piątek, 6 października 2017

Live at Pompeii - David Gilmour





Kilka tygodni temu ukazała się czwarta koncertowa płyta w dorobku Davida Gilmoura, dokumentująca jego ostatnią trasę. Album nosi tytuł Live at Pompeii. Przypomnę, że podstawowa dyskografia artysty liczy osiem pozycji, z czego jak widać połowa została zrealizowana na żywo. Dwa tygodnie wcześniej premierę tegoż wydawnictwa poprzedziła prezentacja kinowa. 13 września, w jedną tylko noc zorganizowano specjalny pokaz w ponad dwóch tysiącach kin na świecie. Wśród wybranych placówek znalazło się także bydgoskie Multikino. Mimo sporej pokusy zdecydowałem, że poczekam na płytę i obejrzę koncert w zaciszu domowym. Było warto. Przyjemność dało się podzielić na dłużej, zresztą wersja kinowa okazała się uboższa aż o siedem utworów, a przecież pozostały jeszcze dodatki...





Blisko pół wieku temu Adrian Maben wpadł na pomysł sfilmowania koncertu grupy Pink Floyd. Nie była to myśl szczególnie oryginalna. W latach siedemdziesiątych wersje kinowe koncertów rockowych, dokumentujących również reakcję publiczności pojawiały się znacznie częściej niż obecnie. Dość wspomnieć film Michaela Wadleigha z 1970 roku, zrealizowany na festiwalu Woodstock. Ta ponad trzygodzinna relacja została rok później nagrodzona Oscarem za najlepszy dokument pełnometrażowy. Maben chciał uniknąć powielania typowych pomysłów. Początkowo zaproponował by powiązać muzykę zespołu z obrazami Magritte'a, de Chirico, Tinguely'ego i Christo. Odbył nawet wstępną rozmowę, jednak przypadek sprawił, że idea ewoluowała w zupełnie innym kierunku. 
Podczas wakacji we Włoszech reżyser znalazł się późnym wieczorem na terenie ruin amfiteatru w Pompejach. Urzekła go niesamowita sceneria, panująca wokół cisza i klimat tego miejsca. Wyobraził sobie, że pośród kamiennych murów i bez publiczności muzyka Pink Floyd zabrzmi najpełniej. Pomysł okazał się trafiony i spodobał się zespołowi.



Zdjęcia zrealizowano w październiku. Ekipie sprzyjało naturalne światło, zwłaszcza poranne i przedwieczorne. Wszystko to sprawiło, że twórcy mieli świadomość uczestnictwa w wyjątkowym wydarzeniu. Film, nie tylko dzięki muzyce odniósł spory sukces, także kasowy. W jakimś sensie Maben przywrócił Pompejom drugie życie. Pojawiła się nowa, całkiem spora grupa zwiedzających, których nie interesuje antyczny zabytek, lecz miejsce historycznego koncertu Pink Floyd. Młodzi ludzie chcą położyć swe gitary w miejscu, gdzie stał David Gilmour…



David lubi niesamowite miejsca. Chce, aby fani wiązali swe wspomnienia nie tylko z muzyką, ale i ze scenerią. Między innymi dlatego dziesięć lat wcześniej trafił do Stoczni Gdańskiej – tam gdzie narodził się polski ruch solidarnościowy. Wie, że to budzi w widzach dodatkowe emocje, które udzielają się także muzykom. W Gdańsku, w trakcie wykonywania Echoes zaowocowały one niesamowitym porozumieniem, przełożonym na muzyczny dialog pomiędzy nim a Richardem Wrightem. Dzięki temu udało się zarejestrować wersję przebijającą jakiekolwiek inne wykonanie, ze studyjnym włącznie. Od tego czasu, po śmierci Ricka, Gilmour nie wykonuje już tego utworu na żywo. Wie doskonale, że tamtych emocji nie da się już powtórzyć.



Po wielu latach gitarzysta Pink Floyd ponownie stanął w cieniu Wezuwiusza, na arenie amfiteatru w Pompejach. Tym razem prócz muzyków i ekipy filmowej towarzyszyła mu publiczność. Przez dwie lipcowe noce ponad dwa i pół tysiąca osób stało dokładnie tam, gdzie dwadzieścia wieków wcześniej toczyły się walki podziwiane przez rzymskich patrycjuszy. Widzów nie odstraszyła nawet oficjalna cena biletów (350 €, o czarnym rynku nawet nie wspominam). Chcieli zobaczyć Gilmoura właśnie w tym miejscu, mimo iż wcześniej zagrał w Weronie i na rzymskim Circus Maximus za znacznie mniejsze pieniądze. Nic dziwnego, dla fanów Pink Floyd ten amfiteatr ma wyjątkową magię. Nie jest wielki. Eliptyczna arena ma długość zaledwie sześćdziesięciu siedmiu metrów i szerokość trzydziestu pięciu. Trybuny mogły niegdyś pomieścić dwadzieścia tysięcy widzów. To mniej niż połowa pojemności rzymskiego Koloseum. Obecnie, pokryte wulkanicznym pyłem i częściowo zarośnięte i tak pozostały puste. Otoczony obrotowymi reflektorami okrągły ekran, znany z koncertów Pink Floyd oraz niewielka odkryta scena zajęła niewielką przestrzeń po jednej stronie areny. Na pozostałej części stała publiczność. Patrzącemu z góry wydawać się mogło, że wszyscy zgromadzeni stoją we wgłębieniu wielkiego półmiska. Na jego górnym obwodzie umieszczono reflektory, a trawiaste wnętrze wykorzystano do laserowych projekcji i efektów specjalnych. Powstała niezwykła sceneria, nieznana z innych koncertów. Oryginalny sposób wykorzystania świateł i efektów specjalnych sprawiał wrażenie zapadające na długo w pamięć. Podczas finałowego Run Like Hell efekty były tak oślepiające, że cały zespół występował w okularach przeciwsłonecznych…



W programie znalazło się osiem utworów z dwóch ostatnich solowych płyt Davida Gilmoura oraz trzynaście nieśmiertelnych klasyków z repertuaru Pink Floyd. Zespół towarzyszący artyście chyba nigdy dotąd nie brzmiał tak jak wówczas. Widać było wyjątkowe porozumienie wszystkich muzyków i radość, jaką czerpali ze wspólnego występu. Program otworzyła nastrojowa kompozycja 5 A.M. z Rattle That Lock. Tuż za nią zabrzmiał (podobnie jak na studyjnym albumie) dynamiczny utwór tytułowy. David zagrał w nim na jednej ze swych najstarszych, najbardziej lubianych i cenionych gitar – modelu '55 Fender Esquire, nazywanym Workmate. To właśnie z nią sfotografował się na tylnej okładce About Face, swej drugiej studyjnej płyty, z 1984 roku. Najczęściej jednak jest kojarzony z modelem Black Strat, kupionym w 1970 roku, w słynnym sklepie muzycznym Manny's Music, w Nowym Jorku. To bodaj najbardziej rozpoznawalna gitara w dziejach rocka. Kupiony 
w tym samym miejscu zaledwie kilka tygodni wcześniej również czarny Fender Stratocaster został skradziony z resztą sprzętu Pink Floyd, a zaplanowana wówczas trasa po USA musiała zostać odwołana. Gilmour gra też chętnie na modelu Vintage '57 Strat, w kolorze czerwonego jabłka. Ma zresztą w swej kolekcji (jak twierdzą znawcy tematu) ponad setkę instrumentów.



Wróćmy jednak do muzyki. Program koncertu w zasadzie niewiele odbiegał od tego, czego w ramach światowej trasy promocyjnej mogli posłuchać fani 25 czerwca 2016 na placu Wolności we Wrocławiu. W zasadzie polski koncert był nawet bogatszy, bowiem pojawiła się na nim trzydziestoosobowa orkiestra Narodowego Forum Muzyki Filharmonii Wrocławskiej, prowadzona przez Zbigniewa Preisnera, a w utworze The Girl In The Yellow Dress gościnnie zagrał znakomity pianista Leszek Możdżer. Obaj już wcześniej współpracowali z Gilmourem, przy nagraniach jego dwóch ostatnich płyt, a także dziesięć lat wcześniej - podczas koncertu w Gdańsku. Tych akcentów w Pompejach nie było, jednak spore fragmenty występu z Wrocławia znalazły się w materiałach dodatkowych wydawnictwa.



Można odnieść wrażenie, że wielkim nieobecnym podczas tego spektaklu był Rick Wright, choć - w co pragnie wierzyć także David - jego duch był tam przez cały wieczór. Wydawało się, że wykonany wówczas utwór Shine On You Crazy Diamond poświęcony był bardziej jemu niż Sydowi Barrettowi. Uwagę przykuwa także niezwykłe wykonanie kompozycji The Great Gig in the Sky, w zupełnie innej aranżacji, raczej rzadko grane na żywo. Dawna wokaliza Clare Torry została przearanżowana na trzy głosy, w tym jeden męski. Pojawiło się też niesamowite solo wyczarowane przez Davida na steel guitar. Po zakończeniu Gilmour powiedział: „To była piosenka napisana przez Richarda Wrighta, wiele lat temu. A oto pieśń o nim...” Po tych słowach amfiteatr wypełniły delikatne dźwięki A Boat Lies Waiting (również z ostatniej studyjnej płyty). Cały program był wyważonym połączeniem nowszych utworów Davida i floydowej klasyki, która mimo wszystko budziła żywszą reakcję publiczności. Warto zwrócić uwagę na One Of These Days, jedyny utwór, który Pink Floyd nagrał w tym miejscu czterdzieści pięć lat wcześniej. Koncert tradycyjnie zakończyła niemal diabelska wersja Run Like Hell, repryza Time/Breathe z Ciemnej Strony oraz jak zwykle genialne wykonanie Comfortably Numb.



Całość sfilmował Gavin Elder, współpracujący z Gilmourem już od dość dawna. Wśród zaproszonych gości pojawił się także Adrian Maben, reżyser filmu sprzed kilkudziesięciu lat, który przygotował w podziemiach amfiteatru okolicznościową wystawę fotogramów. Album David Gilmour: Live at Pompeii dostępny jest w wielu różnych formatach: 2 CD, 2 DVD oraz Blu-ray. Amatorów czarnych krążków z pewnością usatysfakcjonuje wersja na czterech winylach, ja jednak polecam edycję deluxe, czyli 2 CD + 2 BR, zawierającą mnóstwo materiałów dodatkowych, w tym obszerne fragmenty koncertów z Ameryki Południowej oraz z Wrocławia, a także kilka filmów dokumentalnych. W pudełku znaleźć można również kilka niespodzianek poligraficznych. Całość jest świetnym portretem artysty w wyjątkowym otoczeniu i z doskonałym zespołem. I podobno nie jest to jego ostatnie słowo...


słuchacz






1 komentarz:

  1. ....szkoda, że nie miałem możliwości bycia na tym koncercie, właśnie w Pompejach, ale byłem we Wrocławiu, to nawet nieco bliżej, lecz bez antycznego amfiteatru, za to z jakimiś tężniami dosłownie "przed nosem"......Film, a raczej duży fragment koncertu z Pompejów w Multikinie był dla mnie bardzo udanym wieczorem, 13.09.2017....Mogliby Muzycy, częściej takie filmy kręcić....Ta Muzyka jest Jedyna i niepowtarzalna i niech taka zostanie, na wieki......

    OdpowiedzUsuń