Nick Mason mimo, że pozostawał członkiem wszystkich wcieleń Pink Floyd, nigdy nie stawał na pierwszym miejscu w blasku jupiterów. W momencie eskalacji konfliktu między Rogerem Watersem i Davidem Gilmourem opowiedział się po stronie tego drugiego. Przypadkowe spotkanie z Rogerem w 2002 roku na karaibskiej wyspie Mustique zaowocowało odnowieniem przyjaźni, co w konsekwencji pomogło Bobowi Geldofowi zorganizować wspólny front i przekonać Gilmoura do występu Pink Floyd w legendarnym składzie na Live 8 w 2005 roku. Późniejsze nadzieje fanów na wspólną trasę koncertową mimo okazjonalnych gościnnych występów jednak pierzchły. W 2014 roku Gilmour stwierdził w jednym z wywiadów dla Rolling Stone, że miał trzydzieści lat, kiedy Roger opuścił grupę. Od tamtego czasu minęły blisko cztery dekady, czyli ponad połowa jego życia i naprawdę obaj nie mają już ze sobą wiele wspólnego. Mason zaś uważa, że ich ciągłe różnice zdań są frustrujące. W 2018 również dla Rolling Stone’a stwierdził, że czuje się rozczarowany ciągłymi kłótniami tych starszych panów. Uważa, że Roger nadal nie chce docenić wkładu Davida. Wie, że popełnił błąd opuszczając zespół i zakładając, że bez niego wszystko runie. Twierdzi, że najważniejsze jest pisanie utworów, zaś gra na gitarze i śpiew to coś, co może zrobić każdy. Brak chęci współpracy Davida Gilmoura i Rogera Watersa jest aż nadto widoczny. Na pytanie dziennikarza jak udaje mu się pozostać neutralnym Mason odpowiedział z właściwym sobie humorem, że po prostu trzyma głowę za parapetem.
Trudno dziwić się tej decyzji. Pink Floyd po swym rozpadzie pozostawił ogromną pustkę, której nie mogły wypełnić gigantyczne trasy solowe Rogera Watersa i Davida Gilmoura, a także cała rzesza tribute bandów z australijskim Pink Floyd Show na czele. Nick był jednym z trzech żyjących członków legendarnej grupy, która część swej legendy zawdzięczała także jemu. Postanowił pójść własną drogą. Nie chciał zwyczajnie odtwarzać tamtej muzyki, chciał raczej uchwycić jej ducha sprzed gigantycznych koncertów i wyprzedanych stadionów. A co istotne i najważniejsze – ów pomysł zyskał błogosławieństwo pozostałych żyjących członków klasycznego składu. Nie był to skok na kasę, tej mu nie brakowało. Przez ćwierć wieku mógł dostatnio egzystować z tantiem, pracował także nad reedycjami i kompilacjami Pink Floyd, a ponadto z reguły chętnie publicznie o nich opowiadał. Pustki jednak nie wypełniały mu ani loty własnym helikopterem, ani jazda na motocyklach. Brakowało grania i adrenaliny, której mogły dostarczyć jedynie występy w niedużych klubach, gdzie dało się czuć więź z publicznością, jakkolwiek taka trasa wydawała się mało prawdopodobna.
A jednak ów pomysł stał się rzeczywistością, gdy do Masona odezwał się Lee Harris, były gitarzysta Blockheads oraz Guy Pratt – basista, który stanął u boku Davida Gilmoura w miejsce Rogera Watersa podczas reaktywacji Pink Floyd. Oni dwaj zaproponowali ideę stworzenia zespołu nastawionego na wykonywanie wczesnej muzyki grupy, jeszcze sprzed czasów The Dark Side Of The Moon. Zapalił się do tego pomysłu także Dom Beken, który wcześniej pracował z Rickiem Wrightem, a później grał na klawiszach w The Orb oraz Gary Kemp – gitarzysta i autor piosenek Spandau Ballet. Pochodzili z różnych środowisk, jednak gdy spotkali się w wynajętej sali prób to wspólna muzyka zabrzmiała nadzwyczaj dobrze, a wszystkich natychmiast połączył entuzjazm. Pierwszy próbny koncert dali w Dingwalls, małym londyńskim klubie, który może pomieścić zaledwie pięćset osób. Kemp wspominał, że rozpoczęli od Interstellar Overdrive, kompozycji która w środku ma atonalną improwizowaną część. I zapytał retorycznie: „Kto odważy się na taki numer, zwłaszcza wśród gości po siedemdziesiątce, którzy nie koncertowali od ćwierćwiecza?” Entuzjazm publiczności przeszedł wszelkie oczekiwania. Mason nie grał w tak małym klubie od pięćdziesięciu lat. Nareszcie poczuł bliski kontakt nie tylko z muzykami, ale i z publicznością. Zagrali Set The Controls For The Heart Of The Sun, See Emily Play, Arnold Layne, One Of These Days i Astronomy Domine. Wokale wzięli na siebie pospołu Guy Pratt i Gary Kemp, ale żaden nie zajął miejsca pośrodku sceny. To miejsce pozostało dla Nicka. Uważają, że oni są tam głównie po to, by uhonorować jego dziedzictwo. Grają muzykę, która w późniejszym czasie w repertuarze Pink Floyd rzadko pojawiała się na koncertach. Wykonują ją z pasją, zaangażowaniem i radością. Kemp podkreśla, że chcą w nią włożyć coś własnego. Analizują stare nagrania, fragmenty sesji studyjnych, eksperymentują, mają własne pomysły. Realizują wizję Nicka, który podczas jednej z prób, gdy zastanawiali się nad wyborem właściwej wersji powiedział: „Chłopaki, po prostu udawajcie, że jesteście w zespole i zróbmy to po swojemu.”
