Ubywa gwiazd ze świata rocka. Kolejni znani muzycy i wokaliści, przekraczając symboliczną smugę cienia, stają w szeregach największej orkiestry. Nie jest to niczym niezwykłym, wszak zjawisko umierania dotyka wszystkich środowisk w takim samym stopniu, jednak niewątpliwie widoczne jest bardziej, gdy dotyka osób znanych. Niestety, w ostatnim czasie śmierć coraz częściej zabiera artystów, którzy przed laty tworzyli oblicze rocka w różnych jego odsłonach. Lista pęcznieje, nie tak dawno znalazł się na niej David Bowie, Greg Lake, Keith Emerson, Edgar Froese, Piotr Grudziński, George Michael. Kilka dni temu do tej listy dołączył Chris Cornell, najczęściej kojarzony z zespołem Soundgarden oraz Audioslave. Wprawdzie pojawiają się nowe obiecujące postacie, jednak każde odejście jest bolesne, trudno się z nim pogodzić i każde pozostawia trudne do zapełnienia miejsce.
Dziś chciałbym przypomnieć postać Johna Wettona, który zaledwie pięć miesięcy temu dołączył do wspomnianej niebieskiej orkiestry. Być może nie wszystkim był znany, jednak jego dorobek jest imponujący. Współtworzył wiele legendarnych płyt, które trafiły do kanonu klasycznego rocka. Miał szczęście grać w wielu znaczących zespołach, często stanowiąc ważne ogniwo w ich klasycznych składach. Był świetnym basistą, obdarzonym także zapadającym w pamięć głosem. Kilkakrotnie koncertował w Polsce. Ci, którym dane było go poznać twierdzą, że był uroczym człowiekiem. Zmarł pokonany przez nowotwór, w wieku zaledwie sześćdziesięciu siedmiu lat.
John Wetton z powodzeniem kontynuował także karierą solową. Wydał osiem albumów firmowanych własnym nazwiskiem (tu trzeba wskazać na Arkangel, Battle Lines czy Rock Of Faith) oraz tuzin dokumentujących udane koncerty. Nomansland, jedna z jego szczególnie mi bliskich płyt koncertowych została zarejestrowana w murach bydgoskiej Filharmonii Pomorskiej oraz w Krakowie. W Bydgoszczy gościł trzykrotnie: 12 maja 1998 r. na scenie filharmonii, pięć lat później, 13 kwietnia 2003 z akustycznym występem w Kinoteatrze oraz w listopadzie 2009 roku, w ramach jubileuszowej trasy grupy UK.
Album Nomansland oddaje atmosferę koncertu, dokumentuje też ciepłe przyjęcie, zgotowane przez polską publiczność. Szkoda, że nie byłem na tym koncercie. Próbuję wyobrazić sobie jego atmosferę, zwłaszcza chwile, gdy wybrzmiewały tam nuty nieśmiertelnego Starless... Było też crimsonowskie Easy Money oraz The Night Watch. To troszkę tak, jak gdyby Robert Fripp ze swoją ekipą z lat siedemdziesiątych zagościł w murach bydgoskiej świątyni muzyki, wszak głos wokalisty nie zmienił się aż tak bardzo. Cóż, pozostała mi płyta, do której lubię wracać. Myślę, że Wetton dobrze się czuł w naszym kraju i chętnie tu przyjeżdżał. Świadczą o tym ciepłe słowa, których nie szczędził naszej publiczności na okładkach swych płyt. Myślę, że doceniał to jak ludzie odbierali jego muzykę i ile ona dla nich znaczyła. (Tylko skąd w Filharmonii Pomorskiej czerwone siedzenia, skoro od zawsze były zielone... No dobrze, nie czepiajmy się szczegółów.)
Program koncertów zwykle zawierał wybór dokonań Wettona z różnych okresów jego działalności. Składał się z utworów z repertuaru grup Asia, King Crimson, UK, a także obejmował jego kompozycje solowe. Można to prześledzić na wspomnianej płycie Nomansland, a także analizując późniejsze o pięć lat wydawnictwo AGENDA / AMORATA / AMATA. Na tę drugą materiał zarejestrowano podczas koncertu artysty w Krakowie, w 2003 roku i wydano go w atrakcyjnym zestawie, składającym się z płyty DVD (Amorata) i odpowiednika na CD (Agenda). Dodatkowa płyta CD (Amata) zawierała akustyczny występ artysty, zarejestrowany głównie podczas kilku polskich koncertów. Johna Wettona na scenie wspomagali John Mitchell (g, v), Martin Orford (k, v) oraz Steve Christey (dr). Część nosząca tytuł Amata ma charakter kameralny, bez udziału perkusji.
Myślę, że oba wydawnictwa, które dzieli wprawdzie pięć lat w dużym stopniu oddają spuściznę po tym niezwykłym artyście. Pokazują jego portret na żywo, dokumentują pasję i uczucia jakie wkładał w to co robił. Komponował w ramach zespołów, których był członkiem, tworzył też na własny rachunek. Zawsze był sobą - ciepłym i życzliwym człowiekiem, mającym dystans do tego co robi. Wiem, że nie wymieniłem wszystkich jego dokonań. Starczyłoby tego dla kilku innych twórców. A on i bez tego był wielki.
Dziś chciałbym przypomnieć postać Johna Wettona, który zaledwie pięć miesięcy temu dołączył do wspomnianej niebieskiej orkiestry. Być może nie wszystkim był znany, jednak jego dorobek jest imponujący. Współtworzył wiele legendarnych płyt, które trafiły do kanonu klasycznego rocka. Miał szczęście grać w wielu znaczących zespołach, często stanowiąc ważne ogniwo w ich klasycznych składach. Był świetnym basistą, obdarzonym także zapadającym w pamięć głosem. Kilkakrotnie koncertował w Polsce. Ci, którym dane było go poznać twierdzą, że był uroczym człowiekiem. Zmarł pokonany przez nowotwór, w wieku zaledwie sześćdziesięciu siedmiu lat.
Aktywność Johna Wettona jest przykładem bodaj najciekawszej i najbardziej zróżnicowanej kariery w historii progresywnego rocka. Jego nazwisko wiąże sie z wieloma zespołami, jak choćby: Family, Roxy Music, King Crimson, Uriah Heep, Wishbone Ash, Asia i UK. Do King Crimson dołączył wypełniając lukę po odejściu Grega Lake’a. Z ekipą Roberta Frippa nagrał kilka płyt, zaliczanych do ścisłej karmazynowej klasyki: Larks' Tongues In Aspic (1973), Red (1974), Starless And Bible Black oraz USA (obie 1975). Równolegle działał w kilku innych projektach, m.in. współpracował z Brianem Ferry (przy nagraniu czterech albumów) oraz Roxy Music (Viva! 1976). Wydał dwie płyty z Peterem Banksem, byłym gitarzystą Yes, nagrywał z Gordonem Haskellem, Brianem Eno, Philem Manzanerą i Peterem Sinfieldem. Współpracował z rockową formacją Uriah Heep, z którą nagrał dwie ważne płyty - Return to Fantasy (1975) oraz High and Mighty (1976) W 1981 roku pojawił się na krążku Number the Brave, firmowanym przez Wishbone Ash.
W latach 1980-2003 wydał osiem solowych albumów studyjnych oraz dwanaście zrealizowanych podczas koncertów. To nie wszystko, lista jego dokonań jest znacznie dłuższa. W latach 1977–1980 oraz 2011–2015 współtworzył grupę UK, która początkowo tworzyła muzykę zaliczaną do kanonu rocka progresywnego. Warto przypomnieć tę formację wirtuozów, tworzących ciekawą i barwną muzykę. Jest jeszcze rozdział z napisem Asia. W skład tego zespołu utworzonego w 1981 roku prócz Wettona wchodził Steve Howe (Yes), Carl Palmer (ELP) oraz Geoffrey Downes (Yes i Buggles). Muzycy w późniejszym okresie zmieniali się, jednak twórczość formacji była dość odległa od stylistyki kojarzonej ze wspomnianymi nazwiskami. Mimo to grupa odniosła sukces, sprzedano ponad dziesięć milionów egzemplarzy debiutanckiego albumu, zatytułowanego po prostu Asia. W USA płyta dotarła do pierwszego miejsca listy najlepiej sprzedawanych krążków, zaś w Wielkiej Brytanii zajęła piętnaste miejsce. Po roku John Wetton odszedł z zespołu, jednak później kilkakrotnie doń powracał. Mimo starannej produkcji ich twórczość niezbyt mnie przekonywała. Grupa po nagraniu trzeciego albumu zawiesiła działalność. Na początku lat dziewięćdziesiątych reaktywowała się, wydając łącznie kilkanaście płyt studyjnych i ponad trzy dziesiątki koncertowych. Mimo zmian składu muzycy konsekwentnie podtrzymywali obraną stylistykę, tworząc muzykę z pogranicza hard rocka i pop. Nagrali sporo utworów, które pozostały w pamięci fanów. Najbardziej znane to Heat of the Moment, Wildest Dreams, Don't Cry i The Smile Has Left Your Eyes.
John Wetton z powodzeniem kontynuował także karierą solową. Wydał osiem albumów firmowanych własnym nazwiskiem (tu trzeba wskazać na Arkangel, Battle Lines czy Rock Of Faith) oraz tuzin dokumentujących udane koncerty. Nomansland, jedna z jego szczególnie mi bliskich płyt koncertowych została zarejestrowana w murach bydgoskiej Filharmonii Pomorskiej oraz w Krakowie. W Bydgoszczy gościł trzykrotnie: 12 maja 1998 r. na scenie filharmonii, pięć lat później, 13 kwietnia 2003 z akustycznym występem w Kinoteatrze oraz w listopadzie 2009 roku, w ramach jubileuszowej trasy grupy UK.
Album Nomansland oddaje atmosferę koncertu, dokumentuje też ciepłe przyjęcie, zgotowane przez polską publiczność. Szkoda, że nie byłem na tym koncercie. Próbuję wyobrazić sobie jego atmosferę, zwłaszcza chwile, gdy wybrzmiewały tam nuty nieśmiertelnego Starless... Było też crimsonowskie Easy Money oraz The Night Watch. To troszkę tak, jak gdyby Robert Fripp ze swoją ekipą z lat siedemdziesiątych zagościł w murach bydgoskiej świątyni muzyki, wszak głos wokalisty nie zmienił się aż tak bardzo. Cóż, pozostała mi płyta, do której lubię wracać. Myślę, że Wetton dobrze się czuł w naszym kraju i chętnie tu przyjeżdżał. Świadczą o tym ciepłe słowa, których nie szczędził naszej publiczności na okładkach swych płyt. Myślę, że doceniał to jak ludzie odbierali jego muzykę i ile ona dla nich znaczyła. (Tylko skąd w Filharmonii Pomorskiej czerwone siedzenia, skoro od zawsze były zielone... No dobrze, nie czepiajmy się szczegółów.)
Program koncertów zwykle zawierał wybór dokonań Wettona z różnych okresów jego działalności. Składał się z utworów z repertuaru grup Asia, King Crimson, UK, a także obejmował jego kompozycje solowe. Można to prześledzić na wspomnianej płycie Nomansland, a także analizując późniejsze o pięć lat wydawnictwo AGENDA / AMORATA / AMATA. Na tę drugą materiał zarejestrowano podczas koncertu artysty w Krakowie, w 2003 roku i wydano go w atrakcyjnym zestawie, składającym się z płyty DVD (Amorata) i odpowiednika na CD (Agenda). Dodatkowa płyta CD (Amata) zawierała akustyczny występ artysty, zarejestrowany głównie podczas kilku polskich koncertów. Johna Wettona na scenie wspomagali John Mitchell (g, v), Martin Orford (k, v) oraz Steve Christey (dr). Część nosząca tytuł Amata ma charakter kameralny, bez udziału perkusji.
Myślę, że oba wydawnictwa, które dzieli wprawdzie pięć lat w dużym stopniu oddają spuściznę po tym niezwykłym artyście. Pokazują jego portret na żywo, dokumentują pasję i uczucia jakie wkładał w to co robił. Komponował w ramach zespołów, których był członkiem, tworzył też na własny rachunek. Zawsze był sobą - ciepłym i życzliwym człowiekiem, mającym dystans do tego co robi. Wiem, że nie wymieniłem wszystkich jego dokonań. Starczyłoby tego dla kilku innych twórców. A on i bez tego był wielki.
słuchacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz