Wydawać by się mogło, że era swingu i big bandów jazzowych odeszła w zapomnienie. Nieco starsi melomani z nostalgią wspominają lata 70., kiedy w Warszawie występowały zespoły Buddy Richa, Stana Kentona, Clarka Terry’ego, Woody Hermana oraz Duka i później Mercera Ellingtona. Jak jednak widać sympatia do takiej muzyki pozostała i ma się całkiem nieźle. Najnowsza płyta Stanisława Sojki Swinging Revisited, nagrana ze współudziałem szwedzko-duńskiego Big Bandu Rogera Berga już w dniu premiery 14.04 bieżącego roku uzyskała status złotej płyty. I uczciwie przyznaję – całkiem zasłużenie. Staszka Sojki nie trzeba bliżej przedstawiać – śpiewa niemal pięćdziesiąt lat, a zawodowo robi to od z górą trzydziestu pięciu. Lata sukcesów nie zmanierowały go – pozostał sobą zachowując przy tym łatwość nawiązywania kontaktu z publicznością. W bezpośrednich kontaktach także nie stwarza niepotrzebnego dystansu, jest szczery i z reguły przyjaźnie nastawiony. Obserwuję z sympatią jego karierę, począwszy od rewelacyjnego debiutu 29 listopada 1978 w Filharmonii Narodowej w Warszawie, który zarejestrowano i wydano na płycie Klubu Płytowego PSJ Biały Kruk Czarnego Krążka zatytułowanej Don't You Cry. Przyglądając się bliżej jego dokonaniom dostrzec można, że klasyczny repertuar jazzowy był mu zawsze bardzo bliski. Świadczy o tym choćby repertuar jaki znalazł się na jego kolejnych dwóch płytach Blublula i Sojka Sings Ellington.
Debiutancka płyta wydana w 1979 roku |
Staszek Sojka nagrał dotąd ponad trzydzieści płyt z bardzo urozmaiconą muzyką, począwszy od stricte jazzowej po lekko jazzujący pop. Nie stronił też od poezji, śpiewając Miłosza, sonety Szekspira a także Tryptyk Rzymski Jana Pawła II. Jedną z płyt poświęcił utworom Czesława Niemena. Nie próbował ścigać się z oryginałem, nadał im charakterystyczne dla siebie brzmienie, dzięki czemu zyskały pewien nowy intrygujący wymiar. Choć każda z jego płyt jest inna, to muzyka i interpretacje są rozpoznawalne od pierwszych nut.
Dwie kolejne płyty z klasycznym repertuarem z 1980 i 1982 roku |
Najnowsza propozycja z tego miesiąca, naprawdę polecam |
Współpraca Stanisława Sojki z szwedzko-duńskim big bandem Rogera Berga zainicjowana została przypadkowym wspólnym występem podczas jednego z warszawskich koncertów zespołu. Owocem tej współpracy jest wspaniała płyta. Album Swing Revisited jest doskonałym dowodem na nieśmiertelność muzyki swingowej. Dla Stanisława Sojki płyta jest nostalgicznym powrotem do muzycznych korzeni, od których rozpoczynała się jego kariera. Jednak jeśli porównać interpretacje sprzed trzydziestu lat z dzisiejszymi, to przyznać trzeba że do takiej muzyki potrzebna jest pewna dojrzałość artystyczna, która nawet wybitnym artystom przychodzi dopiero z wiekiem. Subtelny głos wokalisty doskonale wtapia się stylistykę płyty. Repertuar płyty wypełniają same klasyki. Niełatwo zmierzyć się z nimi, gdy tkwią w nas niemal podskórnie ich nieśmiertelne wersje sprzed lat. A jednak wersje Staszka Sojki, pełne niebanalnego uroku, klasy i wyczucia sprawiają, że chce się do tych nagrań wracać i słuchać ich właśnie w jego wykonaniu. Słychać, że muzycy doskonale bawią się, grają coś, co sprawia im autentyczną radość. Ta muzyka może być tłem do refleksji, a także do spotkania (tańca) we dwoje. Może też służyć jako doskonałe tło do zajęć codziennych, zastępując wszechobecną sieczkę lejącą się z radiowych głośników (no dobrze, może z pewnymi niewielkimi wyjątkami). Tym chętniej sięgam po Swing Revisited. Szczerze mówiąc – nie wyjmuję jej z mego odtwarzacza już od kilku dni…
PS.
Panie Staszku, a może tak już zawczasu pomyśleć – wzorem Roda Stewarta – o Swing Revisited vol. 2 i …?
Stanisław Sojka podczas koncertu 4 marca 2010 |
słuchacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz