego. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak późno odpowiadam, ale poczułem się nieco „wywołany do tablicy”. Niewątpliwie wydanie Kolędy Nocki było pokłosiem powstania Solidarności. Płytę wytłoczył Pronit pod własną marką, który przez lata tłoczył również dla innych krajowych wydawnictw, m.in. Wifonu, Veritonu, Poltonu, Tonpressu, Poljazzu, a także Savitoru i Polskich Nagrań. Była to spora tłocznia, która powstała po uruchomieniu przez zakład w Pionkach produkcji polichlorku winylu. Płyty tłoczono tam ponad trzydzieści lat, choć zasadnicza produkcja Pronitu miała zupełnie inny (wówczas ściśle tajny) charakter... Nie wykluczone, że wynikało to z kolejki i bardzo długiego okresu przygotowania produkcji, bowiem wówczas polskie płyty ukazywały się czasem nawet dopiero po trzech latach od nagrania. Możliwe, że pieczęć cenzora przystawiono jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego. Ja swój egzemplarz kupiłem wiosną 1982.
      A odnośnie wydania Mandelsztama - zawsze go ceniłem (choć w istocie z wiadomych względów polskie wydawnictwa go nie rozpieszczały). W stosownym czasie kupiłem wspomniany przez Ciebie wybór jego poezji i mam go do dziś. Wydało go Wydawnictwo Literackie Kraków-Wrocław w 1984 roku. Wydanie oprawione w płótno i obwolutę liczy blisko sześćset stron i zawiera zarówno oryginały po rosyjsku, jak i tłumaczenia, trudno więc mówić tu o jakimś przeoczeniu. To raczej wynik polityki okresowego „odkręcania śruby” w pewnych gałęziach kultury. Nie ma w nim oczywiście wiersza zaczynającego się od słów Żyjemy tu, nie czując pod stopami ziemi ale na szczęście dziś można znaleźć go w Internecie. Nawiasem mówiąc poezję Mandelsztama za czasów PRL wydał również PIW w 1971 roku.
      Dziękuję za życzenia świąteczne. Odwzajemniam, życząc sporo ciekawej muzyki w Nowym Roku. Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
  4. Dziękuję za wszystkie życzliwe komentarze, zwłaszcza Anonymusowi. Przyznam, że ostatnio coraz trudniej przychodzi mi godzenie codziennych obowiązów z pisaniem bloga, który jednak wymaga sporego zaangażowania.
    Wobec Waszych opinii obiecuję nie poddawać się, przynajmniej dopóki będzie trwało zainteresowanie ze strony czytających.
    Życzę odwiedzającym to miejsce wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. :)

    OdpowiedzUsuń