Nazareth Gold - wnętrze okładki |
Był maj 1984. I bynajmniej nie pachniało jak Saska Kępa u Osieckiej. Tuż obok bydgoskiego Torbydu, po drugiej stronie ulicy Ogińskiego, za obskurnym betonowym płotem znajdowały się zakłady mięsne, które wyniosły się stamtąd dopiero ćwierć wieku później. Dziś pozostały z nich zaledwie trzy zabytkowe i odrestaurowane budynki, a za nimi jedno z wielu nowoczesnych centrów handlowych. Jednak trzy dekady temu nikt z młodych ludzi nie myślał o rozwiewanych przez wiatr niezbyt przyjemnych zapachach. Uwagę wszystkich przyciągał Torbyd. Niewtajemniczonym zdradzę, że było to sztuczne lodowisko, okolone sporymi trybunami. Całość pokrywał dach, wsparty na kilku solidnych podporach. Była to więc konstrukcja otwarta, spod której często (zwłaszcza podczas meczów hokejowej ligi) dobiegał entuzjazm zgromadzonej publiczności. Tym razem spod dachu dobiegały dźwięki ostrego rocka i jedyny w swoim rodzaju, natychmiast rozpoznawalny głos wokalisty. Podobno były nawet osoby, które z okolicznych okien zarejestrowały na taśmach ów pamiętny koncert… Ja miałem szczęście znaleźć się wewnątrz obiektu – wszak okazja była niecodzienna. Bydgoszcz znalazła się na trasie pierwszego polskiego tournée grupy Nazareth. Ów szkocki hard rockowy band nigdy wprawdzie nie zdobył takiej popularności jak Deep Purple czy Led Zeppelin, jednak i tak miał w naszym kraju sporą grupę fanów, do których również się zaliczałem. Słuchałem ich od czasu, gdy poznałem Hair of the Dog, This Flight Tonight, czy choćby niesamowitą Ballad of Hollis Brown. Tę ostatnią skomponował i nagrał Bob Dylan (płyta The Times They Are a-Changin’ – 1964). Opowiadała prawdziwą historię zdeterminowanego farmera z Dakoty Południowej, który tracąc dorobek całego życia uśmiercił swoją rodzinę i siebie. Ballada o narastającej dramaturgii, śpiewana beznamiętnie przez dzisiejszego noblistę w interpretacji Dana McCafferty’ego zmieniła się w paranormalny horror… Utwór znalazł się na płycie Loud and Proud (1974). Dylan, gdy usłyszał to wykonanie, to powiedział że od teraz utwór należy do nich, gdyż on nigdy nie zaśpiewałby go w ten sposób.
Wróćmy na płytę bydgoskiego Torbydu. Jako szczęśliwy posiadacz biletu dopchałem się nie tak daleko od sceny i mogłem cieszyć się muzyką na żywo. Zespół był w doskonałej formie, mimo że stylistycznie znalazł się na rozdrożu, próbując zadowolić zarówno przychylny mu rynek amerykański, jak i znacznie bardziej oziębły brytyjski. Na koncertach pozostawali sobą, a głos Dona McCafferty’ego nadal wywoływał ciarki. Wykonali wszystkie legendarne kompozycje z moich ulubionych płyt. Na koncert udało mi się zabrać posiadanego wówczas Zenita z teleobiektywem. Zanim czujna ochrona nie pogroziła mi z daleka zdołałem w podskakującym i rozentuzjazmowanym tłumie zrobić kilka slajdów. Zważywszy na warunki i posiadany sprzęt ich jakość daleka była od ideału, jednak stanowiły i nadal stanowią cenną pamiątkę. Jeden z nich prezentuję poniżej...
Nazareth, Bydgoszcz - Torbyd, 1984 |
Nazareth do dziś dobrze kojarzy się rockowej publiczności wywodzącej się z mojego pokolenia i bynajmniej nie jest to kwestia sentymentów. Trudno ich wprawdzie porównywać z klasykami, jednak mają w swym dorobku kilka niezłych płyt. Moje ulubione pochodzą głównie z okresu 1973-75. Niemal jednym tchem wymienię tu Razamanaz (1973), Loud 'N' Proud (1974), Rampant (1974) oraz bodaj najlepszą The Hair of The Dog (1975). Z pozostałego dorobku niech będzie jeszcze Malice in Wonderland (1980).
Tak powstał Razamanaz, który okazał się sporym sukcesem. Znalazły się tam przeboje Broken Down Angel oraz Bad Bad Boy, które trafiły UK Top Ten. Rosnącą sławę zespołu ugruntowały kolejne płyty: Loud 'N' Proud (1973) i Rampant (1974). Nie są wprawdzie tak urozmaicone jak Razamanaz, a raczej pokazują zespół od jeszcze ostrzejszej strony. Niewątpliwie był to wpływ Glovera. Właśnie na Loud 'N' Proud znalazła się wspomniana wcześniej ballada Dylana. Również tam jest jeden z moich ulubionych utworów This Flight Tonight, który napisała… Joni Mitchell. Tak właśnie wyglądają covery w wykonaniu Nazareth. Joni Mitchell podobnie jak Dylan po usłyszeniu swego utworu była pod wrażeniem i stwierdziła, że od teraz to ich piosenka. Po nagraniu Rampant stwierdzili, że potrzeba im pewnej odmiany. Podjęli ryzykowną decyzję – zwolnili Rogera Glovera i sami zajęli się produkcją. Nie było łatwo, bowiem postanowili nagrać nową płytę niemal na żywo, lecz w efekcie opłaciło się.
Powstała zdecydowanie najlepsza płyta kwintetu, zatytułowana The Hair of The Dog (1975), pełna świetnych, wręcz „sabbatowskich” riffów, gniewnego wokalu Dana McCafferty'ego i śmiałych eksperymentów brzmieniowych. Album wyznaczył poziom, do którego już później zespołowi nie udało się zbliżyć. Z albumu warto wyróżnić Miss Misery oraz Changin’ Times. Przykładem udanego eksperymentu jest Please Don't Judas Me, wręcz obsesyjne błaganie o wierność. Wydanie amerykańskie zawierało dodatkowo hit Everly Brothers Love Hurts (wykonywany także przez Roy’a Orbisona), oczywiście w typowo nazaretowskim, jakkolwiek balladowym stylu.
słuchacz
Blog jest OK.Tez bylem na tym koncercie Nazaretow:)To bylo wydarzenie.Wowczas ciezko bylo o dostep do dobrej muzy.
OdpowiedzUsuńNie bylo wtedy netu,CD itd.ale dawalismy rade.
Tak było. Dzięki temu nauczyliśmy się cenić tę dobrą. Pozdrawiam. 😊
OdpowiedzUsuń