Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło:
i zwyczaje, i święta rodzinne. I dom pełen wspomnień.
Antoine de Saint-Exupéry
Magiczny czas świąt – okres pogłębionej refleksji, lub jak kto woli bezrefleksyjnej konsumpcji. Dla wszystkich – kilka wolnych dni, pełnych pokoju i refleksji, gdy można nie myśląc o kłopotach spotkać się w gronie najbliższych. Tematów do rozmów z pewnością nie zabraknie, choć daj Boże, aby owa wymiana poglądów przy stole nas nie podzieliła. A może warto w tym wyjątkowym okresie spróbować zrobić coś dla innych. Czasem wystarczy naprawdę niewiele. Wielu doskwiera samotność, choć nie zawsze prawdziwie fizyczna. Znacznie trudniejsza jest ta psychiczna, wynikająca z braku zrozumienia. Coraz częściej wśród ludzi zanika umiejętność rozmowy i wzajemnej tolerancji. Znak czasów? Oby nie.
W tych świątecznych dniach często towarzyszy nam nastrojowa muzyka, niezależnie od wyznawanego światopoglądu. Niegdyś do tradycji należało wspólne śpiewanie kolęd. Dziś zwyczaj ten zanika, zaś rolę domowego kantora przejmuje radio, telewizja lub muzyka z czarnych czy srebrnych płyt. Obok tradycyjnych kolęd coraz częściej pojawiają się pastorałki, lub utwory jedynie (niczym nieśmiertelny Last Christmas) pozornie związane ze świętami. Wielu artystów nagrywa gwiazdkowe piosenki, często wcale nie wiążąc ich z przekazem religijnym. Powszechnie dominuje komercyjna strona świąt, zaś tzw. gwiazdkowe utwory próbują opiewać uroki zimy, coraz bardziej wątpliwe w naszej szerokości geograficznej. Inne próbują zachęcić nas do powszechnej życzliwości, jednak gdzieś umyka to, co przed wiekami zdarzyło się w Betlejem. Światu brakuje miłości i jest on coraz bardziej podzielony. Jedni świętują w luksusie, inni drżąc o własne życie szukają schronienia na wygnaniu. Są stoły z dwunastoma potrawami, są też takie z suchym chlebem. Podobnie ludzkie serca – bywają przepełnione miłością, życzliwością i empatią, bywają też pełne żalu, wzajemnych pretensji i frustracji. Takie pewnie będą i nadchodzące święta, bowiem najczęściej dostajemy od innych to, co sami nosimy w sobie.
Siedemnaście lat temu, tuż przed tradycyjną Wigilią, do jednej z popularnych gazet dołączono płytę Zbigniewa Preisnera, zatytułowaną Moje kolędy na koniec wieku. Kompozycje te, z ciekawymi i budzącymi refleksję tekstami, powstawały z myślą o artystach z kręgu krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Mimo upływu czasu ich przesłanie nie straciło swej aktualności.
Jedenaście lat później płyta została wznowiona i ze zmienioną okładką pojawiła się w tradycyjnej sprzedaży, jednak i po tej edycji pozostało jedynie wspomnienie. Dobrze się więc stało, że Zbigniew Preisner po kolejnych kilku latach powrócił do swego projektu. Dopisał siedem nowych kompozycji. Cztery z nich powstały do wierszy Ewy Lipskiej. Zrealizowano je przy wsparciu muzyków orkiestry Sinfonia Varsovia oraz Chóru Chłopięcego Filharmonii Krakowskiej. Śpiewają: Justyna Szafran, Anna Szałapak, Elżbieta Towarnicka, Piotr Łykowski, Beata Rybotycka, Jacek Wójcicki i zespół góralski „Zakopiany”. Nowa edycja zyskała odmieniony tytuł W poszukiwaniu dróg. Nowe i stare kolędy. W sklepach pojawiła się 27 listopada 2015 roku, zasłużenie szybko zyskując status platynowej płyty. Pojawiła się również wersja dla miłośników czarnego winyla, w postaci dwupłytowego albumu.
Jestem przekonany, że postaci Zbigniewa Preisnera nie trzeba bliżej przestawiać. Warto wspomnieć, że jest samoukiem i nigdy nie skończył żadnej szkoły muzycznej, a obok Wojciecha Kilara i Jana A. P. Kaczmarka uważa się go za jednego z najbardziej znanych polskich kompozytorów muzyki filmowej. Trudno wyobrazić sobie Dekalog lub Trzy kolory Kieślowskiego bez jego muzyki. Tworzył także muzykę do filmów Zabić księdza, Europa, Europa, i Tajemniczy ogród Agnieszki Holland. Jest nagradzany na prestiżowych festiwalach filmowych, współpracuje z największymi twórcami, jest też członkiem Francuskiej Akademii Filmowej. Na festiwalu w Berlinie uhonorowano go Srebrnym Niedźwiedziem, zaś z Paryżu dwukrotnie otrzymał Cezara. Od 2005 roku pracuje przy solowych projektach Davida Gilmoura. Nagrał płytę Diaries of Hope z Lisą Gerrard, zainspirowaną pamiętnikami żydowskich dzieci - ofiar Holocaustu.
W poszukiwaniu dróg. Nowe i stare kolędy to płyta ważna, niosąca głębokie treści i niepokojące pytania. To płyta dla tych, którym droga jest polska tradycja i kultura. W jednym z wywiadów Zbigniew Preisner powiedział: Dla mnie kolęda to jest rozmawianie o czymś. To nie jest beztroska, choinka i prezenty. To czas naprawdę intymny. Zastanowienia się nad tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. I taka jest ta płyta, o wszystkich współczesnych problemach, które z biegiem lat narastają. Kolędy te, mimo iż są dość smutne, niosą w sobie dużo ciepła i liryzmu. Delikatne, zwiewne melodie zapadają w pamięć. Nie można zapomnieć, że Preisner jest genialnym aranżerem. Po mistrzowsku operuje nastrojem, potrafi w utworach wyeksponować to, co najważniejsze.
A teksty? Zwykle ze szczególną uwagą przyglądam się poezji Ewy Lipskiej. Tak było już przed laty, gdy usłyszałem jej wiersze w interpretacji Marka Grechuty. Zaczęło się od utworu Pewność. Z pozycji bacznego obserwatora potrafiła uderzyć w czułe struny mojej wrażliwości. Tak jest i tym razem. Te teksty nie wymagają komentarza, zresztą jest nim zwykle celna pointa. Są też ważne teksty Jana Nowickiego, Agaty Miklaszewskiej i Szymona Muchy. Nie sposób wymienić wszystkich.
Kolędy na koniec wieku przetrwały próbę czasu, zaś siedem nowych utworów jedynie je uzupełnia. Poruszane tematy pozostały nadal aktualne, są ponadczasowe. Nie wiem czy to dobrze. Okazuje się, że nie potrafimy rozwiązywać problemów. Stare pozostają, wciąż też sami generujemy nowe. Co zmieniło się w przeciągu roku? Wzrosło poczucie zagrożenia, zarówno w wymiarze globalnym, jak i jednostkowym. Wzrasta też świadomość bezsilności. Zmieniliśmy swoje otoczenie, doganiamy Europę, jednak w wymiarze ludzkim i społecznym jest nam coraz trudniej. Trudno w to uwierzyć, ale w drugiej dekadzie XXI wieku często mam wrażenie, że nasza cywilizacja stoi na równi pochyłej. Pozostaje nadzieja, że się mylę. Album Zbigniewa Preisnera, mimo iż w swym nastroju nieco smutny, niesie jednak nadzieję. I tę nadzieję trzeba zabrać ze sobą na kolejny rok.
Zwykle w Święta myślę o najbliższych, lecz nie tylko. Myślę także o znajomych - niegdyś bliskich, z racji wspólnych celów. Tym, którzy zachowali moją skromną osobę w swej życzliwej pamięci chciałbym złożyć wyrazy sympatii, zaś tych pochłoniętych własnymi sprawami i tak zapewniam o swej przychylności. Pozostaje jeszcze niewielka grupa tych, którzy jedynie z sobie wiadomych powodów zaprzestali wszelkich kontaktów. Trudno w dalszym ciągu nazywać ich znajomymi, dziś jednak wszystkim składam serdeczne życzenia. Szczególne pozdrowienia i sympatii kieruję do tych, którzy odwiedzają mego bloga. Dziękuję za miniony rok i za blisko czterdzieści tysięcy odwiedzin. Żywię też nadzieję na dalsze, wspólnie spędzone chwile.
słuchacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz