niedziela, 25 października 2020

Bijelo Dugme – krótka opowieść o Białym Guziku




Przypuszczam, że był to któryś z wtorków w połowie lat siedemdziesiątych. Wówczas, w tym dniu tygodnia gospodarzem Muzycznej Poczty UKF był Dariusz Michalski. We środy Pocztą władał Piotr Kaczkowski, a w czwartki Korneliusz Pacuda. Każdy z nich prezentował określony rodzaj muzyki. We wtorki słuchaliśmy rocka z „krajów demokracji ludowej”. I tak w któryś wtorek po raz pierwszy usłyszałem jugosłowiański zespół Bijelo Dugme (Biały Guzik). Redaktor Michalski zaprezentował wówczas ich debiutancki album z 1974 roku: Kad bi' bio bijelo dugme (Gdybym był białym guzikiem), wydany przez Jugoton. Pamiętam, że płyta zrobiła na mnie spore wrażenie, zresztą podoba mi się do dziś. Tu kilka słów wyjaśnienia. W tamtym czasie dostęp przeciętnego nastolatka do muzycznych nowości zza „żelaznej kurtyny” był dość ograniczony. Płyty były bardzo drogie, a nie każdy miał rodzinę na zachodzie skłonną je przysyłać – pozostawało więc radio. Kupowałem wówczas tygodnik RTV z dokładnym programem radiowym, kółeczkiem zaznaczałem wszystkie interesujące mnie audycje i… czuwałem z magnetofonem gotowym do zapisu. Jeśli coś przegapiłem – pozostawali koledzy, którzy mieli więcej szczęścia. Podczas towarzyskich spotkań można było pogadać (pograć w szachy), a jednocześnie skopiować w czasie rzeczywistym trochę muzyki spinając kablem dwa szpulowce (kaseciaki nastały nieco później). Miało to tę dobrą stronę, że tych utworów autentycznie słuchaliśmy. Jeśli coś nie pasowało, to zawsze można było cofnąć taśmę i nagrać coś innego. Taśmy też były cenne, bo z ich dostępnością bywało różnie. Czasy, gdy całą dyskografię ulubionej grupy w wersji stereo można zgrać w ułamku sekundy na „gwizdek” i włożyć do kieszeni przyszły znacznie później. Gdy to wspominam zawsze zadaję sobie pytanie – do ilu z tych empetrójek potem rzeczywiście wracamy, a ile po prostu zalega w czeluściach komputera.

Wróćmy jednak do Bijelo Dugme. Zespół zwrócił mą uwagę, gdyż było to coś kompletnie różnego od pozostałych produkcji sąsiadów z naszego ówczesnego bloku. Owszem było nieco zespołów, których się także słuchało. Węgrzy mieli swój Locomotiv GT, Omegę i Skorpio, Czesi Blue Effect, był też niemiecki Die Puhdys, jednak jugosłowiański Bijelo Dugme na tym tle wypadał wyjątkowo. Śpiewali we własnym języku – jednak ich muzyka, czerpiąca też nieco z rodzimej tradycji brzmiała na wskroś rockowo.



