piątek, 13 listopada 2020

ABRAXAS

 





W latach 1987 – 2000 w moim rodzinnym mieście działał niezapomniany zespół, który w tamtym okresie bezapelacyjnie należał do czołówki polskiego rocka progresywnego, czy jak kto woli art-rocka. Mało tego – był bodaj ambasadorem tego gatunku w kraju… i nie tylko. O tym jednak później. Jego muzykę charakteryzowały zmienne nastroje, nieoczekiwane zmiany rytmu, czasem kontrowersyjne i niełatwe teksty, a przede wszystkim niebanalne aranżacje i harmonia. Nazwę członkowie grupy zaczerpnęli z powieści Hermanna Hessego pt. Demian, gdzie Abraxas był bóstwem przenikających się wzajemnie sił dobra i zła. Można interpretować ją także jako ideę walki dobra ze złem, miłości z nienawiścią, bądź stagnacji z szaleństwem. Zespół nie trafił w swój czas, gdyż w latach dziewięćdziesiątych na muzycznych scenach królował punk i nowa fala, zaś muzykę progresywną traktowano z rezerwą, jako relikt minionej epoki. Mimo to, grupie udało się zagrać kilka znaczących koncertów, podczas których wykorzystano teatralne kostiumy, rekwizyty i slajdy, a także drewnianego konia na biegunach. Ojcowie założyciele, czyli Adam Łassa i Łukasz Święch, podążając wzorem wczesnego Genesis w stronę teatru rockowego byli przekonani o słuszności wybranego kierunku. Grupę wówczas uzupełniał Mikołaj Matyska na perkusji, Krzysztof Pacholski (p), basista Rafał Ratajczak (bg) i Radek Kamiński – gitara klasyczna. Na scenie chętnie wykorzystywali liczne rekwizyty i maski, czarowali też publiczność barwną grą świateł i wizualizacjami. Podjęli współpracę z bydgoskim Radiem PiK. Zespół zyskał grupę wiernych fanów, jednak nie omijały go nawarstwiające się problemy. W 1993 roku w wypadku samochodowym zginął gitarzysta Radek Kamiński. Regularnie pojawiały się kryzysy i przerwy w działalności. Łukasz Święch równolegle powołał do życia projekt Anyway, który zaowocował kilka lat później albumem Chambers.



Mimo przeciwności Adam Łassa nie chciał rezygnować. W 1995 roku Abraxas przy wsparciu przyjaciół i zaprzyjaźnionych muzyków reaktywował się w nieco zmienionym składzie. Adama i Łukasza wsparł Szymon Brzeziński (g), Marcin Mak (dr), Marcin Błaszczyk (k) oraz ponownie Rafał Ratajczak (bg). Znowu udało się odnieść sukces na festiwalu w Węgorzewie, zarejestrować profesjonalne demo w studiu radiowym i zaskarbić sobie uznanie publiczności na I Festiwalu Muzyki Progresywnej w Warszawie. Rok później na Prog-Festiwalu w Zielonej Górze muzycy zdobyli nagrodę publiczności, dla najlepszego perkusisty, klawiszowca i gitarzysty, dzięki czemu grupa nabrała wiatru w skrzydła i wreszcie zarejestrowali i wydali pod szyldem Ars Mundi wymarzoną pierwszą płytę, która później zyskała nieco skomplikowany tytuł Cykl obraca się. Narodziny, dzieciństwo pełne duszy, uśmiechów niewinnych i zdrady... W 1996 roku stała się prawdziwą perłą polskiej muzyki progresywnej, zresztą po latach nadal brzmi świeżo i inspirująco.


Album dojrzewał przez dziewięć lat. Okazał się efektem nie tylko ewolucji, ale także niezwykłej determinacji zespołu. Przeżyte doświadczenia muzyków sprawiły, że jego tematyka obracała się wokół życia, śmierci i przeznaczenia, które kieruje ludzkim losem. Muzycznie odnaleźć można tam było wpływy King Crimson (dramatyzm i patos), Genesis (misterium teatru rockowego), zaś w niejednoznacznych egzystencjalnych tekstach wpływy poezji Van Der Graaf Generator. Całość podkreślała niezła produkcja, a trzy ostatnie utwory (nie licząc bonusów z poszerzonego wydania), czyli Ajudah, De Profundis oraz Tabula Rasa potwierdzają i dziś, że jest to dzieło dojrzałe i wyrafinowane, obok którego trudno przejść obojętnie. Zachodni odbiorcy uznali je za polską odpowiedź na Marillion z epoki Fisha. Jest tu dużo emocji, ciekawych melodii i zaskakujących zmian, począwszy od symfonicznego rocka po prog metal. Na uwagę zasługuje także przejmujący Dorian Gray, zainspirowany postacią wykreowaną przez Oscara Wilde’a.


