piątek, 4 stycznia 2019

O holowniku i gitarowej sile...








Są takie płyty, które przekonują do siebie od pierwszych dźwięków, są i takie które dopiero po jakimś czasie hipnotyzują i niepostrzeżenie wciągają w swój świat, nie pozwalając się uwolnić. Są też takie, do których mimo ponawianych prób nie potrafię się przekonać. Gdzie leży przyczyna? Nie ma tu prostych reguł, zastanawiam się nad tym fenomenem od paru dziesiątków lat. Znaczącą rolę odgrywa niewątpliwie autentyzm przekazu, ale to nie wszystko. Dobrze, gdy muzyka ma w sobie jeszcze „to coś”, magnetyczne, nieuchwytne, niedefiniowalne...





Z całą pewnością do tej pierwszej grupy zaliczę pierwszą z dzisiejszych propozycji. To album Zapomnij całe zło (2018) pochodzącej z Jasła grupy Tug Boat. Zespół działa od ponad dekady, a wspomniany krążek poprzedziły wydawnictwa Krucha Konstrukcja Umysłowa (2009), dwie EP (W Cieniu Niepamięci 2010 i Trochę Odwagi w Płynie 2011), wydany samodzielnie singiel Koan (2013) oraz Asystolia z 2014. Jak widać - nie są nowicjuszami. Sporo koncertują, zbierają nagrody. Jak grają? Ciężkie gitary, mocna, napędzająca całość perkusja i pełen emocji wokal. Niby niewiele, typowo, ale bierze. Kolejny dowód na to, że stylistykę ciężkiego rocka można definiować na wiele sposobów. Sama zabawa konwencją to zbyt mało. Rock już wielokrotnie udowodnił, że podstawą sukcesu (prócz oczywiście spójnej wizji i jakiegoś warsztatu) jest szczerość. Taka właśnie jest płyta chłopaków z Jasła. Powalająca ściana dźwięku, ale też zabawa brzmieniem. Jest szybko i zdecydowanie, choć są nieliczne i pełne finezji fragmenty liryczne. To dowód na to, że obrany kierunek traktują elastycznie.




Śpiewają po polsku i tworzą własne teksty. Piszą je wspólnie, nie siląc się na przejmujące poetyckie metafory. Mimo to każdy utwór to bolesne i bardzo intymne wyznanie. Piszą o śmierci, odrzuceniu, miłości, cierpieniu i tęsknocie. Ich twórczość to nieskrępowany krzyk młodego pokolenia, które targane kryzysami wartości i budzącymi się uczuciami próbuje znaleźć własny przepis na otaczający świat. Nie jest to łatwe, nic dziwnego, że rodzi bunt. Nie dziwi więc motto albumu „Obudź się i krzycz! Krzycz z całych sił!”, wywodzące się z utworu początek końca//127. Stylistycznie oscylują na pograniczu metalu i rocka progresywnego, tworząc jednak spójną, konsekwentną i bardzo emocjonalną całość. Mają podobne doświadczenia, rozumieją się bez słów, lecz nie idą na łatwiznę. Muzyka pozwala dać upust uczuciom. Energii mają sporo, niczym tytułowy holownik, który swą mocą jest w stanie pociągnąć fanów w niezbadane rejony. To działa niczym sprzężenie zwrotne, bo oddana i żywo reagująca publiczność nadaje sens ich twórczości i mobilizuje do dalszej pracy.



Album Zapomnij Całe Zło stworzył kwartet: Marcin „Spider” Czarnecki – śpiew, Maciek Ochałek – gitara, Leszek Ochałek – perkusja oraz Bartek Jedziniak – gitara basowa. To dobra płyta, przemyślana i szczera. Jest tu wprawdzie głośno i bez kompromisów, a jednak znalazło się miejsce dla delikatnego instrumentalnego utworu Apus, który w zadziwiający sposób wtapia się w ciężkie riffy, nie odstając od płyty i nie tworząc dysonansu. Tu brawa dla Macieja Ochałka i jego gitary. Z całości wyróżniają się też balladowe Lustra, utrzymane w nieco garażowym, surowym klimacie. Na słowa uznania zasługuje Marcin Czarnecki, prezentujący spore umiejętności wokalne i bogatą paletę nastrojów. Jak dowodzą dwa utwory bonusowe – nieźle również śpiewa po angielsku, co niewątpliwie może pomóc grupie w zdobyciu szerszego grona odbiorców. Reasumując – mimo drobnych minusów naprawdę niezła, godna polecenia płyta. Duży plus za nieskrywane emocje i szczerość przekazu. Myślę, że będę do niej wracał.



Drugi tytuł na dziś to album Diffferent Universe rzeszowskiej grupy Guitar Force. Płytę wyróżnia nieco bajkowy front okładki. Po otwarciu pudełka dowiadujemy się, że za nagrania odpowiadają trzy panie i trzech panów, czyli: Marcelina Bieniarz (v, b), Dorota Kulig (v, violin) i Antonina Rysz (v, g) oraz Jakub Całka (g), Marcin Habaj (g) i Ignacy Rudnicki (dr). W zasadzie tak zorganizowany skład już w jakiś sposób definiuje brzmienie. I tak jest w istocie. Najogólniej – mamy tu do czynienia z wypadkową rocka i lżejszego metalu, z delikatnymi akcentami progresywno-folkowymi oraz dominującym dziewczęcym wokalem. Całość wyróżniają klasycznie brzmiące partie skrzypiec, co niewątpliwie jest pewnym urozmaiceniem. Wprawdzie jak wspomniałem okładka zapowiada baśniowy świat, gdy jednak zagłębić się nieco w teksty, to tak bajkowo już nie jest. Ich tematyka nie wykracza poza niezbyt odkrywcze refleksje wchodzących w życie młodych ludzi. Jako takie z pewnością przemawiają do rówieśników. Szkoda jednak, że zaśpiewane w dość zachowawczy sposób tracą swą siłę, wynikającą choćby z braku spontanicznego i emocjonalnego przekazu. I to jest chyba podstawowa wada tego krążka, bo trudno mi kwestionować samą muzykę czy warsztat instrumentalistów.




Kompozycje są dopracowane i nieźle zagrane. Nie brak pomysłów i ciekawych solówek, szkoda tylko, że w ogólnym miksie nieco wycofanych. Brzmienie gitar również mogłoby być bardziej urozmaicone, co pozwoliłoby nadać poszczególnym utworom więcej indywidualności. Paradoksalnie, na Diffferent Universe najciekawiej wypadają kompozycje balladowe, jak choćby jedyny zaśpiewany po polsku Nurt, z ciekawą partią skrzypiec Doroty Kulig, lub anglojęzyczna White Lady, gdzie pojawia się jedynie akustyczna gitara, głos wokalistki i oczywiście… skrzypce. Taki klimat może się podobać i mam wrażenie, że tego typu utwory wokalnie bardziej leżą Marcelinie Bieniarz. Płyta jednak składa się z dziesięciu kompozycji z przewagą szybszych rytmów. Gdyby grająca jednocześnie na basie główna wokalistka zdobyła się w pozostałych numerach na większą ekspresję i zademonstrowała w swym śpiewie nieco więcej pasji, to jestem przekonany, że całość zdecydowanie na tym by zyskała. Nie wątpię w jej możliwości, gdyż na dostępnych w sieci nagraniach z koncertów i prób potrafi zademonstrować rockowy pazur.

Guitar Force działa od 2007 roku i ma spore doświadczenie. Muzycy zagrali wiele koncertów w kraju i zagranicą, mają w dorobku kilka płyt oraz profesjonalnie przygotowane teledyski. Choć pochodzą z Podkarpacia i są dobrze znani słuchaczom Radia Rzeszów, to ich popularność sięga dalej. Chętnie biorą udział w ogólnopolskich przeglądach i festiwalach, można więc założyć, że kierunek swego rozwoju mają sprecyzowany. Odnoszę jednak wrażenie, że album Diffferent Universe dokumentuje nieco wcześniejszy etap ich działalności. Płyta została zrealizowana w 2016 roku. W tym czasie zespół podpisał kontrakt z fińską wytwórnią Inverse Records, dzięki czemu zaistniał również na europejskich scenach. Mimo to album dowodzi, że dopiero poszukiwał własnego oblicza, bowiem wynikająca z nazwy gitarowa moc pozostawia niedosyt. Z pewnością nieco lepsza produkcja wydobyłaby z tego krążka drzemiący w nim potencjał.



Aktualne materiały promocyjne grupy oraz strona zespołu na FB przynosi informacje o zmianach w składzie. Obecnie Guitar Force tworzą: Marcelina Bieniarz (v), Marcin Habaj (v, g), Bartosz Siciak (g), Filip Cach (dr) oraz Krzysztof Cioch (b). Należy przypuszczać, że te zmiany wpłyną na brzmienie zespołu. Tak czy inaczej - warto zwrócić uwagę na tę rzeszowską kapelę. Z pewnością mogą jeszcze zaskoczyć.

słuchacz








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz