Bynajmniej, nie będzie to opowieść o biblijnej Księdze Wyjścia, ani o muzyce spod znaku amerykańskiego metalu, ani nawet o jednej z płyt Boba Marleya. Pozostajemy nadal w kręgu początków polskiej muzyki progresywnej. Exodus (jak zapewne pamiętają nieco starsi miłośnicy gatunku) to polski zespół spod znaku art rocka, czy też rocka symfonicznego – tak w każdym razie był postrzegany na początku swej działalności. Zaistniał w 1976 roku przy warszawskim klubie Riviera-Remont, początkowo jako formacja Źródło, w której prym wiedli bracia Andrzej (g) i Wojciech (bg) Puczyńscy. Z czasem do składu dołączył Władysław Komendarek (k) oraz Jerzy Machnikowski (dr). Ten ostatni po jakimś czasie odszedł do grupy Krzak, a jego miejsce zajął Zbigniew Fyk. Skład okrzepł gdy pojawił się gitarzysta Paweł Birula, obdarzony charakterystycznym wysokim głosem. Exodus w krótkim czasie stał się jedną z najbardziej interesujących grup w naszym kraju. Do dziś pamiętam wrażenie jakie wywołała na mnie ich pierwsza długogrająca płyta The Most Beautiful Day (1980) oraz koncert, który miałem okazję zobaczyć w toruńskiej auli UMK. Krytycy zaliczali zespół do nurtu określanego mianem muzyka młodej generacji. Był to dość umowny termin wymyślony przez Jacka Sylwina, Marcina Jacobsona, Waltera Chełstowskiego i Wojciecha Korzeniewskiego, łączący tak różne stylistycznie zespoły jak choćby Krzak, Kombi, Mech czy Kasa Chorych. Zespoły tego nurtu (w tym Exodus) zaprezentowały się publiczności na scenie sopockiej Opery Leśnej, podczas Międzynarodowych Konfrontacji Muzycznych Pop Session w 1978 roku. Warto wspomnieć, że rok później w tym samym miejscu zadebiutowała Res Publica (protoplasta Republiki). W 1980 przegląd został przeniesiony do Jarocina. Niestety, w parze za występami estradowymi nie szły nagrania. Kasa Chorych na swoją pierwszą płytę czekała trzy lata, a gdański Cytrus… siedemnaście.
Exodus na wstępie miał nieco więcej szczęścia. Już w listopadzie 1977 w klubie Riviera-Remont, a częściowo w domu Andrzeja Poniatowskiego zarejestrował interesującą szesnastominutową suitę Nadzieje, niepokoje, która na szczęście ocalała i znalazła się na pierwszej płycie antologii The Most Beautiful Dream. Grupa nie spoczęła na laurach. Idąc za ciosem przygotowała program estradowy, prezentując go na scenach wielu miast, m.in. podczas Polskich Targów Estradowych w Łodzi (1977), na Międzynarodowej Wiośnie Estradowej w Poznaniu (1978-1979), na wspomnianym Pop Session w Sopocie (1978), czy Muzycznym Campingu w Lubaniu (1979). Wystąpili także jako support przed brytyjskim zespołem The Rubettes, grali również w ZSRR, RFN i na Węgrzech. Zadebiutowali małą płytą z utworami Uspokojenie wieczorne oraz To, co pamiętam. Były to dość charakterystyczne kompozycje, o lirycznej, wręcz kantylenowej melodyce z dominującą gitarą akustyczną. Nad całością górował wysoki głos Pawła Biruli. Nic więc dziwnego, że ich muzykę rodzima krytyka porównywała do wczesnych dokonań Genesis bądź Yes. Trudno uznać to za zarzut, ta muzyka w istocie była dość eklektyczna i niewątpliwie czerpała z brytyjskich dokonań, zaś głos wokalisty mógł kojarzyć się ze śpiewem Jona Andersona. Trzeba jednak podkreślić, że wszystkie te elementy grupa potrafiła twórczo wykorzystać tworząc własny, oryginalny styl. Było z czego czerpać – Paweł Birula wcześniej kilka lat współpracował z krakowskim Teatrem STU, bracia Puczyńscy chętnie zdradzali swe hardrockowe korzenie, a wyobraźnia i barwy syntezatorów Władysława Komendarka były na wskroś unikalne. Ważnym elementem każdego występu był przemyślany scenariusz i dramaturgia, poparta zarówno oświetleniem, ruchem scenicznym jak i kostiumami. Koncerty miały niemal charakter teatralny – tu do głosu doszła deklarowana przez Andrzeja Puczyńskiego fascynacja renesansową komedią dell'arte, czy też jak kto woli nawiązaniem do rockowego teatrzyku objazdowego, który podróżuje prezentując widzom swoją sztukę. Ilustracyjny charakter muzyki sprawił, że pojawiły się propozycje spektakli muzycznych. Największą popularnością cieszył się program Nadzieje, niepokoje (1977), spektakl plastyczno-baletowy Maski (1979) oraz Ostatni teatrzyk objazdowy (1980). W ślad za nimi przyszły kolejne dwa single. Na pierwszy trafiła instrumentalna kompozycja Dotyk szczęścia Komendarka oraz piękny gitarowy Niedokończony sen, który zdobył sporą popularność na falach radiowych. Na kolejną małą płytkę trafił dziesięciominutowy Ostatni teatrzyk objazdowy, sztucznie rozcięty na dwie części, wypełniające obie strony singla.
Dobrze się stało, że owe wczesne, naprawdę wartościowe nagrania zespołu udało się ocalić i zebrać na płytach wchodzących w skład pięciopłytowego zestawu The Most Beautiful Dream (2006), dokumentującego niemal cały dorobek zespołu. Na piątej z nich, zatytułowanej Singles Collection zebrano materiał z małych płyt. Razem robią dużo większe wrażenie, gdyż sztucznie podzielone na singlach nie oddają charakteru ich muzyki. Dodatkowo płytkę wypełniają ciekawe bonusy w postaci pięciu kompozycji (w tym Anielski lot Władysława Komendarka) zarejestrowanych na żywo podczas koncertu w Sali Kongresowej, w 1982 roku. Album Singles Collection wydano również oddzielnie, jednak do dziś pozostaje trudnym do zdobycia białym krukiem. Równie wielką wartość posiada pierwsza płyta ze wspomnianego zestawu, zatytułowana Nadzieje, niepokoje – tak samo jak pierwsza suita zespołu, zawierająca również unikalny i bardzo wartościowy materiał. W przeciwieństwie do Singles Collection trafiły tam dłuższe kompozycje, tak bardzo charakterystyczne dla ich oblicza. Prócz wspomnianej wcześniej tytułowej suity mamy tu piętnastominutową Odę do nadziei oraz trwającą również kwadrans Gonitwę myśli – zarówno w wersji studyjnej, jak i na żywo. Całość uzupełniają nieco krótsze, równie interesujące kompozycje. Już wówczas uwagę zwracały staranne aranżacje, tworzące specyficzny klimat. W 1979 roku pojawiła się możliwość zrealizowania pierwszego długogrającego albumu.
Z myślą o płycie zarejestrowano materiał koncertowy, w tym nowe wersje Ostatniego teatrzyku objazdowego, Gonitwy myśli, Uspokojenia wieczornego oraz Nadziei, niepokojów. Ostatecznie jednak zdecydowano się na nagranie materiału studyjnego. Czas pokazał, że była to dobra decyzja, można jedynie żałować, że nie ocalał materiał koncertowy. Możliwości studia oraz kompozycje tworzące zwarty koncept pozwoliły wyeksponować wszystkie atuty zespołu. Na wydaną w 1980 roku płytę The Most Beautiful Day ostatecznie trafiło pięć kompozycji – cztery nieco krótsze na stronę A oraz czteroczęściowa rozbudowana tytułowa suita tytułowa, wypełniająca stronę B albumu. Jej tematyka oscylowała wokół wartości rządzących ludzkim losem. Znowu pojawiła się dwunastostrunowa gitara Pawła Biruli, zwłaszcza kompozycjach Stary Noe i Widok z góry najwyższej. Ta ostatnia to także popis Władysława Komendarka, czarującego niepodrabialnym brzmieniem analogowych syntezatorów. Zwraca uwagę przebojowo brzmiący, rytmiczny Złoty promień słońca. Tytułowa suita zdradza wpływy wczesnych dzieł Steve'a Hacketta (Please Don't Touch czy Voyage of The Acolyte), bądź wczesny Genesis. Wrażenie robią zmiany dynamiki (Wyścig z czasem), jednak najpiękniejszym momentem utworu jest niewątpliwie czwarta część z kantylenową melodią, przypominającą mi niezapomniane Soon Jona Andersona ze suity The Gates of Delirium, z płyty Yes Relayer. Takie wpływy są nieuniknione, jednak całość jest naprawdę oryginalna. Album praktycznie nie ma słabego utworu, całość jest spójna i przemyślana. Warto zwrócić uwagę na grę Wojciecha Puczyńskiego, który gitarę basową traktował jako równorzędny instrument melodyczny. Nie sposób pominąć również Zbigniewa Fyka i jego urozmaiconej, choć wyważonej gry na perkusji. Do zestawu The Most Beautiful Dream, album trafił z dodatkowymi czterema bonusami. Jednym z nich jest Noe, instrumentalna wersja Starego Noe. Bonusy pasują do klimatu całości i dopełniają ówczesny obraz możliwości zespołu. Pierwsza duża płyta pokazała w pełni wszystkie atuty zespołu. Okazała się olbrzymim sukcesem i do dziś jest uważana za najlepsze dokonanie grupy. Nie bez powodu zyskała miano złotej – wydano ją w dwustutysięcznym nakładzie, a dodatkowo przygotowano również sto tysięcy egzemplarzy wersji na kasetach magnetofonowych.
W 1980 roku Exodus ruszył w trasę, odwiedzając m.in. RFN i Węgry. Muzycy wystąpili również na Rockin' Jamboree. Rok później zrealizowali kolejne nagrania radiowe i wydali czwarty singiel z utworami Spróbuj wznieść się wyżej oraz Jest taki dom. Latem na festiwalu w Opolu zagrali utwór Jestem automatem, który trafił na piątą małą płytę, zaś jesienią ponownie weszli do studia, by podjąć pracę nad nową dużą płytą Supernova. Album wydano dopiero w 1983 roku. Okazał się kolejnym krokiem na drodze ewolucji. Zawierał osiem nieco krótszych, bardziej spójnych utworów i zdecydowanie różnił się brzmieniowo, podążając wyraźniej w stronę elektroniki (Powstanie supernowej). Muzycznie grupa bardziej zbliżyła się do rockowej ekspresji, co dało się zauważyć także na koncertach. Muzyka wydawała się świeższa, bliższa nowej fali, z zacięciem elektronicznym, choć ma także skłaniające do refleksji momenty wyciszenia. Teksty nadal są istotną częścią przekazu, jednak brzmią bardziej pesymistycznie. Całość ponownie cechuje zmienność nastrojów i bogata, przemyślana aranżacja. Warto wsłuchać się w piosenkę Jeszcze czekam Władysława Komendarka, melodyjną, choć nieco smutną, ozdobioną piękną solówką gitarową i syntezatorową. Znów słyszę wołanie to mocniejsze rockowe granie, z nieco rozmarzonym refrenem. Kolejny utwór Niedawno tak, pewnego dnia to piękna ballada, nawiązująca do klimatu pierwszej płyty, zarówno tematyką, jak i klimatem. Nastrój refleksji przerywa Wielki wyścig z rockową gitarą, na tle syntezatorowych pasaży. Dreszcze to kolejny powrót gitarowo-balladowej aranżacji z frapującym wokalem. Album zamyka nieco marszowa Płynąca marzeń rzeka, z ciekawie zaakcentowaną gitarą. Słychać, że to nadal Exodus, ale już podążający w inną stronę. Wersję CD z zestawu The Most Beautiful Dream uzupełnia pięć nagrań bonusowych z których warto wsłuchać się w niezwykły Ponury pejzaż, doceniony przez słuchaczy Trójki oraz liryczno-drapieżny W kalendarzu mego życia. Dodatki te nagrano w studiach Polskiego Radia w latach 1981 i 1982.
W roku 1983, po wydaniu Supernovej zespół podjął pracę nad trzecim albumem studyjnym, pod roboczym tytułem Hazard. Miała ona być rozwinięciem pomysłów, które zakiełkowały na wcześniejszym albumie i zawierać utwory bardziej ciążące w stronę brzmień elektronicznych. Exodus w tym czasie także sporo koncertował. Pojawił się m.in. na Rockowisku w Łodzi, na poznańskiej Rock Arenie, na Maratonie Rockowym w katowickim Spodku, a także na festiwalu w Jarocinie, choć akurat tamtejsza publiczność nie okazała się zbyt przychylna. Prawdopodobnie w tym czasie dał również koncert w Toruniu, który miałem okazję obejrzeć. Niestety mimo ukończenia materiału płyta Hazard nie ukazała się. Wypłynęła dopiero w 2006 roku, po dwudziestu trzech latach, jako część zestawu The Most Beautiful Dream, a nieco później pojawiła się także w wolnej sprzedaży. Trudno zaliczyć ją do kręgu muzyki elektronicznej, choć syntezatory Władysława Komendarka pełnią tam ważną rolę. Równie ważne są gitary, nie tylko braci Puczyńskich, lecz także Marka „Zefira” Wójckiego, nazywanego niegdyś najszybszym polskim gitarzystą, który uzupełnił skład zespołu.
Album miał swój potencjał i z pewnością odniósłby sukces. Szkoda, że nie zachował się oryginalny końcowy master, z jakiego miał być tłoczony. W studyjnej jakości przetrwały tylko dwa utwory. Pozostałe udało się odzyskać z jedynej istniejącej kopii, co na szczęście pozwoliło płytę zaprezentować w zamierzonym kształcie. Warto poświęcić jej nieco uwagi, bo to naprawdę dobra muzyka i jak zwykle niebanalne teksty. Trafiło tam dziewięć utworów. Obecną edycję uzupełnia sześć studyjnych bonusów z lat 1983-84. Całość brzmi świeżo, choć słychać, że grupa ostatecznie porzuciła rozbudowane suity na rzecz krótszych, bardziej rockowych form. Dziś można jedynie spekulować, czy z tak obranym kierunkiem zgadzali się wszyscy muzycy. Rok później ich drogi rozeszły się. Odszedł Władysław Komendarek poświęcając się karierze solowej, odszedł wokalista i gitarzysta Paweł Birula (wyemigrował do USA), a także gitarzysta Marek Wójcicki. Do grupy na krótko dołączyła Joanna Rosińska (v), którą później zastąpił Kazimierz Barlasz z grupy Cytrus (później Korba). Skład nowego Exodusu wzmocnili również dwaj muzycy Ogrodu Wyobraźni – Jacek Olejnik (k) i Bogdan Łoś (g). W takim składzie zarejestrowano kolejny singiel z utworami Kosmiczny ojcze / Ta frajda (1985), trudno jednak w tych nagraniach znaleźć choćby cień dawnych symfonicznych aranżacji. Ostatecznie Exodus zakończył działalność w 1986 roku, a część muzyków zasiliła nową grupę MadMax, po której zachowały się jedynie trzy nagrania zarejestrowane w Polskim Radiu Białystok oraz teledysk do utworu Atak serca.
Ważnym wydawnictwem uzupełniającym portret grupy Exodus jest ponad dwugodzinna płyta DVD A Ray Of Sunshine (2006). Znalazł się na niej pięćdziesięciominutowy koncert zarejestrowany w 1980 roku podczas Rockin' Jamboree '80 oraz występ w programie telewizyjnym „5-10-15” (z piosenką Wielki wyścig). Całość uzupełnia utwór Jestem automatem nagrany podczas Opola '81 i teledyski do wybranych piosenek. Na płytę trafiło także kilka kompozycji w wersji audio oraz interesujący wywiad z Andrzejem Puczyńskim. Niewątpliwie Exodus, obok SBB i Collage stanowił niegdyś czołówkę polskich formacji progresywnych. W ciągu kilku lat działalności zdołał wypracować oryginalny styl i rozpoznawalne brzmienie. Cieszę się, że ich płyty znalazły swe miejsce na mojej półeczce, a co za tym idzie – ich opis także na blogu.
słuchacz
Witam autora.trzeba przyznać ,że bardzo staranny komentarz .lubię tak super.
OdpowiedzUsuńRzadko się zdarza ,zeby taki komentarz był dokładny ,precyzyjny.Także chwała dla autora.Pozdrw.serdecznie W.K.
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa uznania i pozdrawiam serdecznie. 😊
UsuńBardzo dziękuję za artykuł. The most beautiful day to była moja pierwsza płyta, którą dostałem w 1981 roku na prezent imieninowy (będąc nastolatkiem :)). W muzyce Exodus-u zakochałem się od pierwszego wysłuchania. Koncert też zaliczyłem bodajzę w 1982 jesienią w Bydgoszczy. Obrazki z tego mam do dziś pod powiekami :). Supernova kupiona w DOmu Towarowym Junior po odstaniu w jakiejś horrendalnie długiej kolejce. Nie miałem pojęcia, że ukazało się zebrane wydawnictwo ich twórczości. Ale natychmiast poszukałem i kupiłem to co się dało w metal mind production. Zawsze coś. Oczywiście pełnego zestawu the most beautiful dream nie ma, ale inne rzeczy, których na obu znanych płytach nie było mam. i za tę możliwość bardzo dziękuję. Pozdrawiam autora i tych, którzy to przeczytali (bo to prawie jak Rodzina :))
OdpowiedzUsuń"Prawie jak Rodzina" Coś w tym jest. Dziękuję i również pozdrawiam :-)
Usuń