Wielka Czwórka z
portowego Liverpoolu to chyba jeden z najbardziej znanych zespołów na świecie. Przypominanie
nawet ich skrótowej biografii byłoby dużym nietaktem wobec czytelników. Byli wyjątkowi
pod wieloma względami. Choć u progu kariery żaden z muzyków nie był wirtuozem
swego instrumentu i żaden nie znał też nut, to niemal przez całe lata
sześćdziesiąte wyznaczali nowe prądy muzyczne, kładąc podwaliny pod
późniejszy rozwój hard rocka, psychodelii, białego bluesa i wielu innych
awangardowych nurtów. Byli pierwszą europejską grupą, która bez reszty podbiła
amerykański rynek muzyczny. Do końca lat dziewięćdziesiątych sprzedali ponad
miliard płyt. Wydali kilkanaście studyjnych albumów. Od 1987 roku płyty te
pojawiły się na srebrnych krążkach, lecz jakość zapisanego na nich dźwięku była
dość przeciętna. Co ciekawe, w zasadzie przez wiele lat tak znany zespół nie
miał w swym dorobku żadnych oficjalnych nagrań koncertowych. Wyjątek stanowiła
jedna płyta, wydana w 1977 roku i zatytułowana The Beatles – Live At The Hollywood Bowl. Nagrania na ów krążek
przygotował George Martin, wieloletni
producent Beatlesów, jednak nigdy nie był z nich zadowolony. Pochodziły
z trzech koncertów zespołu w Hollywood Bowl, zarejestrowanych 23 sierpnia 1964
roku oraz 29 i 30 sierpnia 1965. Przez wiele lat był to jedyny, wydany przez
EMI i Capitol Records, autoryzowany koncert Beatlesów. Zarejestrowano
go w okresie szczytowego nasilenia beatlemanii, jednak przy poziomie ówczesnej
techniki zarówno nagłośnieniowej jak i nagraniowej zrealizowanie
profesjonalnego zapisu było niemożliwe. Na koncertach panował nieopisany chaos.
Muzycy nie słyszeli się wzajemnie. Wszystko zagłuszał pisk siedemnastu tysięcy
fanów, którzy, jak twierdził George Martin, byli w stanie zagłuszyć nawet
startujący odrzutowiec. Nic dziwnego, że krótko potem zespół definitywnie
zrezygnował z publicznych koncertów. Pamiętam te nagrania, miałem je u schyłku
lat siedemdziesiątych na taśmach mego poczciwego szpulowca. Trudno było tam
oddzielić muzykę od wszechogarniającego wrzasku. Przyznam, że właśnie z uwagi
na kiepską jakość nie przetrwały zbyt długo.
Warto przypomnieć, że
rok 1964 przyniósł zespołowi bezprecedensowy sukces, zarówno w Wielkiej
Brytanii, jak i w Stanach Zjednoczonych. Gdziekolwiek się udawali –
towarzyszyły im tłumy pełnych uwielbienia fanów, dezorganizujących wszystko
dokoła. 9 lutego 1964 roku popularny program amerykańskiej telewizji „The Ed
Sullivan Show” zgromadził przy odbiornikach siedemdziesiąt trzy miliony widzów,
pragnących obejrzeć koncert Beatlesów transmitowany na żywo ze studia.
Stanowiło to 45% amerykańskich domów wyposażonych w odbiorniki TV. W zasadzie
trudno się dziwić. Było to coś nowego dla nastoletniej młodzieży, szukających
czegoś innego niż Elvis Presley i Frank Sinatra. Brian Epstein zaproponował jej nowy wizerunek gwiazd, który przypominał czterech chłopaków z sąsiedztwa. W
połączeniu z ich genialną umiejętnością tworzenia przebojów niemal na
zamówienie pomysł ten okazał się marketingowym strzałem w dziesiątkę.
Sytuacja na rynku płyt
CD, zawierających nagrania legendarnego kwartetu zmieniła się radykalnie 9 września
2009. W tym dniu miała miejsce premiera szesnastopłytowego zestawu The Beatles Stereo Box Set, zawierającego
całą na nowo zremasterowaną dyskografię zespołu. Różnica w brzmieniu była
ogromna. W ślad za nim na sklepowych półkach pojawił się trzynastopłytowy komplet
Mono Box Set, prezentujący
monofoniczne miksy piosenek, często znacząco różniące się od stereofonicznych.
Oba zestawy oraz sprzedawane oddzielnie płyty z edycji stereofonicznej wyparły
z rynku wydawnictwa z 1987 roku. Mimo to, dalej brak było nagrań koncertowych. W
trzy listopadowe noce 1995 roku na antenie telewizji ABC wyemitowano
sześciogodzinny serial, w którym znalazło się wiele niepublikowanych wcześniej
materiałów archiwalnych, wywiadów i odrzutów sesji nagraniowych. W ślad za
serialem, w latach 1995-1996 ukazała się trzyczęściowa seria dwupłytowych
wydawnictw, zatytułowana Anthology, która
stała się cennym uzupełnieniem filmu.
Gwoli ścisłości należy jeszcze wymienić dwa
dwupłytowe zestawy Live At The BBC,
zawierające fragmenty programów radiowych oraz występów w studiach radia BBC.
Część pierwszą wydano w 1994 roku, drugą
w 2013. Wszystkie te albumy, jakkolwiek cenne i wartościowe, w dalszym ciągu nie
prezentowały zespołu podczas regularnego koncertu dla wielotysięcznej
publiczności.
Wróćmy więc do
pamiętnych występów z Hollywood Bowl. Wytwórnia Capitol Records pierwotnie
planowała wydać album koncertowy The Beatles, zawierający nagrania z 23
sierpnia 1964 roku, jednak mimo wytężonej pracy nie osiągnięto zadowalających
rezultatów. Występ naprawdę robił wrażenie, jednak jakość dźwięku dyskwalifikowała
materiał. Taśmy powędrowały na półkę. Rok później, 29 i 30 sierpnia zarejestrowano w
tym samym miejscu kolejne dwa koncerty zespołu, ale znów okazało się, że wyłowienie
muzyki legendarnej czwórki spod ryku tłumu przekraczało możliwości wydawców. I
tym razem taśmy trafiły do archiwum. W 1971 roku, przy okazji pracy nad albumem Let It Be próbował zmierzyć się z nimi Phil Spector, lecz również
zrezygnował. Materiał powrócił na półkę, gdzie przeleżał kolejne sześć lat. Do
tematu powrócił Bhaskar Menon, prezydent Capitol Records, który zaproponował tę
pracę Georgowi Martinowi. Bezpośrednim powodem tej decyzji była chęć
ograniczenia atrakcyjności powstających nielegalnie bootlegów. Zadanie nie było
łatwe, jednak doświadczonemu realizatorowi, od lat współpracującemu z zespołem udało
się wykroić trzynaście utworów. Różnica między nim a piosenkami zarejestrowanymi
również na żywo w studiach BBC polegała na niesamowitej energii, jaką zespół
czerpał z wiwatującego tłumu. Drobne wpadki wykonawcze zeszły na dalszy plan,
bowiem muzycy z uwagi na doping prawie się nie słyszeli.
Koncertowy album z Hollywood
Bowl zawierał głównie piosenki z płyt A
Hard Day's Night (1964) i Help!
(1965), wszak grupa grała wówczas swój najnowszy repertuar. Choć cieszył się sporym powodzeniem, to jednak
po wyczerpaniu nakładu nie został wznowiony, nie ukazała się też jego wersja
kompaktowa.
Do nagrań powrócono po
blisko czterdziestu latach. Zmieniły się czasy, rozwinęła się technika. Jakiś
czas temu do Gilesa Martina (syna Georga) dotarła wiadomość, że w Capitol
Studios odkryto trójkanałowy zapis wspomnianego koncertu. Okazało się, że jest technicznie nieco lepszy od taśmy matki przechowywanej w londyńskich archiwach. Giles wspólnie z Jamesem
Clarkem poddał go obróbce w technologii DEMIX, pozwalającej wyodrębnić dźwięki poszczególnych
instrumentów ze wspólnego toru. Materiał przy współpracy Sama Okell’a ponownie
zmiksowano. Dało się poprawić przejrzystość dźwięku i oddać w nagraniu
niesamowitą energię muzyków wspomaganych przez kochający ich tłum. Całość
uzupełniono o dodatkowe cztery nagrania, tak więc ostatecznie na płytę trafiło
siedemnaście piosenek. Album zdecydowanie zyskał nowy blask i w niczym nie
przypomina swego dawnego pierwowzoru. Jakość dźwięku pozytywnie zaskakuje.
Beatlesi inspirowani wrzeszczącym tłumem grają na najwyższych obrotach, często
nadając wykonywanym piosenkom szybsze tempa niż w wersjach studyjnych.
Wersja
CD pojawiła się w sklepach dziewiątego września, dokładnie w siódmą rocznicę
premiery zremasterowanego szesnastopłytowego boksu The Beatles Stereo Box Set, zaś osiemnastego listopada (za
niespełna dwa tygodnie) planowana jest premiera wersji winylowej. Dwudziestego
pierwszego listopada pojawi się również nowy film dokumentalny The Beatles: Eight Days a Week - The Touring
Years, którego reżyserem jest Ron Howard. Będzie dostępny zarówno na
Blu-Ray jak i w dwupłytowej edycji DVD.
Po raz kolejny okazało
się, że współczesna technika i wiedza fachowców może zdziałać cuda. Nawiasem
mówiąc, ciekawy jestem co jeszcze kryją archiwa, wszak znawcy tematu twierdzą,
że nie wszystkie skarby zostały opublikowane. Jestem przekonany, że temat
powróci. Giles Martin, syn legendarnego Georga Martina dokonał cudu. Boję się
myśleć, czego może dokonać jego wnuk…
słuchacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz