Jak pozbierać myśli z tych nieposkładanych? W dzikim winie świat się plącze. Ile razem dróg przebytych? Teatr to dziwny, teatr jedyny; gdzie sens, gdzie treść czort jeden zna. W dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski. Flet nawołuje z drzemiących osiczyn. Czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam. Świecie nasz, daj nam ciszy czarny staw. O, gdybyś chciała zostać na dłużej godzino miłowania… Pani mi mówi niemożliwe? Topi się, kto bierze żonę. Gdzieś w nas błyszczą gwiazdy poezji. Lecz myśl ta czyja? Samo się nie myśli. Wszystko ulata, ulata jak wata. Ważnych jest kilka tych chwil, Hop szklankę piwa, byle ładnie grajcy grali. Co mnie się zdaje to się zdaje, a Pani nigdy nie zrozumie co to jest tango Anawa…
Przepraszam za ten pospieszny zlepek fragmentów tekstów z wierszy do których muzykę napisał Marek Grechuta, ale… kilka dni temu minęła dwunasta rocznica jego śmierci. Cicho i niepostrzeżenie, poza głównym nurtem doniesień medialnych. Co nam zostało z tych utworów? Stworzył ich wiele, blisko pięćset. Mamy Festiwal Twórczości Marka Grechuty, mimo to jego twórczość powoli odpływa. Przykładem niech będzie ów przewrotny tytuł dzisiejszego tekstu, zaczerpnięty z wypowiedzi pewnego przedstawiciela młodego pokolenia...
Choć symbolem Krakowa dla mnie na zawsze pozostanie Piotr Skrzynecki i jego Piwnica, Ewa Demarczyk, Marek Grechuta, Leszek Długosz i Leszek Wójtowicz, Wiesław Dymny, Andrzej Sikorowski, Grzegorz Turnau i jeszcze kilka innych postaci, to jednak trudno bym nie zauważył zmiany pokoleniowej. Aż trudno uwierzyć, że przed laty Marek – ów śpiewający cherubinek pochodzący z Zamościa miał do siebie taki dystans jakby ta popularność go nie dotyczyła.
Pisząc dbał, by muzyka mimo swej finezji nie przesłaniała wierszy. Tamten czas przemija. Wprawdzie ludzie nadal chętnie słuchają dobrych tekstów i dobrej muzyki, jednak dzieje się to poza głównym nurtem. Większość woli łatwą rozrywkę, zresztą każdy ma prawo do własnego wyboru. Żal mi jedynie tamtej odchodzącej wrażliwości. Świat przyspieszył, pochłania nas mnóstwo drobiazgów, wirtualna rzeczywistość i wirtualne znajomości, budowanie kariery. Często zapominamy w tej pogoni o tym co najważniejsze. I tylko gdy niespodziewanie pojawiają się „chwile, gdy serce tak jak most zadudni” zatrzymujemy się. I oby nie było za późno. Oby się nie okazało, że życie najbliższych nagle i nieoczekiwanie się skończyło, a tak oczywista miłość nie pielęgnowana odeszła…
Brzegi rozejdą się wzdłuż rzeki,
Zerwane mosty, braknie łódki,
Więc nie dojdziecie na brzeg morza,
Co będzie brzegiem tej wędrówki.
Ów wiersz Wincentego Fabera, zatytułowany Wędrówka, niemal wyrecytowany na płycie Droga za widnokres (1972) jest dla mnie symbolem bardzo ważnego okresu w twórczości Grechuty, gdy artysta uciekając od lirycznego wizerunku otoczył się wybitnymi muzykami ze świata jazzu, a właściwie modnego wówczas jazz-rocka. Tak powstała grupa WIEM. Nazwę dało się rozwinąć – W Innej Epoce Muzycznej. I tak było w istocie. Ta kompozycja pojawiła się także na dwóch płytach koncertowych: Warszawa ’73 oraz Kraków ’81. Na pierwszej zwiastowała nowy epizod w twórczości Marka, a na drugiej potwierdzała, że chciał do niej wracać po latach. Płyta Droga za widnokres oraz dwa lata późniejsza Magia obłoków to moje ulubione pozycje w dorobku artystycznym Grechuty. Obie zostały nagrane po zakończeniu współpracy z grupą Anawa, która kojarzyła się z najbardziej znanymi lirycznymi kompozycjami oraz współpracą z Janem Kantym-Pawluśkiewiczem.
Mimo narastających problemów zdrowotnych Grechuta rozwijał się, szukał i eksperymentował. Przez grupę WIEM przewinęło się wielu znanych muzyków jazzowych. W zespole grał Kazimierz Jonkisz, Jan Adam Cichy, Antoni Krupa, Paweł Jarzębski, Piotr Michera, Paweł i Krzysztof Ścierańscy, Józef Gawrych, Tadeusz Kalinowski i Bogdan Kulik. Rozszerzona wersja Drogi za widnokres, z serii Świecie nasz zawiera fragmenty koncertu, który odbył się 14 października 1973 w Teatrze Żydowskim w Warszawie. Jego pełniejsza wersja trafiła na płytę Warszawa ’73, będącą częścią serii Marek Grechuta Koncerty. Słuchając tych utworów w wersji live można dostrzec jak się zmieniały z biegiem czasu i jak istotna była w nich rola muzyków zespołu. Dość posłuchać niemal natchnionego Antoniego Krupy, grającego na gitarze, czy Piotra Michery i jego skrzypiec… Widać, że te utwory żyły i dojrzewały z koncertu na koncert. Co ciekawe, pojawiły się tam także dwie piosenki z tekstami Marka, których nie ma na żadnej płycie studyjnej. To Nie szukaj niczego po kątach i W ciszy poranka. Nie zostały nagrane, ponieważ Grechuta uważał, że są niedokończone…
Z czasem zmieniała się też wizja artystyczna zespołu. Kolejny, czwarty album, nagrany również z grupą WIEM to Magia obłoków (1974). Jest dużo barwniejszy, z bardzo plastycznymi fragmentami instrumentalnymi, które powstały do filmu Jastrun (1973). Zebrano je w suitę i nagrano raz jeszcze. Na płycie Marek Grechuta ponownie sięgnął po poezję współczesną. Pojawiły się wiersze Ryszarda Krynickiego, Jana Zycha, Tadeusza Śliwiaka, Tadeusza Nowaka i Leszka Aleksandra Moczulskiego. Warto też zwrócić uwagę na utwór Godzina miłowania. Wcześniej znalazł się w programie koncertu z Teatru Żydowskiego, później trafił na Magię obłoków. Warto go porównać oba wykonania.
Jeśli o mnie chodzi "grechutki" znam i lubię o tyle o ile, jak to się pisze. Aczkolwiek nawet jeśli ktoś nie przepada za repertuarem Grechuty, to wg. mojego zdania pierwszych pięciu krążków z dyskografii Marka lubić nie trzeba, ale mimo wszytko należy je znać. Dla mnie drugi longplej, czyli "Korowód" to klasyka nad klasyki.
OdpowiedzUsuńNatomiast jeśli chodzi o oryginały 'grechutek" na mojej półce z płytami, to ograniczyłem się do dwóch pozycji: "40 piosenek: Grechuta znany i mniej znany 2010" oraz zapis gali finałowej festiwalu ku pamięci "Grechuta Festival 2013". Na tym podwójnym albumie największe wrażenie zrobiło na mnie ostatnie ok. 20 minut dysku drugiego, gdzie popis dał Maciej Maleńczuk. Jego interpretacja "Nad zrębem planety" i "Hop szklankę piwa" jest po prostu znakomita.