Warto prześledzić te występy i zobaczyć radość jaką Mason czerpie z grania na żywo i powrotu do starego materiału. Łatwo też dostrzec przyjemność, jaką wszyscy czerpią ze swojego towarzystwa – na scenie i poza nią. Grają swobodnie, bez stadionowych efektów specjalnych. Mają ze sobą kontakt wzrokowy, a utwory mogą się zmieniać w miarę interakcji muzyków. Nad wszystkim niemal namacalnie unosi się duch Syda Barretta, wszak to on jest twórcą sporej części tego materiału. Warto zwrócić uwagę na Vegetable Man – utwór Syda, który nigdy nie był wykonywany przez Pink Floyd. Tu widać potencjał nowej formacji, nie skrępowany oczekiwaniami jakie niosą piosenki z dawnego repertuaru koncertowego. Jeśli wsłuchać się w ich wykonania, to dostrzec można coś, czego nikt inny nie zrobił ze spuścizną legendarnego zespołu. To nie są muzealne dzieła odtwarzane z szacunkiem i pietyzmem. To jest muzyka pełna życia. Jest tu miejsce na hardrockową agresję w The Nile Song, jest miejsce na długi jam w Atom Heart Mother i surrealistyczno-psychodeliczną podróż w Set The Controls For The Heart Of The Sun.
Warto prześledzić jak dojrzewały te utwory. Na długo przed oficjalnym wydaniem płyt zawierającym skompilowane fragmenty koncertów Nick Mason’s Saucerful of Secrets z 3 i 4 maja 2019 roku z London Roundhouse pojawił się bootleg, składający się z czterech płyt. Na dwa krążki CD trafił blisko dwugodzinny występ z 11 września 2018 w Dusseldorfie, zaś na dwóch DVD umieszczono pełen koncert z 3 września 2018 w Forum Black Box w Kopenhadze skompilowany z amatorskich nagrań wideo. Trzeba uczciwie zauważyć, że wersja audio, jak na rejestrację typu audience recording brzmi nadspodziewanie dobrze. Przypomnę, że oficjalne wydawnictwo zawiera zapis koncertów zagranych osiem miesięcy później. Program w zasadzie nie zmienił się, wersja oficjalna jest bogatsza o dwa utwory. Porównanie zaś wypada nad wyraz intrygująco.
Nick Mason’s Saucerful of Secrets we wrześniu 2018 rozpoczęli trasę po Europie, a w marcu następnego roku udali się za ocean, na sześciotygodniowe tournée po Ameryce Północnej. Po wielu latach Mason znów podróżował autobusem turystycznym wspólnie z zespołem i twierdził, że niczego mu nie brakowało. Pomimo obaw, że amerykańska publiczność będzie zaskoczona repertuarem nieznanym i nie promowanym w klasycznych rockowych stacjach radiowych - wszędzie program spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Nikt nawet nie prosił o późniejsze hity Pink Floyd.
Na koniec smakowity epizod. Proszę spróbować sobie wyobrazić szok i zaskoczenie publiczności podczas koncertu 18 kwietnia 2019 roku w nowojorskim Beacon Theatre. Tuż przed Set The Controls For The Heart Of The Sun wyszła z boku sceny czarno odziana postać i po kilku kurtuazyjnych słowach i czułym uścisku z Nickiem zajęła miejsce przy mikrofonie, by zaśpiewać. Dopiero po chwili tłum zdał sobie sprawę, że to Roger Waters. A on sam, po wykonaniu utworu, schodząc ze sceny powiedział „Jesteśmy bardzo, bardzo bliskimi i starymi przyjaciółmi. Nawiasem mówiąc, Nick – jesteś świetny, uważam że brzmiałeś o wiele lepiej niż my w tamtych czasach.”
Ta muzyka naprawdę broni się po latach i mam wrażenie, że nie tylko moje pokolenie tak uważa.
słuchacz
...świetny kolejny artykuł Słuchaczu - szacun dla Ciebie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Niebawem Półeczka ruszy po półrocznej przerwie. Również pozdrawiam. 😊
UsuńCiekawy artykuł. Wczesna muzyka Pink Floyd w wykonaniu grupy Nicka Masona brzmi fantastycznie, w lipcu koncert w Spodku.
OdpowiedzUsuńWarto podkreślić, że Nick w przyszłym roku kończy 80. Może będą urodziny na scenie?