Edgar Froese w latach 70. |
20 stycznia 2015 zamknęła się dla mnie pewna epoka muzyczna. W tym dniu we Wiedniu zmarł nagle w wieku 70 lat Edgar Froese, twórca nierozerwalnie związany z tzw. muzyką elektroniczną, założyciel legendarnej niemieckiej grupy Tangerine Dream, powstałej w 1967 w Berlinie Zachodnim. Mimo wielokrotnych zmian składu i przeobrażeń muzycznych Edgar Froese – niezależnie od kontynuowanej równolegle kariery solowej (wydał w latach 1974-2005 siedemnaście albumów opatrzonych własnym nazwiskiem) pozostawał jego niekwestionowanym liderem.
Edgar Froese był wszechstronnie utalentowanym artystą. W latach 60. studiował sztukę (w tym rzeźbę pod kierunkiem samego Salvadora Dali). Interesował się także malarstwem i literaturą. Echa tych inspiracji odnaleźć można w jego muzyce. Początkowo grał na gitarze, by później ulec fascynacji możliwościami instrumentów elektronicznych, które często także samodzielnie modyfikował i konstruował.
Moja fascynacja Tangerine Dream rozpoczęła się w połowie lat 70. od chwili, gdy poznałem w odstępie kilku lat cztery kolejne ich płyty: Phaedra, Rubycon, Ricochet i Stratosfear. W zasadzie ich zawartość na długi czas zdefiniowała granice mojego zainteresowania rockiem elektronicznym. Przyznam, że twórczość zespołu z przełomu lat 80. i 90. oraz późniejsza jego muzyka, ciążąca w stronę krótszych, nieco łatwiejszych i bardziej melodyjnych kompozycji, wykorzystywanych z powodzeniem jako tło do wielu filmów nie była dla mnie już tak odkrywcza. Doceniam wszakże konsekwencję grupy i chylę czoło przed bogatą, liczącą kilkadziesiąt albumów dyskografią, jednakże dla mnie kanonem pozostają dokonania z okresu współpracy zespołu z wytwórnią Virgin z lat 1974-1983.
Płyty Tangerine Dream z mojej półeczki |
Można przy okazji przypomnieć zarówno twórczość solową lidera jak i dokonania samego zespołu, jednak nie mam zamiaru robić konkurencji znawcom tematu. Dla mnie najważniejsze pozostaną nagrania grupy z lat 70. Do dziś pamiętam dreszcz emocji i wrażenie oderwania się od codzienności, towarzyszące muzyce słuchanej wieczorami przy blasku świecy, płynącej z czarnych krążków (choć częściej z taśmy magnetofonowej). Była prawdziwie hipnotyczna i przenosiła słuchającego w inny wymiar rzeczywistości. W pamięci też na zawsze pozostanie muzyka z fascynujących koncertów, jakie w mrokach stanu wojennego zespół dał w kilku miastach Polski w grudniu 1983 roku. Pamiątką po tej trasie była kolejna płyta w dyskografii grupy, zatytułowana Poland. Szkoda jednak, że zespół, będący wówczas chyba u szczytu swych możliwości nie zdecydował się na opublikowanie autentycznego zapisu z koncertów. Materiał zawarty na płycie poddano w studiu daleko idącym modyfikacjom. Podobno istnieje bootlegowy zapis tych występów, zatytułowany Dreaming on Ice Stadium Evening, dość dalece różniący się od materiału ze wspomnianej płyty. Zresztą praktykę tę muzycy wielokrotnie kontynuowali także później, tak więc dziś trudno rozdzielić dyskografię zespołu na albumy studyjne i koncertowe. Koncerty często wzbogacone są o liczne fragmenty i uzupełnienia zrealizowane w studiu. Dobrym przykładem jest płyta Live Miles 1988 roku, na której mniej niż 30 procent materiału rzeczywiście zarejestrowano na żywo, zaś pozostałe siedemdziesiąt to uzupełnienia studyjne. Mimo to wycieczka w przeszłość i powrót do muzyki, która niegdyś wyznaczała to co najlepsze w rocku elektronicznym jest dla mnie także dziś czymś fascynującym.
Dwanaście płyt zespołu z okresu współpracy z wytwórnią Virgin |
Śmierć Edgara Froese jest z pewnością nie tylko dla mnie końcem pewnej epoki muzycznej, stawia też pod znakiem zapytania dalszą działalność jego macierzystego zespołu. Z informacji rozesłanych członkom fanklubu Tangerine Dream wynika, że zespół myśli o nagraniu płyty poświęconej pamięci swego nieodżałowanego lidera. Co będzie dalej – czas pokaże, wszak jak niegdyś wyraził się sam Edgar: nie ma śmierci, to jedynie zmiana naszego kosmicznego adresu.
Tangerine Dream z okładki płyty Cyclone |
słuchacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz