Jestem
wolnym człowiekiem. Zawsze byłem wolny,
w
najtrudniejszych czasach nawet. I tak zostało.
I
się cieszę, że tak zostało.
Cz.
Niemen
16 lutego przypadają 77
urodziny Czesława. Szkoda, że nie ma go z nami już od dwunastu lat. Jego
miejsce pozostało puste, a wiele dokonań po dziś dzień skrywa mrok tajemnicy. I
nic nie wskazuje na to, by stan ten miał ulec zmianie. Zostają nam Wspomnienia.
Siłą rzeczy skrótowe, choć jest ich naprawdę wiele.
Niemen nigdy nie
pragnął sukcesu za wszelką cenę. Mimo to stopniowo w kraju stał się idolem
współczesnej młodzieży. Jego koncerty prowokowały wielkie emocje. Ekspresyjny
śpiew szokował dziennikarzy. Rosnąca popularność budziła agresję mediów. Odmienny
wygląd i pstrokate stroje były pretekstem do kpin. Dziennikarzy drażniło jego
kilkuletnie zamieszkiwanie w stołecznych hotelach, choć Niemen bez zameldowania
w stolicy nie mógł kupić mieszkania. Krytykowano jego głos, muzyczny gust, tematykę piosenek, zarzucano
budowanie kariery na kontrowersjach. Marek Piwowski w filmie dokumentalnym Sukces (1968) zadrwił z idola. Trudno się dziwić rozgoryczeniu muzyków.
Jednak po latach Czesław Niemen w programie telewizyjnym Wacława Panka,
wyemitowanym 09.03.1990 r. przez TVP II powiedział: Rzeczywiście film dość był
głośny, pamiętam dyskusje na ten temat. Miał zaszkodzić, ale tak naprawdę
pomógł mi. Powstał bunt i we mnie i ze strony fanów. (...) Chodziło oczywiście
o ośmieszenie, ale nikt się na to specjalnie nie dał nabrać.
Krytykował piosenkarza
Stanisław Grochowiak, nazywając jego teksty „niefortunnym poezjowaniem” oraz
Andrzej Ibis Wróblewski, publicznie pytając: Panie Niemen, na kogo pan tak
krzyczy? Kazimierz Rudzki pytał go w programie telewizyjnym „100 pytań
do…” dlaczego nie ubiera się normalnie,
na co Niemen odpowiedział: Normalni jesteśmy nago. Czy mój kubraczek jest
śmieszniejszy niż pańska muszka? Mimo tych
ataków artysta pozostał skromnym człowiekiem, nie stwarzając w kontaktach niepotrzebnego
dystansu, choć po filmie Piwowskiego dziennikarzy traktował nieufnie. Trudno
się temu dziwić, bowiem nierzetelnych oskarżeń i prowokacji przybywało. Warto
wspomnieć słynną aferę z Radomska z 1971 roku, czy manipulację telewizyjną z
1981 roku po wprowadzeniu stanu wojennego.
Im bardziej był
uwielbiany przez fanów – tym bardziej zwalczały go władze, nie chcąc tolerować
jego ostentacyjnej niezależności i wyglądu. Mimo złośliwości mediów publiczność
miała własne zdanie. Na koncerty brakowało biletów. A kiedy przed występem
Niemena w Sali Kongresowej w studenckim piśmie „itd" roku ukazał się
napastliwy artykuł Zdzisława Kowalczyka – redakcja w odpowiedzi otrzymała
tysiące listów od oburzonych fanów.
Podczas wspomnianego koncertu, 20 grudnia
1968 roku w Sali Kongresowej w Warszawie, w ramach uroczystości wręczenia
Złotej Płyty za Dziwny jest ten świat artysta zaprezentował nowy utwór Bema pamięci rapsod żałobny,
skomponowany do wiersza Cypriana Norwida. Nowatorska interpretacja podzieliła dziennikarzy
i krytyków. Jedni oskarżali Niemena o szarganie narodowych świętości, inni
chwalili za popularyzację poezji wieszcza. Płyta z tą kompozycją,
zarejestrowana jesienią 1969 r. okazała się jedną z najwyżej ocenianych w
historii polskiego rocka. Wyjątkowe brzmienie organów Hammonda, niemal
liturgiczny klimat i niepowtarzalny głos wokalisty sprawił, że kompozycja jest
także dziś czymś niezwykłym. Mogła śmiało konkurować z ówczesną anglosaską
czołówką. Utwór przez osiemnaście tygodni utrzymywał się na pierwszym miejscu
listy przebojów Studia Rytm w Programie Pierwszym PR, co przy jego długości,
przekraczającej szesnaście minut było zjawiskiem niezwykłym. Nagranie to dało
Niemenowi trzecią Złotą Płytę.
Próby zaistnienia na
zachodnim rynku muzycznym – we Francji, Włoszech, Niemczech, USA jak i w
Wielkiej Brytanii niewątpliwie przyczyniły się do rozwoju osobowości
artystycznej Czesława Niemena. W Niemczech występował z najlepszymi muzykami,
tworzącymi wówczas czołówkę muzyki rockowej. Warto tu przypomnieć udane tournée
z grupą Jacka Bruce’a, który wcześniej współtworzył brytyjski Cream.
Pięcioletni kontrakt z zachodnioniemiecką filią CBS, zaowocował nagraniem trzech
płyt. Na dwóch towarzyszyli mu Józef Skrzek (instrumenty klawiszowe i gitara
basowa), Antymos Apostolis (gitara), Jerzy Piotrowski (perkusja) i Helmut
Nadolski (kontrabas). Skład ten zarejestrował także dwie płyty w kraju. Szkoda, że spory dwóch silnych indywidualności
artystycznych oraz błędy impresariatu doprowadziły do rozwiązania zespołu.
Trzech pierwszych muzyków po odejściu z zespołu utworzyło grupę SBB.
Ostatnia z zachodnich
płyt Mourner's Rhapsody (1974)
została zarejestrowana w Nowym Jorku. Artyście towarzyszyli najlepsi
jazzrockowi muzycy, jakich udało się pozyskać dzięki kontaktom Michała
Urbaniaka, który już wówczas kontynuował swą karierę w USA. Prócz naszego
skrzypka, usłyszeć w nagraniach można m.in.: Jana Hammera (grającego wyjątkowo
na bębnach), Johna Abercrombie (gitara) Ricka Lairda (gitara basowa), Dona
Grolnicka (fortepian), Dave’a Johnsona (perkusja) i Seldona Powella (flet).
Wykorzystano także chór, prowadzony przez Howarda Robertsa Większość z muzyków
była współpracownikami Johna McLaughlina, tworząc w tym czasie wraz z nim
zespół The Mahavishnu Orchestra.
Niestety, z trudno zrozumiałych względów, żadna z opisanych płyt jak dotąd nie
ukazała się w Polsce (wyjątek stanowi śladowy nakład ostatniej, wydany w 1993).
Dla przeciętnego polskiego słuchacza są one w zasadzie nieznane.
Mimo iż nie był
ulubieńcem rodzimej krytyki, czuł wielkie przywiązanie do Ojczyzny. Dobrze
ujęła to Krystyna Tarasewicz: Zawsze
uważał, że tu są jego korzenie, on tutaj powinien śpiewać. Z perspektywy tych
trzydziestu pięciu lat widzę, że Niemen miał rację. Już w Paryżu wiedział, ze
tam karierę może zrobić tylko ktoś, kto wyrósł z tego miasta, z jego kultury, z
atmosfery, z tamtego języka – tak jak Edith Piaff. A on? On wiedział, że
zaistnieć może tylko tutaj.
Niemen, rozwijając się
stracił część fanów, przyzwyczajonych do łatwych piosenek. Zyskał nowych,
bardziej wymagających. Fascynacja twórczością Norwida doprowadziła do powstania
kolejnych kompozycji na jej motywach. Pod koniec 1974 roku nagrał płytę
Aerolit. Towarzyszyli mu: Sławomir Piwowar (gitary), Jacek Gazda (gitara
basowa), Andrzej Nowak (fortepian elektryczny, klawinet) oraz Piotr Dziemski
(perkusja). W kompozycji Pielgrzym
odkrywczo i eksperymentalnie potraktował swój głos, coraz chętniej sięgał też
po instrumenty elektroniczne.
Kolejną elektroniczną płytę
Katharsis nagrał samodzielnie. Nawiązywała
poprzez swój tytuł do arystotelesowskiego oczyszczenia, będąc próbą odcięcia
się od dotychczasowych osiągnięć. Prowokowała i zmuszała do refleksji. Jedynie
w dwóch utworach zaśpiewał, teksty do nich napisał sam. Jeden poświęcił swemu
przyjacielowi Piotrowi Dziemskiemu, zmarłemu w wyniku komplikacji
pooperacyjnych. Krytycy muzyczni poczuli się nieco zagubieni, trudno było
bowiem porównać muzykę z tej płyty z jakąkolwiek propozycją innego polskiego
wykonawcy bądź kompozytora. Znane już były nagrania zachodnioniemieckiej grupy
Ash Ra Tempel czy Tangerine Dream, reprezentujące nurt elektronicznego rocka,
jednak muzyka Niemena nie była próbą naśladowania tej stylistyki. Była
wypowiedzią artysty, dostrzegającego światowy nurt, jednak na wskroś własną i oryginalną.
Warto jeszcze wspomnieć
o długo przygotowywanym projekcie zatytułowanym Idée fixe , opartym również o starannie wybraną poezję Norwida. Twórca
poświęcił jej wyjątkowo wiele czasu. Program niósł przesłanie dotyczące rzeczy
najważniejszych i nieprzemijających. Tematyka związana była z naturą ludzką, przemijaniem kultur, pogonią za
pieniądzem, miłością do Ojczyzny oraz z wartością piękna i pracy. Wymagała
wrażliwości. Fragmenty zaprezentował na festiwalu Jazz Yatra’78 w Indiach oraz
na licznych koncertach krajowych i zagranicznych. Kolejny raz samodzielnie przygotował
projekt plastyczny okładki.
W połowie lat
siedemdziesiątych Czesław Niemen zafascynowany elektroniką zbudował własne
studio i poświęcił się głównie tworzeniu muzyki instrumentalnej na potrzeby filmu
i teatru.
Współpracował przy ekranizacji Wesela
w reżyserii Andrzeja Wajdy, stworzył ilustrację muzyczną do dramatów Mindowe i Sen srebrny Salomei Słowackiego, reżyserowanych w Gnieźnie przez
Bernarda Forda-Hanaokę. Później współpracował z Olsztyńską Pantomimą Głuchych
oraz z Teatrem Narodowym, kierowanym przez Adama Hanuszkiewicza. W muzyce
pojawiły się wielogłosowe brzmienia oraz „chór Niemenów” wykreowany w studiu z
pomocą dwudziestoczterośladowego magnetofonu. Krytyka zaczęła pisać o nim nieco
przychylniej, dostrzegając polskość tworzonej muzyki i jej związek z dawnymi
Kresami.
Plonem tego okresu była
muzyka do ponad czterdziestu sztuk teatralnych i osiemnastu filmów. Warto wyróżnić
oprawę muzyczną spektaklu Księga
Krzysztofa Kolumba wg Paula Claudela, w reżyserii Wajdy, przygotowaną dla
uczczenia pięćsetletniej rocznicy odkrycia Ameryki. Było to wielkie
przedsięwzięcie plenerowe, wystawione w sierpniu 1992 roku na pokładzie Daru
Pomorza. Spektakl obejrzało około dziesięciu tysięcy widzów.
Ważną pozycją płytową w
jego dorobku był album Terra Deflorata. Pracował nad nim w domowym studiu przez
półtora roku. Samodzielnie stworzone teksty utworów, wyraźnie inspirowane
poezją Norwida, były polemiką z absurdami współczesności oraz samokrytyczną
skargą człowieka, świadomego swych niedoskonałości. Dariusz Michalski w swej
książce Niemen. Czy go jeszcze pamiętasz?
uznał, że był to album mogący bez kompleksów konkurować z czołówką światowych
twórców muzyki elektronicznej. Jednak płyta przemknęła, niemal niezauważona. Nie
pasowała do sformatowanego radia. Kolejna, Spodchmurykapelusza
ukazała się po dwunastu latach. Teksty, również samodzielnie napisane, były
podszytym ironią rozrachunkiem z przeszłością. Okazały się też pożegnaniem. Mimo
nieco łatwiejszej muzyki nie zyskała uznania krytyki. Towarzyszył jej brak
zainteresowania i zrozumienia.
Warto jeszcze wspomnieć
o trwającej blisko dziesięć lat współpracy z miesięcznikiem „Tylko Rock”
(później „Teraz Rock”). Niemen prowadził tam stałą rubrykę, zatytułowaną Pantheon. Publikował w niej swą
poezję, często pełną gorzkich refleksji. Zamieszczał także felietony, pełne
subiektywnych opinii. Pisał w charakterystyczny dla siebie sposób, językiem bogatym
w neologizmy i pełnym unikalnego kolorytu.
W 1999 roku w plebiscycie
tygodnika „Polityka” Niemen wybrany został najlepszym piosenkarzem XX wieku,
zaś słuchacze Programu III PR obdarzyli go laurem najpopularniejszego artysty
XX wieku. Był wszechstronnym artystą i samoukiem. Pomimo problemów stwarzanych
przez władze PRL pozostał wierny swej bezkompromisowej i apolitycznej postawie.
Na płycie Czesław Niemen o sobie (Fonografika 2008)
znalazła się taka jego wypowiedź: Zachowałem
do tej pory bardzo daleko idącą samokrytykę. Czy ona mi pomaga? Być może nawet
przeszkadza, bo estradowiec powinien być w pełni kabotynem. Powinien zachwycać
się sobą, bo wtedy wychodzi śmiało i nie przejmuje się niczym. Natomiast ja
zawsze miałem wątpliwości co do swoich produkcji. (...) Trzeba być czujnym i
przestać zachwycać się sobą. Niektórzy mają mi za złe, że nie zrobiłem
międzynarodowej kariery. Ja uważam po latach, że to wielkie szczęście (…) Bo
może stałbym się dość tuzinkowym i głupim człowiekiem. (...) Idę do przodu. Za
sto lat może i to będzie miało jakąś wartość.
słuchacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz