Motywy biblijne pojawiają się nie tylko w muzyce uznanej za poważną. Pamiętam pewien wieczór
upalnego lata z początku lat siedemdziesiątych, kiedy po raz pierwszy zetknąłem
się z operą rockową Jesus Christ Superstar. Słuchałem jej z taśmy
magnetofonowej. Zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Wcześniej nie
zetknąłem się z tematyką religijną opracowaną w takiej formie. Godspell (1971) Stephena Schwartza,
zrealizowany w konwencji komedii dell’arte poznałem nieco później. W 1971 roku pojawił
się jeszcze antyreligijny w swym przekazie spektakl Salvation, u nas jednak szerzej nieznany. Przyznam, że miałem
szczęście, trafiłem bowiem na klasyczną, zdecydowanie najlepszą wersję rock opery.
Tytułową partię wykonywał Ian Gillan, wokalista zdobywającego właśnie
popularność zespołu Deep Purple. Późniejsze interpretacje, wielokrotnie
nagrywane w innej obsadzie, łącznie z filmową - w reżyserii Normana Jewisona - nie
robiły już na mnie takiego wrażenia. Pamiętam też chwilę, kiedy po jakimś
czasie trzymałem w rękach długo wyczekiwaną płytę, przysłaną z Londynu.
Wspomniana wyżej klasyczna wersja oraz soundtrack z filmu Normana Jewisona - wydania winylowe z lat 70. |
Później, po analizie
tekstu przyszły refleksje. Ale po kolei. Jesus Christ Superstar to dzieło dwóch
twórców: Andrew Lloyd Webbera – autora muzyki i Tima Rice’a, odpowiedzialnego za
tekst. Rock opera napisana została na przełomie lat sześćdziesiątych i
siedemdziesiątych. Jej treść jest dość swobodnie osnuta wokół ostatnich dni
działalności Jezusa na ziemi. Pojawiło się kilka epizodów znanych z Ewangelii:
wypędzenie kupców ze świątyni, tryumfalny wjazd do Jerozolimy, Ostatnia Wieczerza,
zdrada Judasza, przejmująca modlitwa Jezusa w Gethsemani, śmierć na krzyżu i…
No właśnie, chyba czegoś zabrakło. Trudno polemizować z wizją autora, bowiem
jak każdy artysta miał prawo do własnego spojrzenia. Warto jednak wskazać na
pewne wątki, istotne dla odbioru całości. Niemal równoprawną postacią dramatu
staje się Judasz, który oczekuje realnego królestwa, obiecywanego przez Jezusa,
nieco zagubionego w wizji autora tekstu i targanego ludzkimi wątpliwościami. Judasz,
by sprowokować Chrystusa do działania, podejmuje grę z faryzeuszami, jednak w
starciu z wytrawnymi politykami przegrywa. Jezus, postawiony przed sądem nie
ukazuje swej boskiej natury. Poświęca życie w imię głoszonych ideałów i umiera.
Judasz odbiera sobie życie, pozostając z pytaniami, na które nie ma odpowiedzi.
Zostaje też rozdarta w swych uczuciach Maria Magdalena, Piłat, który pomny
swego proroczego snu próbuje Jezusa uwolnić i nieco zagubieni apostołowie. Całość kończy scena śmierci na krzyżu i
przejmująca smutkiem muzyczna koda. Wizja chwyta za serce, jednak z punktu
widzenia zgodności z ewangelicznym przekazem brakuje w niej podkreślenia
boskiej natury Chrystusa. Jezus był wszak Człowiekiem, ale i
Synem Bożym, który zmartwychwstał, potwierdzając swe posłanie i prawdziwość głoszonych
nauk. Tych wątków w spektaklu trudno się doszukać, stąd też reakcja Kościoła katolickiego
była dość ostrożna. Radio Watykańskie doceniło szczerość i świeżość przekazu,
choć nie brakło skrajnych ocen, uznających spektakl za obrazoburczy. Z
pewnością na takie ujęcie tematu miała wpływ bliższa autorom tradycja
protestancka, w której Wielki Piątek jest ważniejszym dniem niż moment Zmartwychwstania.
Fotosy z filmu Normana Jewisona (1973) |
Warto pamiętać, że
sztuka powstała w okresie rozkwitu kontrkultury hipisowskiej. Dla ówczesnej
młodzieży, o pacyfistycznym nastawieniu, łamiącej obowiązujące konwenanse,
postać Jezusa nawet bez boskiej natury była godnym uwagi wzorem człowieka,
który nie waha poświęcić swego życia w imię głoszonych wartości. Podobne motywy
pojawiły się także we wcześniejszym musicalu Hair, który później uzupełniony o dodatkowe wątki został świetnie
sfilmowany przez Milosa Formana. Pomijając beznadzieję narkotycznego
uzależnienia - dla hipisów z tamtych czasów ważne były takie idee jak miłość, wolność,
przyjaźń, radość życia i gotowość do poświęcenia w imię głoszonych wartości.
Kilka wybranych wydań CD z różnych lat |
Mimo wielu kontrowersji
sztuka odniosła spektakularny sukces. Muzyka zdecydowanie broni się, nawet po
latach. Warto podkreślić, że Andrew Lloyd Webber w chwili gdy ją tworzył miał niewiele
ponad dwadzieścia lat. W musicalu znalazło się kilka wspaniałych utworów, które
pozwoliły później zaistnieć ich interpretatorom. Zapada w pamięć pieśń Marii
Magdaleny I Don't Know How To Love Him,
niesamowite Gethsemane w
interpretacji Iana Gillana, nieco wodewilowo-rewiowa, choć dramatycznie
uzasadniona King Herod’s Song, zbiorowa
scena The Last Supper, czy
przejmujące The Crucifixion,
urywające się tak nagle, jak urywa się życie…
wersja filmowa N. Jewisona z 1973 oraz wznowienie teatralne Live Arena Tour z 2012 |
Rock operę obejrzało wiele
milionów ludzi na całym świecie. Spektakl, jako jeden z symboli tamtych lat,
dziś uważany jest za kultowy. Trudno zliczyć powstałe wersje i nagrania,
prezentowane również współcześnie. Zrealizowano wiele interpretacji, począwszy od Europy, poprzez Amerykę do Nowej Zelandii i
Korei Południowej. Libretto, przetłumaczone przez Wojciecha Młynarskiego, posłużyło
również do stworzenia polskiej wersji. W 1987 roku rock operę wystawił Teatr
Muzyczny w Gdyni (z Markiem Piekarczykiem w roli tytułowej), a w 2001 swą
inscenizację przygotował Teatr Rozrywki w Chorzowie (z Maciejem Balcarem). Dwa
lata temu pojawiła się wersja zaprezentowana przez Teatr Muzyczny w Łodzi,
gdzie rolę Chrystusa odtwarzał Marcin Franc.
Rock opera Webbera i
Rice’a stała się niewątpliwie ważną premierą w historii nowoczesnego teatru
muzycznego. Przełamała pewne tabu artystyczne i obyczajowe. Warto zapoznać się
z nią – choćby po to, by mieć własne zdanie. Trudno bowiem, by kogokolwiek
pozostawiła obojętnym. Jestem przekonany, że i dziś, ów ponadczterdziestoletni
spektakl potrafi zachwycić, także osoby dalekie od religijności. I może wzbudzić
chwilę refleksji, niekoniecznie muzycznej…
słuchacz
PS
Niżej rzadko spotykana filmowa wersja Gethsemane w oryginalnym wykonaniu Iana Gillana (Deep Purple), pochodząca z belgijskiej TV (1970).
Świetna rekomendacja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dzięki za słowa uznania. "Tylko stare granie" dodaję do mojej listy. naprawdę na to zasługuje. :-)
OdpowiedzUsuń