piątek, 20 maja 2016

Atomowy Kogut w sosie a’la PRL








Druga z tajemniczych płyt, o których pisałem tydzień temu, to wydana w 1975 roku przez Polskie Nagrania kompilacja nagrań grupy Atomic Rooster. W rodzimej Anglii, na początku lat siedemdziesiątych nazwa ta miała swój ciężar gatunkowy, jednak w Polsce była szerzej nieznana. Wspomniana płyta była okrojoną o dwa utwory wersją składanki Assortment, wydanej dwa lata wcześniej przez Charisma Records. Nagrania pochodziły z trzech pierwszych albumów zespołu. Polski wydawca zadbał, by płyta nie wzbudzała emocji potencjalnych odbiorców, utajniając na kopercie zarówno wizerunek zespołu, jak i jakiekolwiek informacje o nim. Zresztą okładka zachodniego pierwowzoru była równie okropna, jakkolwiek zawierała podobizny muzyków. Jestem przekonany, że gdyby wykorzystano na niej reprodukcję obrazu Nabuchodonozor Williama Blake'a, która zdobi drugi album zespołu to jej popularność znacznie by wzrosła. 




Death Walks Behind You (1970)

Blake, zaliczany także do kręgu angielskich poetów wyklętych jest również autorem znanego aforyzmu: Gdyby drzwi percepcji zostały oczyszczone, każda rzecz jawiłaby się człowiekowi taką, jaką jest, nieskończoną. Cytat ten, inspirujący także wielu innych twórców, wyjątkowo pasuje do muzyki Atomic Rooster.


Pierwszy i drugi album zespołu:
Atomic Ro-o-oster (1970) i Death Walks Behind You (1970)

Warto wszak dodać, że cztery spośród ośmiu utworów zaczerpnięto właśnie z drugiej ich płyty, zaś sam album, zatytułowany Death Walks Behind You okazał się jednym z najwyżej ocenianych osiągnięć zespołu. Polski wydawca chciał jak sądzę zaoszczędzić dewizy i ozdobił krajowe wydanie pomarańczowym koszmarkiem. Jeśli mimo to ktoś skuszony angielską nazwą postanowił poznać jej zawartość, to czekała go dość atrakcyjna niespodzianka.

W połowie lat siedemdziesiątych płyta trafiła także na mój domowy gramofon. Przyznam, że początkowo nie wzbudziła takich emocji jak opisywany wcześniej Rare Bird, mimo to zaintrygowała. Zespół prezentował muzykę dość pokręconą stylistycznie, coś pomiędzy początkującym artrockiem, cięższymi brzmieniami rodem z Black Sabbath oraz dobrym rockowym graniem przy wtórze agresywnego basu i organów Hammonda. W efekcie powstała mieszanka hard rocka i psychodelii z elementami szaleństwa i wczesnego progresu, okraszona początkowo niezłym bębnieniem Carla Palmera. Nie brzmiała tak ciężko jak Black Sabbath, lecz mimo to była dość ponura. Dalej idące porównania mogły prowadzić do dalekich skojarzeń z Deep Purple bądź Uriah Heep, jakkolwiek zespół miał własne, indywidualne oblicze.




Trzecia i czwarta płyta:
In Hearing Of Atomic Rooster (1971) i Made In England (1972)

Atomic Rooster powstał w 1969. Założył go grający na klawiszach Vincent Crane i perkusista Carl Palmer. Obaj wywodzili się z rozwiązanego psychodelicznego zespołu The Crazy World of Arthur Brown, który dorobił się zaledwie jednej ale znaczącej płyty. Początki przyniosły wiele zmian personalnych. Przez grupę przewinęło się wielu znanych instrumentalistów. Bardzo ważny drugi album, noszący tytuł Death Walks Behind You, zarejestrowało zaledwie trzech muzyków: śpiewający gitarzysta John Du Cann, grający na organach Hammonda Vincent Crane i perkusista Paul Hammond (w międzyczasie Carl Palmer odszedł do super tria Emerson Lake & Palmer). Niestety, wszyscy trzej współtwórcy obecnie stoją już po drugiej stronie, zasilając niebieski big band. Pozostała po nich wyjątkowa płyta, dynamiczna, z zacięciem progrockowym, intrygująca także po latach wyjątkowym brzmieniem klawiszy Crane’a. Wystarczy posłuchać dwóch utworów z niej pochodzących: Death Walks Behind You z jeżącym włosy apokaliptycznym wstępem rodem z horroru i wyrazistym riffem oraz przebojowy hit Tomorrow’s Night (jedenaste miejsce w brytyjskim zestawieniu). Kompilacja Polskich Nagrań zawiera także dwa inne utwory z tej płyty - Sleeping for Years oraz I Can't Take No More. Uważam, że zarówno pierwszy jak i drugi (z naciskiem na drugi) album zespołu można śmiało zaliczyć do kanonu muzyki rockowej i obie płyty powinny znaleźć się w każdej szanującej się kolekcji miłośnika dobrych brzmień.



Piąta w dyskografii płyta zespołu:
Nice’N’Greasy (1973)

Po latach zespół nieco złagodniał i w zasadzie spadł do drugiej ligi, jednak muzyka z późniejszego okresu (poza jedną kompozycją z trzeciego albumu) nie znalazła się już na płycie Polskich Nagrań. To dobrze, dzięki temu wizerunek grupy jest bardziej spójny. Kolejne albumy: In Hearing Of Atomic Rooster (1971), Made In England (1972) oraz Nice’N’Greasy (1973) przyniosły zmianę stylu. Skład uzupełnił Chris Farlowe z grupy Colosseum. Muzyka stała się bliższa mieszaninie bluesa i funky, tracąc swój pierwotny pazur. Zabrakło chyba zdecydowanej wizji brzmienia. Wynikało to zapewne z ciągłych zmian składu, bowiem w zasadzie jedynym stałym członkiem grupy pozostał Vincent Crane, jej założyciel i organista. Szkoda też, że dręczące go napady choroby psychicznej i depresji, które w efekcie doprowadziły do samobójstwa, przedwcześnie zakończyły jego aktywność artystyczną.




Edycja Polskich Nagrań (1975)

Wydana przez Polskie Nagrania składanka nie wzbudziła wśród kupujących wielkich emocji. Pozbawiona promocji płyta miała niewielkie szanse przebicia. Słuchacze w kraju nie byli jeszcze gotowi na znaczące zmiany muzycznych upodobań. A przecież z perspektywy lat widać, że niczego tej muzyce nie brakuje. Są nośne gitarowe riffy, atrakcyjne solówki, charakterystyczne brzmienie Hammondów i mocny, wręcz charyzmatyczny wokal. Wszystkie te cechy, charakterystyczne dla wielu ówczesnych zespołów nie oznaczały, iż muzyka Atomic Rooster była wtórna. Wręcz przeciwnie, zdecydowanie wyróżniała się. Los jednak i w tym przypadku okazał się niesprawiedliwy. Zespół, mimo początkowej względnej popularności, stał się kolejnym przykładem zmarnowanego potencjału. Dobrze, że po latach ich płyty ponownie wydano. Podjął się tego niemiecki Repertoire, uzupełniając albumy o sporo materiałów dodatkowych. Pojawiło się też wznowienie przygotowane przez włoskie wydawnictwo Akarma Records, które przypomniało trzy pierwsze płyty zespołu w postaci czarnych krążków oraz przygotowało trój płytowy box CD, ze wspomnianymi albumami w wersji cyfrowej, uzupełniony o nagrania koncertowe z 1972 roku. Dla posiadaczy gramofonów ryzyko poznawcze jest niewielkie. Polski longplay można zdobyć już za kilkanaście złotych. Myślę, że warto.

słuchacz





3 komentarze:

  1. ... właśnie słucham tego graficznego koszmarka z wspaniałą porcją rocka, który to rock nic się nie zestarzał, a z chęci przypomnienia sobie "tamtych" brzmień...no i na talerzu gramofonu "Tommorow Night" pierwszy utwór na stronie B znów przeżywa swoją młodość. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny tekst. Płyty słucham, okładka koszmarek, po latach ma jednak urok wspomnienia. Muza super.

    OdpowiedzUsuń
  3. To jedna z tych pozycji, do których naprawdę warto wracać. Cieszę się, że to nie tylko moja opinia. 😊

    OdpowiedzUsuń