Grupa zyskała przyjaciela w osobie Tomasza Beksińskiego, zaś dzięki jego radiowym audycjom ich muzyka dotarła do szerszego grona odbiorców. Coraz częściej zdarzało im się występować u boku znanych gwiazd. Dość tu wspomnieć Arenę, Fisha, Collina Bassa, Porcupine Tree, a także występ przed Robertem Plantem i Jimmi Pagem w katowickim Spodku. Zdobyli także uznanie w Holandii i Francji, a także w odległej Brazylii i Japonii. W 1998 na rynku pojawił się drugi album, który potwierdził rosnącą formę muzyków. Wydano go w dwóch wersjach językowych – jako Centurie oraz Prophecies (z angielskimi tekstami). Słuchacze Trzeciego Programu PR przyznali mu tytuł  płyty roku. Także tu dominowała wszechstronność i szczere emocje, a prócz tego owiewający całość duch Nostradamusa. Obok ciekawych ballad (Velvet) są elementy cięższego brzmienia (Kuźnia). Nie brak fletu, a nawet oboju (Excalibur), a na szczególną uwagę zasługuje Pokuszenie, gdzie melodyjne pasaże przeplatają się z czysto progresywnym graniem, pokazującym drzemiące w grupie możliwości.



Znamienne jest motto, które muzycy umieścili w obu edycjach albumu: Wewnątrz mnie, gdy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość spełnią się na oczach świata, a słońce wypali swoja istotę, dotknę sensu człowieczeństwa źrenicą swego oka, może tylko po to by doznać odkupienia.

Sukcesy motywowały zespół do dalszego rozwoju oraz poszukiwania nowych form i środków wyrazu. Sporo w tym zasług Szymona Brzezińskiego, którego intrygująca muzyka przyciągała słuchaczy. W 1999 grupa zarejestrowała kolejną płytę, zatytułowaną po prostu 99. Także i ona pojawiła się w dwóch wersjach językowych. Album udokumentował kolejne zmiany personalne. Zawarta na nim opowieść to niemal kolejny teatralny spektakl. To porównanie jest uzasadnione, bowiem nie da się przejść obojętnie obok kreacji wokalisty grupy Adama Łassy. To jego głos i interpretacje stanowią o oryginalności Abraxas, we wszystkich jego wcieleniach. Warto rozpocząć swą przygodę z ich muzyką od tego właśnie albumu.


Jest niełatwy, lecz naprawdę poruszający. Tworzy go trzynaście utworów o różnej długości, choć najbardziej bronią się te rozbudowane. Warto zwrócić uwagę na pełen prostoty Jezebel (tu na basie zagrał Krzysztof Ścierański), uwagę przykuwa Anatema (przywodząca na myśl Pink Floyd), zaskakujący pomysłami Iris oraz nieco zaskakująco kończący się Medalion. Na płycie zdecydowanie wyróżnia się gitara Szymona Brzezińskiego, o niezapomnianej barwie. Zwraca uwagę pełen niebanalnych pomysłów Noel. Warto wsłuchać się w Spowiedź, nagraną z gościnnym udziałem Anji Orthodox z grupy Closterkeller, zaś dwa wręcz kojące utwory Oczyszczenie i przypominające Davida Gilmoura Moje mantry, które kończą album, to coś, co z pewnością na długo pozostanie w pamięci wrażliwego odbiorcy. Album kończą słowa: Jakie życie taka śmierć. Bo zapomnieć ludzka rzecz. Kaszmirowe niebo czuć, gdy wznoszę się. 99 to album, do którego należy i trzeba wracać. Nawiasem mówiąc – warto zacząć przygodę z Abraxas od właśnie tego albumu. Tą płytą łatwo się zarazić Wówczas odkrywa drzemiące w nim smaczki. Trzeba wysłuchać jej wiele razy. Później już trudno będzie się od niej uwolnić. Nie bez powodu Tomasz Beksiński skomentował album jednym słowem: ODLOT.

Rok później Abraxas pojawił się na szczególnym koncercie, poświęconym właśnie jemu,  przedwcześnie zmarłemu publicyście i dziennikarzowi radiowej Trójki. Występ zarejestrowano i była to ich pierwsza płyta na żywo, szkoda, że jak dotąd ostatnia. Live in Memoriam (2000) zarejestrowano 29 stycznia 2000 roku. Wydana została, jak wszystkie – z dużą dbałością o stronę graficzną. Na krążek trafiło blisko osiemdziesiąt najlepszych minut koncertu. Pojawił się też rarytas Tomasz Fray Torquemada – dramatyczny i poruszający utwór z dawnego wcielenia zespołu, który nie pojawił się na żadnej z wcześniejszych studyjnych płyt, specjalnie zadedykowany pamięci Tomka. Płyta jest pełna wzruszeń i uniesień, choć trudno tu dostrzec żywą reakcję publiczności. Czasem jednak pojawiają się brawa. Może dlatego, że powód był szczególny. Najbardziej poruszającym fragmentem jest utwór Spowiedź, z gościnnym udziałem Anji Orthodox.

Na marginesie mej opowieści o zespole mała dygresja. Czy można pokochać muzykę z odległego kraju na tyle, by pokonując bariery kulturowe podjąć próbę nauczenia się trudnego języka tylko po to, aby pojąć treść śpiewanych utworów? Można. Można nawet wówczas gdy mieszka się w Japonii, a tą grupą jest właśnie nieistniejący już dziś Abraxas. Dowiódł tego Kohei Iwata, młody Japończyk, nie mający jakichkolwiek polskich korzeni, który w ciągu zaledwie trzech lat opanował nasz ojczysty język na poziomie, którym mógłby zawstydzić niejednego naszego rodaka. Przez rok studiował filologię polską na Uniwersytecie Śląskim jako wolny słuchacz. Obecnie, już z Japonii prowadzi po polsku własny kanał na YouTube, gdzie interesująco opowiada o naszym języku i kulturze. Przedstawia się jako Ignacy z Japonii.

I jeszcze jedno uzupełnienie. W 2004 roku dwaj ojcowie założyciele grupy Adam Łassa i Łukasz Święch wydali album ASSAL & ZENN. Można też sięgnąć po płytę formacji Anyway ­– Chambers (2008), nagranej z udziałem muzyków, którzy w różnych momentach wspierali Abraxas. Jej motto brzmi: „Tak, czy inaczej... muzyka wyraża emocje. Ukazanie się tej płyty jest dla nas z wielu względów bardzo ważnym wydarzeniem. Niegdyś graliśmy i tworzyliśmy w zespołach Abraxas, Oxi oraz kilku innych epizodycznych formacjach. Płyta Chambers to preludium dla dźwięków, które nadejdą”.

słuchacz








5 komentarzy:

  1. Powiem tak, w przypadku Abraxas muzyka jest świetna i ponadczasowa, ale wokalu Adama Łassy zdzierżyć nie mogę. Dlatego omijam twórczość tej kapeli dość szerokim łukiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie część osób nie akceptuje jego wokalistyki. Nie pisałem o tym, bo najbardziej cenię ich muzykę. Do śpiewu Adama zdołałem się przyzwyczaić, choć to chyba istotnie nie jest najmocniejszy punkt zespołu.

      Usuń
    2. Niestety potwierdzam. Im jestem starszy tym bardziej nienawidze jego "spiewu". Te wokalizy i inne 'oryginalnosci' sluza jedynie zamaskowaniu slabiutkiego glosu.

      Usuń
  2. Ale to właśnie ten wokal był znakiem charakterystycznym Abraxas. Żal,że już nie grają...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tę grupę odkryłam niedawno, ale zdążyłam się zakochać w ich twórczości. Nadal bezskutecznie poszukuję CD Abraxas - Cykl obraca się... Dla mnie rewelacja. Teksty ponadczasowe.

    OdpowiedzUsuń