piątek, 17 listopada 2017

Nightwish - akt pierwszy





Nie jest to zespół z mego absolutnego topu ulubionych wykonawców, bywają jednak chwile gdy słucham ich z przyjemnością. Przed laty zafascynowało mnie połączenie rocka, a w zasadzie jego bardziej metalowej odmiany z operowym sopranem Tarji Turunen. Efekt był atrakcyjny, choć średnio oryginalny. Podobną stylistykę, określaną jako metal symfoniczny niemal równolegle rozwijały takie grupy jak Within Temptation, Evanescence, Therion i kilka innych. W zasadzie każda z wymienionych zasługiwałaby na odrębną wzmiankę, bowiem wybrane płyty z ich dorobku również stoją na mojej Półeczce, a to jak wiadomo czytelnikom mego bloga jest czynnikiem, który decyduje o podjęciu tematu.
Wspomniana stylistyka bywa określana jako rock gotycki. Nazwa nawiązuje do stylu w sztuce i architekturze, który powstał na początku XII wieku we Francji, a z czasem rozpowszechnił się w całej Europie. Budowle gotyckie, jakkolwiek monumentalne i strzeliste, wyróżniały się lekkością, bogactwem witraży, zdobień i fresków. Podobny charakter ma ów gatunek rocka. Bywa mroczny niczym wnętrze katedry, w której pojawia się wielobarwne światło witraży, czyli bogata instrumentacja, nierzadko inspirowana muzyką klasyczną. W warstwie literackiej utwory odwołują się najczęściej do legend, mitologii, fantastyki i filmów grozy, rozwijając wątki związane z samotnością, cierpieniem i śmiercią. Termin ten pojawił się już w odniesieniu do twórczości Procol Harum (Ronald L. Smith), a później The Sisters of Mercy, Siouxsie and the Banshees, Fields of The Nephilim, Bauhaus, Lacrimosy czy choćby The Cure. 
W Polsce do tego nurtu początkowo nawiązywał Closterkeller. Granice gatunku są dość płynne i zapewne można dyskutować o jego przedstawicielach, tym bardziej, że niektórzy z wymienionych do owych związków oficjalnie się nie przyznają. 


Wróćmy jednak do Nightwish. Grupa powstała ponad dwadzieścia lat temu w Finlandii. Od tamtego czasu zaszło w niej sporo zmian, a po usunięciu w 2005 roku Tarji Turunen przy mikrofonie stoi już trzecia wokalistka. Szczerze mówiąc, po tym fakcie przyglądałem się zespołowi z dużo mniejszym zainteresowaniem, bowiem niezbyt przekonywał mnie głos przyjętej na jej miejsce Anette Olzon ze Szwecji... Potwierdziły to także relacje moich najbliższych, którzy w 2012 roku oglądali występ zespołu na Ursynaliach. Muzyka i oprawa koncertu była na wysokim poziomie, zaś wokalistka wypadła niespecjalnie. Aktualnie w zespole śpiewa Holenderka Floor Jansen. Oglądałem koncerty z jej udziałem w sieci i mam wrażenie, że radzi sobie w tej roli znacznie lepiej niż poprzedniczka. To jednak tylko moja subiektywna opinia. 
Od dawna posiadam kilka albumów tej fińskiej kapeli, jednak jedynie z początków ich kariery. Najobszerniejszym jest czteropłytowy box, zatytułowany Nightwish 1997-2001. Wydawnictwo obejmuje trzy pierwsze płyty: Angels Fall First (1997), Oceanborn (1998), Wishmaster (2000) oraz dodatkowo EP Over the Hills and Far Away (2001), na której prócz czterech kompozycji ze studia znalazły się utwory zarejestrowane 29 grudnia 2000 roku podczas koncertu w klubie Pakkahuone, w Tampere. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem grupę na scenie to momentalnie nasunęło mi się skojarzenie z tolkienowską Drużyną Pierścienia. Tuomas Holopainen (p) przypomina nieco Aragorna, Marco Hietala (b) wygląda jak Gimli, Erno Vuorinen (g) kojarzy się z postacią Legolasa, a Tarja Turunen (v) przywodziła na myśl księżniczkę Arwenę… Pozostaje jeszcze Jukka Nevalainen (dr). Ten się urwał z innej bajki i wyglądem budzi skojarzenia z postacią kapitana Jacka Sparrow’a, pirata z Karaibów. Warto przypomnieć, że Drużynę Pierścienia tworzyli przedstawiciele wszystkich Wolnych Ludów Śródziemia, które postanowiły sprzeciwić się czarnoksiężnikowi Sauronowi. Wszyscy członkowie drużyny znaleźli się w niej dobrowolnie i każdy miał prawo wycofać się lub zawrócić.


Dlaczego Tolkien? Tuomas Holopainen, lider oraz twórca niemal całego repertuaru jest jego wielkim fanem, a w utworach chętnie sięga po motywy z Trylogii. Poza tym… jak wieść niesie, zespół zawiązał się w lipcu 1996 roku, na wyspie przy ognisku, pośrodku jeziora Pyhäjärvi w Kitee. Tam podczas spotkania szkolnych przyjaciół padła propozycja stworzenia grupy nawiązującej twórczością do baśni i filmu, z elementami muzyki ludowej i klasyki. Wyróżnikiem stał się unikalny operowy głos Tarji Turunen, obejmujący niemal trzy oktawy. Drużyna swym pomysłem zainteresowała niewielką niezależną wytwórnię Spinefarm, która zainwestowała w ich debiut, noszący tytuł Angels Fall First. Płyta była dość surowa, zaledwie zwiastowała drzemiące w grupie możliwości. Zespół szybko nabrał wiatru w skrzydła i stał się jedną z najpopularniejszych fińskich kapel, a wkrótce ich sława wybiegła daleko poza granice kraju. Przybyło płyt, wzrosły wzajemne oczekiwania i niestety zaczął narastać konflikt interesów. Podobnie jak u Tolkiena - drużyna zaczęła się rozpadać.




Drugi album Oceanborn, wchodzący również w skład wspomnianego wcześniej boxu przyniósł zmianę stylu. Zespół porzucił filmowe i folkowe odniesienia na rzecz bardziej metalowego oblicza i większego wyeksponowania głosu wokalistki. Płyta nie była wprawdzie tak różnorodna i eklektyczna, ale poparta dobrą produkcją dobrze wypadała jako całość i ugruntowała pozycję kapeli na rynku. Twarde riffy i głos Tarji Turunen stał się ich znakiem rozpoznawczym. Wokalistka, godziła rosnącą popularność ze studiami w kraju oraz na Akademii Muzycznej w Karlsruhe w Niemczech. Mimo to, kolejny album Wishmaster stał się przykładem syndromu trzeciej płyty. Muzycy, flirtując z popem stracili swój pazur. Pomysły na kolejne utwory powtarzały się, przez co album w przeciwieństwie do swego poprzednika stał się mniej wyrazisty, brakowało mu „iskry”. Mimo tych zastrzeżeń muzyka Nightwish sprzedawała się świetnie. Grupa bez trudu zapełniała wielkie sale, a kolejne, coraz lepsze płyty, czyli Century Child (2002) oraz Once (2004 - nagrana z Londyńską Orkiestrą Symfoniczną) dowodziły rosnącego potencjału. Nightwish udowodnił, że połączenie baśni, metalowych riffów i wyjątkowego śpiewu może być źródłem inspiracji dla innych zespołów.


Rok 2006 był przełomowy. Przyniósł wprawdzie DVD i koncertowy album End of an Era, będący dokumentem z trasy promującej Once, a właściwie zapisem kończącego ją koncertu przed dwunastotysięczną publicznością, zgromadzoną 21 października 2005 w helsińskiej Hartwall Areena. Tytuł okazał się proroczy, był to bowiem ostatni występ grupy z Tarją Turunen w roli głównej. Drużyna postanowiła usunąć ze swych szeregów wokalistkę, uważając że ją i zespół dzieli coraz więcej. Po koncercie wręczono jej oficjalny „list rozwodowy”. Bez wchodzenia w szczegóły – niewątpliwie był to koniec pewnej epoki. Tarja rozpoczęła własną karierę, a pozostali muzycy (nie bez zawirowań) kontynuowali swoją. Mimo wszystko odnoszę wrażenie, że nikomu to rozstanie nie wyszło na zdrowie. Wprawdzie zespół w końcu się otrząsnął, jednak obu stronom daleko do dawnej popularności.

Okładka End Of An Era zwiastuje konflikt i rozpad, jednak samo widowisko, wizualizacje komputerowe, pirotechnika i choreografia naprawdę pokazała grupę z najlepszej strony. Prócz własnych hitów zespół wykonał również kilka cudzych przebojów. Na wstępie pojawia się muzyczny motyw Hansa Zimmera z filmu Ostatni Samuraj, dając kolejny dowód przywiązania grupy do świata Hollywoodu. Zaraz potem słyszymy kompozycję Dark Chest Of Wonders z albumu Oceanborn, a w niej słowa „Odlecieć do marzeń / Daleko za morze / Bez brzemion i zmartwień”. Być może rozwiązałoby to narastające problemy, ale nie było to dane ani publiczności, ani zespołowi… 




W programie pojawia się także utwór The Phantom Of The Opera z musicalu A.L. Webbera. Kolejny symbol niemożliwych do spełnienia marzeń? Spośród cudzych kompozycji uwagę przykuwa ciekawa i mocno zagrana wersja High Hopes z albumu Division Bells Pink Floyd. To jeszcze jedna wycieczka w przeszłość, do kraju dzieciństwa, gdzie wszystko jest łatwe i proste. Prócz własnych hitów zespół wykonał również utwór Gary Moor’a Over The Hills And Far Away (Ponad wzgórzami i daleko stąd). Na zakończenie jeszcze zaśpiewany w duecie Wish I Had An Angel i ponownie muzyka Hansa Zimmera, wieńcząca niczym klamrą entuzjastycznie przyjęty spektakl motywem z filmu Król Artur. Mimo tych kilku kowerów program brzmi spójnie. Grupa jest w swoim żywiole, towarzyszy jej niesamowity doping publiczności, żywo reagującej na każdy utwór.



Po ponad roku od owego pamiętnego koncertu ukazał się nowy album Nightwish, zatytułowany Dark Passion Play (2007), z Anette Olzon przy mikrofonie. Wydano go na dwóch krążkach – w pełnej wersji oraz dodatkowo tylko w instrumentalnej. Czyżby muzykom zabrakło pewności i nie byli w stanie do końca zaufać nowej wokalistce?...
słuchacz








4 komentarze:

  1. Kiedy słyszę, że zespoły pokroju Nightwish, Within Temptation to rock gotycki to, aż nóż mi się w kieszeni otwiera. Tą etykietą określano jak słusznie zauważyłeś grupy pokroju Fields Of The Nephilim, Bauhaus, Siouxsie & The Banshees czy The Cure. Było to określenie stosowane przez dziennikarzy bo przecież część tych zespołów nie czuła się grupami gotyckimi. Niemniej w zestawieniu z zespołami o których piszesz nijak nie składa mi się to w jeden zwarty nurt. Dlatego też na określenie muzyki Nightwish, Therion czy Within Temptation stosuję etykietę symfoniczny metal bo inaczej robi się niezły bajzel. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli przyjąć definicję, że gothic rock to mroczna atmosfera, muzyka i nie mniej mroczne teksty, odnoszące się do fantastyki, mistyki czy egzystencjalizmu, to mieści się tu wiele zespołów. Ktoś zaliczył tam nawet Procol Harum, chć w istocie nie było to chyba najszczęśliwsze. Nazwa nie jest zbyt precyzyjna, a sam gatunek ma wiele odcieni. Mój tekst dotyczył głównie Nightwish, a nie rocka gotyckiego jako takiego. Niektórzy włączają ów zespół do tego nurtu, choć niewątpliwie do jego lżejszej odmiany. Można też zastanawiać się co oznacza sama nazwa, czy nawiązywała do dawnego stylu w sztuce i architekturze, czy plemienia Gothów, czy po prostu do ciemnego wnętrza piwnicy jako obrazu stanu ducha... Dla mnie osobiście najbliższe jest to pierwsze odniesienie, jakkolwiek nie wykluczam innych. Zresztą, może istotnie określenie metal symfoniczny bardziej pasuje do tego zespołu. Mój blog nie rości sobie ambicji do bycia encyklopedią, jest jedynie zapisem moich subiektywnych odczuć i refleksji. Zresztą, jak już kiedyś stwierdził Frank Zappa - pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze. Mimo wszystko próbuję, a same ramki stylistyczne zawsze były jedynie umowne i stanowiły domenę krytyków i dziennikarzy, mającą tylko nieco ułatwić orientację. Muzyka i tak pozostaje muzyką.
      Dzięki za zwrócenie uwagi. Krytyczna polemika jest rzeczą cenną, zawsze poszerza horyzonty. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Gotyk jako gatunek muzyczny jest tak niedookreślony, że trudno naznaczyć jakieś sztywne ramy. Dlatego też nie dziwi mnie, że tak wiele osób wrzuca tam co im w ręce wpadnie. Jako miłośnik tego typu muzyki, postrzegam ją nie tylko poprzez minorowe tony, odwoływanie się do klimatów powieści gotyckiej, ale też poprzez fakt, że muzyka gotycka wyrosła z pnia punk rocka, który przekształcił się następnie w post punk. Stąd już prosta droga go tego co zwkło określać się rockiem gotyckim. I to właśnie jest dla mnie kwintesencją tego stylu. Ten post punkowy korzeń, wokół którego oplatają się takie grupy jak The Cure, Bauhaus czy Siouxsie & The Banshees. Masz racje, że ramki stylistyczne są tylko orientacyjną formą określania muzyki. Nie ma co sztywno się ich trzymać niemniej jakiś porządek stylistyczny trzeba zachować, aby zupełnie nie pogubić się w tym gąszczu muzyki. Mam nadzieję, że moje uwagi nie dotknęły Cię personalnie bo nie takie były moje intencje. Doceniam Twoją pracę, a i chętnię zaglądam na Twego bloga. A co do Nightwisha to ja najbardziej lubię płytę "Imaginaerum". Powalił mnie swego czasu ten album. Ba, był moją płytą roku :)Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Oczywiście, że nie. ;-) Również pozdrawiam i dziękuję za zainteresowanie.

      Usuń