piątek, 18 marca 2016

Soyka, Krzysztoń… i kilka refleksji





Dokładnie dwa lata temu, 18 marca 2014 roku umieściłem pierwszy post na powołanej do życia wirtualnej Półeczce z Płytami. Choć geneza jej powstania była nieco wymuszona, jednak szybko polubiłem to miejsce. Moja aktywność początkowo podlegała z różnych względów wahaniom, jednak ostatnio bywam tu dość regularnie. Przy okazji dziękuję sympatycznej Pani Dr za inspirację. Tak więc podsumowując – dwa lata to czterdzieści postów umieszczonych na blogu i ponad siedem tysięcy wejść, przy czym zdecydowana większość to plon ostatnich kilku miesięcy. Nie są to może imponujące liczby, mnie jednak przekonują do podtrzymywania bloga przy życiu, zwłaszcza, że stał się dla mnie platformą pozwalającą dzielić nie tylko muzyczne fascynacje, ale i osobiste opinie. Wirtualna Półeczka z Płytami stała się realnym odzwierciedleniem półek z mego pokoju, zaś opisywane tytuły rzeczywiście na nich stoją. Wybierając kolejne pozycje kieruję się aktualnymi zauroczeniami, nastrojem, porą roku i wieloma, czasem trudnymi do zdefiniowania czynnikami.


część zbiorów

A jeśli mowa o nastrojach – przed nami kolejne święta. Dla chrześcijan to głębokie przeżycie wydarzeń definiujących światopogląd i stosunek do rzeczywistości, dla innych celebracja radości z budzącego się życia po zimowej przerwie. Jakkolwiek je określić – przyniosą nieco czasu na wypoczynek i refleksję. Z perspektywy ludzi wierzących – nadchodzący Wielki Tydzień będzie czasem zadumy nad śmiercią i Zmartwychwstaniem. Bez wchodzenia w szczegóły wynikające z dogmatów wiary – jest to czas tryumfu dobra nad złem i światła nad ciemnością (także w wymiarze astronomicznym).
W muzyce sakralnej okres oczekiwania na Wielkanoc ilustrują pieśni pasyjne, a ich rodowód sięga niemal początków chrześcijaństwa. Pierwsze w Polsce powstawały już w XII w. Wiele z nich jest dziś niezwykle cennymi zabytkami polskiej mowy. Niektóre, pochodzące z dawnych wieków są wykonywane w kościołach także współcześnie. Czasem, choć rzadko, bywają inspiracją dla współczesnych twórców.

Po polskie pieśni wielkopostne sięgnął w 2001 roku Stanisław Sojka (Soyka – jak kto woli). Dostrzegł ich unikalne piękno. Zarejestrował je po swojemu, lecz w sposób niezbyt odległy od oryginału. Sam powiedział o płycie: Pomyślałem wszyscy nagrywają kolędy. Są piękne. Jednak nie tylko one. Kiedy po raz pierwszy zrobiłem sobie listę tytułową stwierdziłem, że trzeba je nagrać. To niezwykły album także ze względu na udział Wiesia Czuja, wybitnego organisty, mojego kolegi z czasu studiów Zbyszka Uhuru Brysiaka czarodzieja perkusjonaliów i nade wszystko ze względu na przepiękne granie samego mistrza Tomasza Stańko.


Polskie pieśni wielkopostne - album z boxu Stanisław Soyka rocznik '59

Powstał album wyjątkowy i pełen skupienia, zawierający staropolskie pieśni postne, które przetrwały dzięki ustnym przekazom i tradycji. Jego klimat wyznacza nie tylko głos wokalisty, lecz także udział instrumentalistów. Szczególnego kolorytu nadaje utworom trąbka Tomasza Stańki. To muzyk jazzowy światowego formatu. Jak nikt inny potrafi odnaleźć się w każdej stylistyce, dodając jej unikalnego, osobistego klimatu. Staszek Sojka nie tylko śpiewa, wzbogaca też nagrania o brzmienie instrumentów klawiszowych i skrzypce. Tematyka religijna nie jest mu obca. Często w wywiadach podkreśla swoje związki z muzyką kościelną, wywodzące się z dzieciństwa. Ma w swym dorobku zarówno Kolędy Polskie (1994) jak i pieśni oazowe, zarejestrowane na pamiętnym albumie Matko, która nas znasz... (1982), nagranej z udziałem czołowych polskich jazzmanów. Na płycie Polskie pieśni wielkopostne pokazał delikatne i wyciszone oblicze swej wokalistyki. Dzięki temu pieśni, z natury swej dość ascetyczne, w jego wykonaniu poruszają ukryte struny wrażliwości odbiorców. Niewątpliwie ich tematyka wymaga pewnego szacunku. Soyce udało się zachować ich charakter i jednocześnie nadać im indywidualny kształt. 


Polskie pieśni wielkopostne - album z boxu Stanisław Soyka rocznik '59

Subtelnie zaaranżowane melodie dały płycie wręcz kontemplacyjny klimat, bliski liturgii paschalnej. Stara prawda głosi, że kto śpiewa, ten dwa razy się modli. I taką modlitwą jest omawiana płyta. Dobrym pomysłem było umieszczenie na końcu instrumentalnej wersji pieśni Jezu Chryste - Panie miły, która jest podsumowaniem, dającym moment zadumy nad zaprezentowanym programem i pozwalającym docenić klasę zaproszonych instrumentalistów. W jednym z wywiadów Soyka powiedział, że właściwą drogą rozwoju artystycznego jest szacunek dla tradycji. Ponoć stara mistrzowska zasada brzmi: „Im prościej, tym lepiej”. W przypadku klasyki sakralnej sprawdza się doskonale.


Antonina Krzysztoń - Pieśni postne

Przy okazji tej tematyki warto jeszcze zwrócić uwagę na podobną w klimacie płytę Antoniny Krzysztoń, wydaną w 1992 roku, zatytułowaną Pieśni postne. Już wówczas była to pozycja wyjątkowa w polskiej fonografii. Artystka wykonała pieśni a capella, jedynie z towarzyszeniem delikatnych kołatek. Jej śpiew od pierwszych chwil wciąga słuchacza w zadumę i kontemplację. Jest modlitwą. Tosia wspominała o tym w rozmowie ze mną, którą przypomniałem we wpisie z 24 maja 2015 roku. Poruszające teksty zaśpiewała prosto, niemal surowo, a mimo to interpretacja wydaje się absolutnie skończona. Sprawia to jej unikalny głos. W utworach nie brakuje niczego. Jest to możliwe jedynie wówczas, gdy prawdziwy artysta niemal w całości identyfikuje się z przesłaniem. W pieśniach słychać ból, żal po utracie bliskiej osoby, zawierzenie i wreszcie ulgę w cierpieniu. Antonina zawarła w nich tajemnice cierpienia, śmierci i przemijania – uczuć znanych wszystkim ludziom – bez względu na wyznawany światopogląd. Obie płyty wymagają nieco zaangażowania i z pewnością nie zachwycą pozbawionych refleksji bezkrytycznych konsumentów popkulturowej papki.


Antonina Krzysztoń - Pieśni postne

Poruszona tematyka podsunęła mi pewną myśl. Jak brzmi odpowiedź na pytanie Piłata: „Cóż to jest prawda?” Wszystko wskazuje na to, że w wymiarze doczesnym każdy ma własną i po swojemu interpretuje to, co nas otacza. Myślę, że trafną ilustracją będzie tekst odnaleziony w zakamarkach mego biurka, stanowiący fragment nieco większej całości. Można go odczytać tradycyjnie, można też wzorem Miłosza (przepraszam za porównanie) i jego przewrotnego wiersza ku czci Stalina – od lewej do prawej przez obie kolumny łącznie. Sam dworzec jest oczywiście symbolicznym miejscem spotkań. Bywa też miejscem zderzeń różnych postaw i odmiennych interpretacji tych samych wydarzeń.




słuchacz





3 komentarze:

  1. No pięknie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłem na blog 5 grudnia 2015, po wpisie na twitterze Józefa Skrzeka o "wspaniałej półeczce". Dla mnie osobiście to najciekawszy blog o muzyce, sposób opowiadania o płytach i twórczości muzyków cechuje wrażliwość, która jest mi bardzo bliska. Do wielu wpisów lubię wracać :) Szczególnie dziękuję za Skrzeka i Niemena, w ostatnim czasie pojawiło się kilka wspisów. Pozdrawiam i życzę Radosnych Świąt Wielkanocnych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że są osoby, które podzielają mój punkt widzenia i odczuwania muzyki. Z pewnością będzie mnie to motywować. Dziękuję również za życzenia. Z okazji Świąt Wielkiej Nocy życzę także wszystkim czytelnikom wszelkiej pomyślności.
    Jak dotąd staram się publikować kolejne posty w piątki. Z uwagi na czas świąteczny najbliższy pojawi się wyjątkowo w poniedziałek.

    OdpowiedzUsuń