Był to jeden z najpopularniejszych i chyba najlepszych zespołów rockowych byłej Jugosławii. Jego założycielem i liderem był Goran Bregović. Co ciekawe, ów młody człowiek wcześniej nie wykazywał szczególnych talentów muzycznych. Wprawdzie swą edukację rozpoczął w klasie skrzypiec, jednak już w drugiej klasie szkoły muzycznej podziękowano mu za dalszą współpracę. W ósmej klasie podstawówki nauczył się grać na gitarze (by robić wrażenie na dziewczynach) i założył swój pierwszy bezimienny zespół. W ogólniaku został członkiem grupy Beštije. W 1972 roku, w Sarajewie sformował Bijelo Dugme. Mimo różnych zawirowań grupa od połowy lat siedemdziesiątych i niemal całe osiemdziesiąte dzierżyła prymat, nadając ton jugosłowiańskiej muzyce rockowej. W tym czasie wydali dziewięć albumów studyjnych i trzy koncertowe, które osiągnęły łączny nakład przekraczający piętnaście milionów egzemplarzy. Grupa Bregovica zainspirowała dynamiczny rozwój jugosłowiańskiego rocka, stając się czołowym przedstawicielem sarajewskiego pop-rocka, nazywanego też „shepperd's rock” (czyżby od beczenia owiec, otwierającego ich debiutancki album?). Goran Bregović opuścił Jugosławię na początku wojny i zamieszkał w Paryżu. Także później okazał się płodnym kompozytorem, zwracając się w stronę specyficznie pojętej „world music”. Zasłynął muzyką do filmów Emira Kusturicy Czas Cyganów (1988), Arizona Dream (1993) i Underground (1995). W Polsce nagrywał z Krzysztofem Krawczykiem i Kayah, łącząc elementy bałkańskiej muzyki ludowej, elektroniki i rocka.


Do dziś bywa postacią kontrowersyjną. W 2015 roku organizatorzy Life Festivalu w Oświęcimiu odwołali jego koncert, protestując przeciwko występom na Krymie w Sewastopolu oraz po jego wypowiedziach dystansujących się od potępienia zbrojnej interwencji Rosji na Ukrainie i aneksji Krymu. Mimo tych kontrowersji Bijelo Dugme jest nadal popularny nie tylko na terenach dawnej Jugosławii i wśród jugosłowiańskiej emigracji na świecie. Ma również wielu sympatyków w naszym kraju. Potwierdzają to liczne reedycje ich pojedynczych płyt oraz całych antologii w postaci ekskluzywnych boksów, a koncerty nadal przyciągają rzesze fanów. W 2015 na każdy z występów na stadionach w Sarajewie i Zagrzebiu przybyło ponad sześćdziesiąt tysięcy widzów.


Ważną postacią Bijelo Dugme był ich wokalista Zeljko Bebek. Początkowo śpiewał w grupie Kodeksi, wówczas jednym z najpopularniejszych zespołów w Sarajewie. Grupa poszukiwała basisty. Zeljko zauważył Gorana na jednym z koncertów Beštija i polecił go kolegom z zespołu, który miał już za sobą koncerty w Dubrowniku i Neapolu. W Kodeksi Goran chwycił za gitarę solową. Grupa wówczas inspirowała się muzyką Cream, Led Zeppelin i Black Sabbath. Taki styl niezbyt podobał się odbiorcom wczasowych kurortów, którzy oczekiwali folkowych utworów z Europy Wschodniej w stylu Kazaczoka, stąd też wyrzucano ich z kolejnych klubów. Nic dziwnego, że w zespole narastały nieporozumienia. Podczas prób poszukiwania nowego stylu rozczarowany i obrażony Zeljko zostawia kolegów i jesienią 1970 roku wraca do Sarajewa. Niespełna rok później otrzymał powołanie do służby w Jugosłowiańskiej Armii Ludowej. Pozostali próbowali grać jeszcze przez pół roku pod zmienioną nazwą, jednak ostatecznie perkusista Milić Vukašinović wyjechał do Londynu, a Goran zapisał się na wydział filozofii. Jesienią 1971 roku z inicjatywy Ismeta Arnautalicia, Goran Bregović wraz z Zoranem Redžiciem i perkusistą Gordanem Matrakiem oraz wokalistą Zlatko Hodnikiem założyli zespół Jutro. Tam Goran po raz pierwszy spróbował swoich sił jako kompozytor. Tuż przed pierwszymi występami w 1972  Bregović postanowił odezwać się do Željko Bebka, mimo że przez rok nie mieli ze sobą kontaktu. Po nagraniu pierwszego singla o Bebeka upomniała się armia, a podczas jego nieobecności grupa nagrała cztery kolejne piosenki: If I Were a White Button, On Saturday Little, Na vrda brda vrba mrda i Hop-cup. Dwie pierwsze wydano na singlu na początku 1973 roku. Bebek po powrocie z wojska w marcu 1973 wrócił do zespołu. Grupę jednak pozostawił Ismet Arnautalic, zabierając ze sobą prawo do nazwy. Pozostali muzycy, odwołując się do popularności swego pierwszego singla If I Were a White Button (Gdybym był Białym Guzikiem) nazwali się Bijelo Dugme. Do nazwy dodano odpowiednie logo i tak wystartowała legenda! Zespół czekały jeszcze zmiany personalne, po czym podpisano pięcioletni kontrakt z Jugotonem. Pierwszy duży koncert grupa zagrała na festiwalu BOOM w Lublanie, w maju 1974 roku. W tym samym roku wydali swój pierwszy duży album Kad bi' bio bijelo dugme (Gdybym był Białym Guzikiem). Rok później ruszyli w wielką trasę po Jugosławii. Już wówczas uważano ich  za najpopularniejszy jugosłowiański zespół rockowy. Drugi album Šta bi dao da si na mom mjestu (Co byś dał, gdybyś był mną) kapela chcąc zapewnić sobie najlepsze warunki pracy nagrała w 1975 roku w Londynie.


Produkcją zajął się  Neil Harrison, który wcześniej współpracował z Cockney Rebel. Płyta przyniosła kolejne hity i mimo wyższej niż zwykle ceny odniosła ogromny sukces komercyjny, sprzedając się w ponad dwustutysięcznym nakładzie. W kwietniu 1976 roku grupa zaplanowała występy dla jugosłowiańskich fanów w Ameryce. Koncerty ostatecznie odwołano, ale zespół i tak wyjechał do USA by nagrać tam kolejne hity. Niestety, w kraju pojawiły się zastrzeżenia natury politycznej, oskarżające grupę o uleganie zachodnim wzorcom. By uciąć podobne spekulacje muzycy wzięli udział w młodzieżowej akcji „Kozara 76”, skąd wrócili z odznaczeniami... W Jugosławii doszło nawet do powstania zjawiska „dugmemanii”. Grupa w ciągu roku dawała ponad dwieście koncertów.



Trzeci album Eto! Baš hoću! (Tutaj! Naprawdę!) ponownie nagrano w Londynie z Harrisonem jako producentem i Željko Bebkiem grającym na również na basie. Płyta ukazała się w grudniu 1976 roku. Znalazły się na niej utwory inspirowane hard rockiem i folklorem. Szczytowy okres kariery zespołu przypadał na koniec lat siedemdziesiątych – wówczas ukazał się  album Bitanga i princeza (1979), uznany za najbardziej dojrzały w okresie współpracy z pierwszym wokalistą grupy – Željko Bebekiem.



W 1980 roku zdyskontowali go płytą Doživjeti Stotu (Dożyć setki). W odróżnieniu od utworów z wcześniejszych płyt, które powstały na długo przed nagraniem albumu, repertuar na ten krążek powstał w trakcie pracy w studiu. Muzyków goniły terminy (umówiony mastering w Londynie), stąd też Bregović pisząc teksty wspomagał się kokainą by nie zasnąć… W połowie lat osiemdziesiątych Bregović i Bijelo Dugme jeszcze odważniej sięgnęli do bałkańskiej tradycji ludowej. Przyniosło to kolejną falę popularności i kolejne rekordy nakładów płyt, dochodzące do sześciuset tysięcy egzemplarzy.


Po odejściu Bebka nowym wokalistą Bijelo Dugme został mało znany Mladen Vojičić "Tifa",  były członek grup Top i Teška Industrija. Jedyna płyta nagrana z jego udziałem ukazała się w grudniu 1984 roku i nosiła tytuł po prostu Bijelo Dugme. Tifa niestety nie wytrzymał presji, nagłej sławy oraz skandalu medialnego związanego z LSD i opuścił zespół. Jego miejsce zajął Alen Islamović, były wokalista Wild Strawberries. Schyłek lat osiemdziesiątych to jeszcze wyraźniejszy zwrot Bregovića w stronę tradycji ludowych.



W 1986 roku ukazała się płyta Pljuni i zapjevaj moja Jugoslavijo (Spluń i śpiewaj moja Jugosławio), a dwa lata później Ćiribiribela, zwiastując kierunek, w jakim miała potoczyć się dalsza kariera Bregovića, czyli mariaż rocka i muzyki bałkańskiej. Okładka tej ostatniej, przestawiająca arkę Noego okazała się prorocza. Potop nadchodził, wojna w Jugosławii wybuchła dwa i pół roku później.


Historia Białego Guzika jest pełna zaskakujących zwrotów, prowokacji i nierzadko kontrowersji. Fakty jednak pozostają bezsporne – już dwa lata po swym debiucie zespół zapełniał największe sale w całej Jugosławii, dając często po kilka koncertów w tym samym miejscu. W 1977 roku zagrali w Belgradzie dla ponad stu tysięcy osób, ustanawiając niebotyczny rekord frekwencji na wiele lat. Goran Bregović w doskonały sposób odpowiadał na zapotrzebowanie młodych Jugosłowian, bezbłędnie wyczuwając ducha epoki. Grupa potrafiła dostosować się na przełomie dekad do rodzącej się stylistyki nowofalowej, a jednocześnie pozostając wierna klasycznej muzyce rockowej, ubarwionej bałkańskim folklorem. O każdej z płyt można sporo napisać, jednak wówczas ów tekst rozrósłby się ponad miarę. Zainteresowanych odsyłam do książki Grzegorza Brzozowicza Goran Bregović. Szczęściarz z Sarajewa (1999). Bijelo Dugme jest dziś niekwestionowaną legendą, dowodzącą, że za „żelazną kurtyną” rock potrafił wzbudzać niemałe emocje. Ich twórczość nie była może kamieniem milowym w historii muzyki, ale pokazała, że da się śpiewać w ojczystym języku i czerpać z rodzimego folkloru, wywołując przy tym prawdziwie rockowe emocje.


W Polsce pod koniec lat dziewięćdziesiątych Sonic Records wydał dwie płyty, będące kompilacją z czasów, gdy wokalistą grupy był Željko Bebek. Na fali popularności muzyki z byłej Jugosławii pojawiła się jeszcze składanka „Jugoton w oryginale”. By jednak w pełni poznać fenomen Białego Guzika warto sięgnąć  po wydany przez Croatia Records atrakcyjnie wydany boks, zawierający dziewięć studyjnych płyt zespołu oraz dwupłytową kompilację rarytasów. Całość została zremasterowana w 2014 roku w studiu Abbey Road. Choć dla niektórych być może nieco "trącić myszką", to jednak brzmi świetnie.

słuchacz 







2 komentarze:

  1. ech te czssy szpulowców i kaseciaków. W tamtych czasach polowałem na nagranie "Hup Cup", które było pewnego rodzaju przebojem w PRL, ale niestety nie udało mi się na nie trafić, dopiero w Chorwacji kupiłem box z 6 pierwszymi płytami (mniejszy niż ten tu opisywany). W listopadzie 2019 byłem na koncercie Gorana Bregovica we Wrocławiu, gdzie miał też grać utwory Bijelo Dugme, ale mimi ze Goran zapowiadła że będzie grał utwory z "dobrych starych komunistycznych czasów, gdy wszyscy byliśmy młodzi" to Hup-cup nie było, nie rozpoznałem też za bardzo innych nagrań Bijelo Dugme, bo aranże i orkiestra były właśnie takie "Bałkańskie". Oczywiście grali super, ale za BD tęsknota pozostała.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do wielu z nich współcześnie wracam właśnie z powodu nostalgii. Cóż nam pozostało... :-)

      Usuń